Na ławce na jerozolimskim starym mieście siedzi kobieta. skulona w jesiennym chłodzie pogryza jabłko i przygląda się budowli, która przysporzyła jej zarówno sławy, jak i kłopotów. właściwie trudno to nazwać budowlą – ot, niskie murki przylegające do umocnionej skarpy wysokiej na 20 m.

Reklama

Kobieta jest archeologiem, a te mury jej odkryciem, dlatego widzi więcej niż inni. Badaczka dostrzega, że budowla znajdowała się na skraju starożytnego miasta, na wzgórzu nad zboczem, i rozciągał się z niej widok na całą Dolinę Cedronu. Idealny punkt, z którego można rządzić królestwem. Oczami wyobraźni kobieta widzi fenickich cieśli i kamieniarzy pracujących tu w X w. p.n.e. Widzi też Babilończyków, którzy zburzyli miasto 400 lat później. A przede wszystkim człowieka, który – jest o tym przekonana – nakazał wznieść tę budowlę, a potem w niej rezydował. Miał na imię Dawid. Ten obiekt to pałac opisany w drugiej księdze Samuela: Hiram, król Tyru, wysłał posłów (…) z (…) cieślami i murarzami, aby zbudowali Dawidowi pałac. Wtedy Dawid uznał, że Pan potwierdził go królem nad Izraelem i że jego władzę królewską wywyższył ze względu na lud swój – Izraela [wszystkie fragmenty biblijne według Biblii Tysiąclecia].

Kobieta nazywa się Eilat Mazar. Z tym jabłkiem wygląda na uosobienie spokoju i pogody ducha. Póki nie pojawia się przewodnik z wycieczką. Młody Izraelczyk w towarzystwie nielicznej grupki staje przed ławką. Przewodnik jest archeologiem, to jej były student. Słyszała, że przyprowadza turystów i wmawia im, że to wcale nie był pałac Dawida i że ona ze swoimi badaniami jest na usługach izraelskiej prawicy, która potrzebuje podkładek dla nowych żądań terytorialnych wobec Palestyńczyków.

Mazar zrywa się z ławki i podchodzi do przewodnika. Wyrzuca z siebie gniewny potok hebrajskich słów. Turyści wytrzeszczają oczy.

– Człowiek musi mieć siły – mruczy kobieta na odchodnym. – Rozchoruję się z tego wszystkiego – mówi. – Zmarnowano mi wiele lat życia.

Gdy w 2005 r. w raporcie z wykopalisk Eilat Mazar ogłosiła, że odkryła pałac króla Dawida, uznano to za demonstracyjną obronę poglądów starej szkoły archeologicznej. Poglądy te dadzą się sprowadzić do tego, że biblijny opis imperium stworzonego przez Dawida, a doprowadzonego do potęgi przez jego syna Salomona, odpowiada historycznej rzeczywistości. Twierdzenia Mazar ośmieliły tych ludzi, którzy uważają, że Stary Testament można – i należy – odczytywać dosłownie. Szczególny oddźwięk wzbudziły jej odkrycia (czy też domniemane odkrycia) w Izraelu, gdzie dzieje Dawida i Salomona splatają się z historycznymi pretensjami Żydów do biblijnej Ziemi Obiecanej.

Opowieść znana jest każdemu czytelnikowi Biblii. Młody pasterz z pokolenia Judy imieniem Dawid pokonuje olbrzyma Goliata z wrogiego plemienia Filistynów. Po śmierci króla Saula pod koniec XI w. p.n.e. ogłasza się królem Judy, podbija Jerozolimę, jednoczy lud Judy z rozproszonymi plemionami Izraela z północy i zakłada dynastię, której kontynuatorem staje się w X w. p.n.e. Salomon. Wprawdzie Biblia głosi, że Dawid i Salomon uczynili ze zjednoczonego królestwa Izraela imperium rozciągające się od Morza Śródziemnego po Jordan, od Damaszku po pustynię Negew, lecz jest z tym pewien kłopot. Otóż mimo dekad poszukiwań naukowcom nie udało się znaleźć żadnych twardych dowodów na to, że Dawid czy Salomon kiedykolwiek cokolwiek zbudowali. Wtedy właśnie z fanfarami wkroczyła Mazar.

– Wiedziała, co robi – mówi inny badacz David Ilan. – Chciała zrobić wrażenie.

Ilan wątpi, że znalezisko Mazar jest pałacem Dawida. – Wydaje mi się, że to mury z VIII, może IX w. p.n.e. – mówi. Oznaczałoby to, że zbudowano je sto lub więcej lat po śmierci Salomona, która według Biblii nastąpiła w 930 r. p.n.e. Krytycy podają też w wątpliwość czystość motywów Mazar. Zwracają uwagę, że wykopaliska finansowały fundacja Miasto Dawidowe i instytut Merkaz Shalem, których misją jest szukanie potwierdzeń dla roszczeń terytorialnych Izraela. Szydzą z przywiązania Mazar do pracy metodami minionych pokoleń – jej dziadek prowadził wykopaliska ze szpadlem w jednej, a Biblią w drugiej ręce.

Powszechna w przeszłości praktyka wykorzystywania Pisma Świętego jako przewodnika dla archeologów od pewnego czasu wzbudza sprzeciwy. Uznano ją za przykład rozumowania pseudonaukowego, tautologicznego. W atakach celował Israel Finkelstein z Uniwersytetu w Tel Awiwie, który swą karierę zawodową oparł na obalaniu twierdzeń kolegów traktujących Biblię jak źródło naukowe. Zdaniem Finkelsteina i innych zwolenników tzw. krótkiej chronologii dowody archeologiczne sugerują, że naukowcy opierający się na Biblii mylą się w datowaniu znalezisk co najmniej o stulecie. Budowle odkryte w ostatnich dziesięcioleciach w Chasorze, Gezerze i Megiddo, datowane przez nich na „czasy Salomona”, jego zdaniem zbudowano dawno po śmierci ich obu, w IX w. p.n.e., pod rządami dynastii Omrydów.

W czasach Dawida, jak podkreśla Finkelstein, Jerozolima była „górską wioską”, a sam Dawid zwykłym watażką mającym za sobą pięciuset osiłków z kijami w dłoniach, a nie wielkie armie z rydwanami, jak powiada Pismo.

– Oczywiście, że to nie żaden pałac Dawida! – badacz oburza się na wzmiankę o odkryciu Mazar. – Lubię ją, to bardzo sympatyczna dama. Ale jej interpretacje są, jak by tu rzec, ciut naiwne.

Teraz jednak to hipotezy Finkelsteina znalazły się pod ostrzałem. W ślad za zapewnieniami Mazar, że odkryła pałac króla Dawida, dwóch innych archeologów doniosło o niezwykłych znaleziskach. 30 km na południowy zachód od Jerozolimy znajduje się Dolina Terebintu (Dolina Elah). Tam według Biblii młody pasterz Dawid pokonał Goliata. I tam właśnie prof. Yosef Garfinkel wykopał coś, co – jak twierdzi – jest pierwszym fragmentem żydowskiego miasta z czasów panowania Dawida. Tymczasem w Jordanii, 50 km na południe od Morza Martwego, prof. Thomas Levy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego od ośmiu lat prowadzi wykopaliska na terenie starożytnej kopalni i ośrodka wytopu miedzi w Chirbat en-Nahas. Levy datuje okres najintensywniejszego wydobycia w tym ośrodku na X w. p.n.e., czyli – według opowieści biblijnej – okres, gdy panowali na tym obszarze przeciwnicy Dawida, Edomici. (Inni naukowcy, wśród nich Finkelstein, utrzymują, że Edom pojawił się dwa stulecia później). Z faktu działania dużego ośrodka wydobycia i wytopu miedzi 200 lat przed przybyciem tam (według szkoły Finkelsteina) Edomitów można wyciągnąć wniosek o istnieniu ożywionej działalności gospodarczej w czasach panowania Dawida i Salomona. – Jest możliwe, że to wszystko należało do Dawida i Salomona – mówi Levy o swoim odkryciu. – Skala produkcji metalu wskazuje na jakieś starożytne królestwo.

Levy i Garfinkel na poparcie swoich twierdzeń mają dane naukowe, w tym znaleziska odłamków ceramiki oraz pestek oliwek i daktyli, które pozwoliły na datowanie metodą radiowęglową. Jeśli wciąż jeszcze trwające badania dostarczą dalszych dowodów, archeolodzy starej szkoły, którzy tak upierali się przy prawdziwości biblijnych opowieści, znów będą górą.

Starożytny szlak, który biegł Doliną Terebintu ku morzu, przecina ruchliwa szosa. U stóp wzgórz po obu stronach drogi leżą ruiny Soko i Azeki. Według Biblii przed pamiętną walką Goliata z Dawidem w tej właśnie dolinie, między dwoma miastami, rozbili obóz Filistyni.

Na polu legendarnej bitwy rośnie dziś pszenica i jęczmień, drzewka migdałowe i winorośl, ale także oczywiście drzewa terebintu (gatunek pistacji), po hebrajsku Elah, od których dolina wzięła nazwę. Nad potokiem Elah przerzucono mostek.

– Może i Goliat nigdy nie istniał. Opowieść mówi, że pochodził z wielkiego miasta, a wskutek jej powtarzania przez stulecia sam stał się olbrzymem. To metafora. Niektórzy chcieliby, żeby Biblia była czymś w rodzaju Encyklopedii Oks fordzkiej, ale 3 tys. lat temu tak się nie pisało historii. To były wieczorne opowieści przy ognisku. Tak właśnie powstawała legenda o Dawidzie i Goliacie – tłumaczy Garfinkel, gdy zjeżdżamy na mostek w drodze do jego stanowiska archeologicznego w Chirbat Keijafa.

Garfinkel ma wygląd typowego naukowca i dobroduszny humor (który przestaje być dobroduszny, gdy mowa o Israelu Finkelsteinie), ale łagodną powierzchownością pokrywa wielką ambicję. O megalitycznym murze wysokim na 3 m wznoszącym się nad potokiem Elah dowiedział się od strażnika służby zabytków. Wykopaliska rozpoczął na dobre w 2008 r.

Mur, jak się przekonał Garfinkel, był taki sam jak te, które odkryto w miastach na północy – Chasorze i Gezerze. Był typu kazamatowego – podwójny, z komorami między murami – i otaczał warownię o powierzchni 2,3 ha. Do murów przylegały domy mieszkańców. Takiego układu nie obserwowano u Filistynów. Po zdjęciu wierzchniej warstwy gleby Garfinkel natrafił na monety i inne znaleziska z czasów Aleksandra Wielkiego. Pod warstwą hellenistyczną odkrył budowle, w których znalazł cztery pestki oliwki, pochodzące, jak oceniono metodą izotopu węgla C-14, mniej więcej z roku 1000 p.n.e. Znaleziono także starożytną tacę do pieczenia chleba pita, a także obfitość kości bydła, kóz, owiec i rybich ości. Nie było natomiast szczątków świńskich. Innymi słowy żyli tu raczej Żydzi niż Filistyni. Ponieważ ekipa Garfinkela natrafiła na tym stanowisku na coś niezwykle rzadkiego – fragmenty ceramiki z napisami alfabetem protokananejskim, z czasownikami charakterystycznymi dla języka hebrajskiego, wniosek wydawał się oczywisty. Oto miasto ze śladami zaawansowanej kultury żydowskiej z X w. p.n.e., które – zdaniem Finkelsteina i innych zwolenników „krótkiej chronologii” – nie mogło istnieć.

Ale jak się to miasto nazywało? Garfinkel odkrył, że warownia miała nie jedną, lecz dwie bramy. To jedyny gród z dwiema bramami, jaki znaleziono na obszarze Judy i Izraela. „Dwie bramy” to po hebrajsku szaarayim, a miasto Szaaraim jest w Biblii wspomniane trzykrotnie. Jedna z tych wzmianek (1 Ks. Samuela 17:52) opisuje, jak Filistyni uciekali przed Dawidem do Gat po „drodze z Szaaraim”. – Mamy Dawida i Goliata, mamy nasze stanowisko archeologiczne, wszystko do siebie pasuje – mówi Garfinkel. – Wszystkie znaleziska są typowo żydowskie, od kości zwierząt po mury warowni. Czy są jakieś argumenty, że to miasto filistyńskie? Żadnych.

Może znalazłby się jednak powód do sceptycyzmu wobec wniosków Yossiefa Garfinkela: wyciągnął je bardzo szybko i nadał im wielki rozgłos, choć opierają się na datowaniu czterech pestek oliwki, jednym napisie (który można różnie interpretować), a wykopaliska na tym stanowisku są zaawansowane najwyżej w 5 proc. Innymi słowy (jak to ujął archeolog David Ilan): – Yossi ma w tym interes, częściowo ideologiczny, a częściowo osobisty. Finkelstein to gruba ryba, młodzi naukowcy chcieliby obalić jego monopol na archeologię biblijną. Zdetronizować go.

Z punktu widzenia innych zainteresowanych ta detronizacja jest czymś jeszcze ważniejszym: skoro Finkelstein upadnie, na tron wróci król Dawid.

Dawid trwa od trzech tysiącleci, obecny w sztuce, folklorze, w kościołach i rejestrze nadawanych imion. Dla muzułmanów jest Daoudem, czcigodnym władcą, prorokiem Allacha. Dla chrześcijan rzeczywistym i symbolicznym przodkiem Jezusa, co uprawnia Jezusa do tytułu Mesjasza. Dla wyznawców judaizmu jest ojcem Izraela, królem pasterzem namaszczonym przez Boga, zaś Żydzi są jego potomkami, należą do Narodu Wybranego. Nie do pomyślenia jest, by Dawid mógł być podrzędną albo wręcz mityczną postacią.

– Nasze pretensje do tego, że jesteśmy najstarszym narodem na świecie, jesteśmy ważni w cywilizacji i kulturze, opierają się na tym, że stworzyliśmy księgę nad księgami, Biblię – wyjaśnia Daniel Polisar, prezes instytutu Merkaz Shalem. – Wyrzucenie z tej księgi Dawida i jego królestwa pozbawiłoby ją wagi. Opowieść o Dawidzie przestałaby być źródłem historycznym. A wtedy i reszta Biblii okazałaby się tylko propagandową próbą stworzenia czegoś, co nie istniało. Jeśli nie można na coś znaleźć dowodów, to pewnie wcale się nie zdarzyło. Dlatego stawka jest taka wysoka.

Księgi Starego Testamentu traktujące o Dawidzie i Salomonie składają się z tekstów spisanych 300 lat po opisywanych w nich wydarzeniach przez niezbyt obiektywnych autorów. Nie istnieją żadne współczesne im teksty, które by mogły je potwierdzić. Od początków archeologii biblijnej naukowcy na próżno chcieli zweryfikować historyczność Abrahama, Mojżesza, wyjścia z Egiptu, podboju Jerycha. Amihai Mazar, kuzyn Eilat, jeden z najbardziej szanowanych archeologów izraelskich, mówi: – Niemal wszyscy się zgadzają, że Biblia to starożytny tekst pozostający w związku z dziejami tego kraju w epoce żelaza. Można nań patrzeć krytycznie, wielu naukowców tak czyni. Ale ignorować go nie można.

Mazar dodaje jednak, że nie powinno się go traktować dosłownie. Mimo to wielu archeologów takiemu właśnie dosłownemu rozumieniu poświęciło swe zawodowe wysiłki. Pierwszym był Amerykanin William Albright, ojciec archeologii biblijnej. Wśród uczniów Albrighta znalazł się izraelski wojskowy, polityk i archeolog Yigael Yadin. Dla Yadina i jego współczesnych Biblia była czymś niepodważalnym. W efekcie gdy Yadin odkrył bramy biblijnej warowni Chasor pod koniec lat 50. XX w., uczynił coś, czego dzisiaj nikt już by nie uznał za dopuszczalne: do datowania znalezionej ceramiki użył metody stratygraficznej oraz Biblii (wtedy nie znano jeszcze metody radiowęglowej). Oświadczył, że bramy powstały w czasach imperium Salomona w X w. p.n.e. – tylko dlatego, że tak mówi Pierwsza Księga Królewska.

Problem z tą księgą Biblii polega na tym, że dodano ją długo po śmierci Salomona, gdy Izrael rozpadł się na dwie części: Judę na południu i królestwo Izraela na północy.

– Gezer był najbardziej na południe wysuniętym miastem północnego królestwa Izraela, Chasor znajdował się na północnym skraju, a Megiddo było ośrodkiem gospodarczym położonym w centrum. Dlatego też dla tych, którzy spisywali tę historię, ważne było potwierdzenie roszczeń do całego wspomnianego terytorium. Yadin uznawał, że jeśli Biblia coś twierdzi, to tak było. Bramy trzech miast – wszystkie musiały być bramami Salomona – tłumaczy Norma Franklin, archeolożka z Uniwersytetu w Tel Awiwie.

Dzisiaj wielu naukowców (w tym Norma Franklin i jej kolega Finkelstein) wątpi, by wszystkie trzy bramy pochodziły z czasów Salomona. Są jednak inni archeolodzy (wśród nich np. Amihai Mazar), którzy wyrażają zdanie przeciwne. Wszyscy jednak odrzucają tautologiczne wnioskowanie Yadina. W początkach lat 80. XX w. to odrzucenie przerodziło się w ruch „biblijnego minimalizmu”. Zdaniem minimalistów Dawid i Salomon byli postaciami fikcyjnymi. Wiarygodność takiego poglądu nadwątliły jednak wykopaliska na stanowisku Tel Dan na północy Izraela, w trakcie których w 1993 r. odkryto bazaltowy kamień z napisem „Dom Dawida” („Ród Dawida”). Historyczność Salomona pozostaje jednak nadal bez jakiegokolwiek potwierdzenia.

Z braku dowodów pozostaje nam bardzo ubogi obraz biblijnego świata z X wieku p.n.e., tak jak go przedstawił w artykule z 1996 r. Finkelstein: nie żadne wielkie królestwo z monumentalnymi budowlami, ale płynny krajobraz oddzielnych, krystalizujących się dopiero plemiennych państwowości: Filistynów na południu, Moabitów na wschodzie, Izraelitów na północy, jeszcze dalej na północy Aramejczyków, a ponadto, owszem, judzką partyzantkę pod wodzą młodego pasterza w jakiejś małej i biednej Jerozolimie. Taka interpretacja oburza Izraelczyków, którzy uważają Dawidową stolicę za fundament swojej kultury i państwowości. Dla wielu prac wykopaliskowych prowadzonych w Jerozolimie środki finansowe zdobywa fundacja City of David, której dyrektor Doron Spielman przyznaje otwarcie: – Gdy zbieramy pieniądze na wykopaliska, kierujemy się szansą na potwierdzenie tego, co mówi Biblia, bo to wiąże się z suwerennością Izraela.

Nic dziwnego, że takie podejście niespecjalnie odpowiada tym mieszkańcom Jerozolimy, którzy urodzili się Palestyńczykami. Wiele stanowisk archeologicznych znajduje się we wschodniej części miasta, gdzie ich rodziny mieszkały od pokoleń, a skąd będą musieli się wynieść, jeśli wykopaliska dadzą podstawę izraelskim roszczeniom osadniczym. Z perspektywy palestyńskiej szukanie dowodów archeologicznych na uzasadnienie czyjegoś przywiązania do ziemi jest nieporozumieniem. Profesor Hani Nur el-Din mówi tak: – Gdy widzę Palestynki, jak lepią tradycyjną ceramikę, taką samą jak w epoce brązu; gdy czuję zapach placków pita pieczonych w piecu tabun tak samo jak w IV czy V tysiącleciu przed naszą erą, to widzę w tym kulturalne dziedzictwo. Palestyna nie ma pisanych dokumentów, nie ma historyczności, ale swoją historię mimo to ma.

Większość izraelskich archeologów wolałaby, żeby wyników ich pracy nie używać do rozstrzygania politycznych sporów. Niemniej z młodymi narodami tak właśnie jest. Profesor Avraham Faust z Uniwersytetu Bar-Ilan zauważa: – Norwegowie potrzebowali wykopalisk wikińskich, żeby stworzyć tożsamość odróżniającą ich od ich szwedzkich i duńskich władców. Państwo Zimbabwe zostało nazwane od stanowiska archeologicznego. Archeologia to wygodne narzędzie tworzenia tożsamości narodowych.

Izrael jednak tym różni się od innych krajów,że jego narodowa tożsamość pojawiła się wcześniej niż jakiekolwiek wykopaliska. Wykopaliskamają ją tylko potwierdzić... lub nie.

– Tu było piekło – mówi wesoło Thomas Levy, stojąc nad dziurą w ziemi wypełnioną starożytnym żużlem. Levy i jego studenci z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego prowadzą badania na terenie 10-hektarowego starożytnego ośrodka metalurgicznego, obok którego znajduje się warowny kompleks zawierający m.in. ruiny strażnicy sprzed 3 tys. lat. Najwyraźniej żołnierze rezydowali tuż przy ośrodku produkcyjnym, nadzorując robotników, zapewne niezbyt chętnych do pracy. – Ośrodek o takiej skali wymaga systemu zaopatrzenia w żywność i wodę – ciągnie Levy. – Choć dowieść tego nie potrafię, uważam, że ludzie, którzy harowali w tych warunkach, musieli być niewolnikami… albo studentami. Chodzi o to, że prymitywna społeczność plemienna nie zdołałaby czegoś takiego stworzyć.

Levy jest antropologiem. Do południowej Jordanii przybył w 1997 r., aby prowadzić badania nad rolą metalurgii w ewolucji społecznej. Wybór na miejsce badań nizinnego rejonu Faynan, gdzie niebieskozielony malachit skrzy się na każdym kroku, był oczywisty. Okazało się też, że tu właśnie amerykański rabin i archeolog Nelson Glueck oświadczył dumnie w 1940 r., że odkrył edomickie kopalnie kontrolowane przez króla Salomona. Brytyjscy archeolodzy, który prowadzili tu badania później, znaleźli – jak sądzili – dowody na to, że Glueck pomylił się o dobre 300 lat i że kopalnie w rzeczywistości działały w VII w. p.n.e. Gdy jednak Levy zaczął badania na stanowisku Chirbat en-Nahas (po arabsku „miedziane ruiny”) i przesłał próbki do Oksfordu w celu datowania ich metodą radiowęglową, okazało się, że to jednak Glueck był na właściwym tropie: ośrodek wydobywczo-metalurgiczny działał w X w. i – jak podkreśla to z naciskiem Levy – był najbliższym Jerozolimie źródłem miedzi.

Zespół pod kierunkiem Levy’ego i jego jordańskiego współpracownika Mohammada Najjara odkrył bramę o czterech komorach, podobną do znajdowanych na terenie Izraela i pochodzących przypuszczalnie z X w. p.n.e. Kilka kilometrów od kopalń odkryto cmentarzysko z 3,5 tys. grobów datowanych na ten sam okres, być może zawierających szczątki koczowników epoki żelaza, określanych przez starożytne źródła egipskie jako lud Szasu. Levy sądzi, że w pewnych okresach mogli oni być spędzani do kopalń i zmuszani do kopania rudy i wytopu miedzi. Jak się wydaje, roboty w kopalniach przerwano pod koniec IX w. Dlaczego tak się stało, mogą wyjaśnić badania „warstwy nieciągłości” odkrytej przez studentów Levy’ego.

Znaleziono w niej 22 pestki daktyli, których wiek określono na X stulecie p.n.e. Pestki leżały wśród egipskich przedmiotów pochodzących z czasów faraona Szeszonka I, m.in. amuletów w kształcie skarabeusza i głowy lwa. Najazd tego egipskiego władcy na okolice Jerozolimy wkrótce po śmierci Salomona rejestruje Stary Testament i inskrypcja na świątyni Amona w Karnaku. – Jestem przekonany, że to najazd Szeszonka przerwał wydobycie miedzi w tej kopalni pod koniec X w. Egipcjanie w czasach Trzeciego Okresu Przejściowego nie byli dość silni, by wystawić armię okupacyjną, dlatego nie widać tu egipskich form do chleba i innych okazów kultury materialnej. Ale byli w stanie zorganizować wyprawę wojenną na tyle silną, by utrzeć nosa drobnym władcom i zapewnić, że nie będą stanowili zagrożenia dla Egiptu. I tak zrobił Szeszonk – mówi Levy.

To „piekło”, które wykopał Levy w Chirbat en-Nahas, może się okazać piekłem dla Finkelsteinowskiej szkoły „krótkiej chronologii”. Kopalnie miedzi może nie wzbudzają aż takiego zainteresowania jak pałac króla Dawida na wzgórzu nad polem walki Dawida z Goliatem. Ale wykopaliska Levy’ego obejmują dłuższy okres i większą powierzchnię niż stanowiska Eilat Mazar czy Yosefa Garfinkela, a datowanie warstw opiera się na znacznie większym materiale. – Wszyscy naukowcy zajmujący się Edomem przez ostatnie dwa pokolenia twierdzili, że jako państwo nie istniał przed VIII w. p.n.e. – tłumaczy Amihai Mazar. – Ale datowanie radiowęglowe znalezisk Levy’ego pokazuje co innego, wiąże Edom z X i IX stuleciem p.n.e.

I właśnie do datowania przyczepili się krytycy Levy’ego. Niektórzy twierdzą, że analiza pierwszych 46 znalezisk nie wystarczy, żeby przetasować całą chronologię Edomu. Dlatego przy drugiej rundzie analiz metodą radioaktywnego węgla C-14 Levy podwoił liczbę próbek i skrupulatnie wybrał kawałki węgla drzewnego, tak aby pochodziły z fragmentów drzew z wyraźnymi zewnętrznymi pierścieniami przyrostów rocznych. Ale analiza radiowęglowa nie jest niezawodna.

– Metoda C-14 nie pomoże w rozwiązaniu sporu. Przedział błędu wynosi ok. 40 lat. Różne laboratoria dają różne wyniki – twierdzi Eilat Mazar. I rzeczywiście, Finkelstein i Amihai Mazar wdali się w przepychankę w sprawie datowania jedynej warstwy na stanowisku w Rechow, osadzie z epok brązu i żelaza położonej na zachód od Jordanu. Mazar utrzymuje, że warstwa pochodzi z czasów Salomona. Finkelstein – że z późnego okresu dynastii Omrydów nazwanej tak od jej założyciela Omriego, ojca Ahaba. Odstęp między tymi dwiema epokami to mniej więcej 40 lat.

– Wiele datowań radiowęglowych dla tego okresu podaje przedziały dat pokrywające się dokładnie z tym okresem, o który trwa spór – uśmiecha się ze znużeniem Amihai Mazar. – Wiemy, że coś się stało między tym a tamtym rokiem. I taka sytuacja trwa od 15 lat.

– Można znaleźć dowody radiowęglowe na to, że Dawid był norweskim wieśniakiem w VI w. n.e.! – wykrzykuje Israel Finkelstein, jak zwykle przesadzając, by uwypuklić swoją myśl. – Ale, mówiąc poważnie, lubię czytać wszystko, co Tom pisze o Chirbat en-Nahas. Przychodzą mi wtedy do głowy dobre pomysły. Sam bym w życiu nie kopał w takim miejscu. Za gorąco!

Finkelstein swoje repliki rozpoczyna właśnie od uprzejmego wstępu, przy którym jednak nie potrafi ukryć diabelskiego błysku w oku. Jak na naukowca zachowuje się bardzo emocjonalnie – nachyla nad rozmówcą brodatą twarz, gestykuluje wielkimi dłońmi, moduluje swój baryton jak szekspirowski aktor. Wobec tych, których ma zaatakować, z uprzejmości szybko rezygnuje.

– Jeśli ktoś chciałby wzbudzać zainteresowanie, nie mając nic ciekawego do zaproponowania, powinien zachowywać się jak Finkelstein – sarka Eilat Mazar. Yosef Garfinkel też nie ma o nim najlepszego zdania. Na wiadomość, że dostał grant o wysokości 4 mln dolarów, mówi: – Przecież on w ogóle nie opiera się na nauce! To tak, jakby dać pokojowego Nobla Saddamowi Husajnowi.

Hipotezy Finkelsteina trafiają jednak w atrakcyjny intelektualnie środek między poglądami tych, którzy traktują Biblię dosłownie, a przekonaniami minimalistów. – Pomyślmy o Biblii tak, jakby to było wielowarstwowe stanowisko archeologiczne – mówi naukowiec. – Część tekstu spisano w VIII w. p.n.e., część w VII, a potem w różnych okresach aż do II stulecia p.n.e. To 600 lat kompilowania. Co nie oznacza, że opowiedziane historie nie pochodzą z głębokiej starożytności. Ale sceneria tych historii to rzeczywistość późniejsza. I tak np. Dawid to postać historyczna. Naprawdę żył w X w. p.n.e. Akceptuję opisy Dawida jako przywódcy jakiejś zbuntowanej grupki, wichrzyciela żyjącego na marginesie społeczeństwa. Ale nie wierzę w złotą Jerozolimę ani w opisy wielkiego imperium z czasów Salomona. Gdy autorzy tekstów o tym piszą, mają przed oczyma swoją współczesność, czasy potęgi asyryjskiej.

– A Salomon... Chyba zniszczyłem Salomona, można tak powiedzieć. Ale przyjrzyjmy się mu, rozbierzmy go na części pierwsze. Taka na przykład wizyta królowej Saby, arabskiej władczyni przywożącej ze sobą do Jerozolimy rozmaite egzotyczne towary. To zupełnie nie do pomyślenia przed 732 r. p.n.e., czyli przed rozwojem arabskiego handlu pod rządami Asyryjczyków. Spójrzmy na historię Salomona powożącego rydwanami, komenderującego wielkimi armiami itd. Sceneria tych opowieści to świat panowania Asyryjczyków.

O warowni nad kopalniami odkrytej przez Levy’ego Finkelstein mówi: – Nie wierzę, że to pochodzi z X w. p.n.e. Niemożliwe, żeby ludzie żyli na miejscu, gdy trwało wytapianie. Ogień, trujące dymy – nie, wykluczone! Za to warto się przyjrzeć warowni En Hazeva po naszej stronie Jordanu, zbudowanej przez Asyryjczyków na głównym szlaku do Edomu. Tamta budowla Toma to bliźniacza warownia asyryjska z VIII w., strzegąca drugiego brzegu rzeki. A poza tym, jeśli spojrzeć na to w kontekście całej archeologii bliskowschodniej, jego wykopaliska są marginalne. To nie jest porządnie uwarstwione miasto, istniejące przez wiele epok, jak Megiddo czy Rechow. Jak można wziąć kupę żużlu i uczynić z tego główny temat dyskusji o dziejach biblijnych?

Jeszcze bardziej jadowicie Finkelstein traktuje odkrycia Garfinkela w Chirbet Keijafa: – O moich pracach nikt nie powie, że znalazłem jedną pestkę oliwki w jakiejś warstwie w Megiddo i na podstawie tej pestki, wbrew setkom innym datowań metodą C-14, orzekam o losie zachodniej cywilizacji! – śmieje się drwiąco. – Brak kości świń znaczy, że to osada żydowska? – To mocna poszlaka, ale jeszcze nie dowód. – Znaleziona inskrypcja? Prawdopodobnie z filistyńskiego Gat, nie z królestwa Judy.

Paradoks polega na tym, że Finkelstein, dawny buntownik, enfant terrible archeologii biblijnej, sam stał się establishmentem, Goliatem broniącym swojego systemu chronologicznego przed młodymi gniewnymi. Idea, że w X w. p.n.e. na brzegach Jordanu istniało rozwinięte społeczeństwo, zepchnęła Finkelsteinowską wizję czasów Dawida i Salomona do defensywy. Niemniej nawet gdyby Garfinkel potrafił udowodnić, że plemię Judy, które wydało Dawida, zamieszkiwało warownię Szaaraim, Eilat Mazar zdołała dowieść, że to król Dawid nakazał wznieść pałac w Jerozolimie, a Tom Levy wykazał, że to król Salomon nadzorował kopalnie miedzi w Edomie, to wszystko razem jednak wcale nie oznaczałoby, że mamy do czynienia z potężną dynastią, jak ją opisuje Biblia. Ile jeszcze trzeba wykopalisk, by tę kwestię rozstrzygnąć?

Obsesyjne dążenie do potwierdzania prawdziwości opowieści biblijnych jest zdaniem wielu archeologów niezdrowe. Raphael Greenberg z Uniwersytetu w Tel Awiwie mówi wprost: – To działanie na szkodę archeologii. Powinniśmy reprezentować punkt widzenia, który nie bierze się ze starych tekstów czy jakichkolwiek z góry przyjętych poglądów na historię, lecz jest alternatywną wizją przeszłości: stosunków między bogatymi a biednymi, między mężczyznami a kobietami. Innymi słowy jest czymś ważniejszym niż potwierdzanie Biblii.

Ale czy Dawid z całą swoją metaforyczną siłą przestanie mieć znaczenie, jeśli jego uczynki i jego imperium uznamy za wytwór wyobraźni? Kiedy mówię Finkelsteinowi, że dla wielu ludzi na całym świecie wielkość Dawida to coś niezwykle ważnego, jego reakcja mnie zaskakuje.

– Niech pan posłucha. Kiedy prowadzę badania, muszę rozróżniać między Dawidem kulturowym a Dawidem historycznym. Podobnie mogę świętować Paschę, nie traktując wydarzeń opisanych w Księdze Wyjścia jako faktów historycznych. Dla mnie, dla mojej tożsamości kulturowej – mówi Finkelstein, który zdetronizował Dawida – Dawid to nie jakaś tablica pamiątkowa na ścianie, nie jakiś podrzędny herszt bandy z X w. Nie. Jest czymś więcej. Dużo więcej.

Reklama

Robert Draper, 2011

Reklama
Reklama
Reklama