Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Kim jest Juliane Koepcke?
  2. Cudowne ocalenie Juliane Koepcke
  3. Drugie życie

24 grudnia 1971 r. na lotnisku w Limie panował przedświąteczny ruch. Samolot LANSA 508 miał przetransportować pasażerów na wschód kraju, do Pucallpy, miasta położonego na skraju amazońskiej dżungli. Na pokładzie znajdowało się 92 podróżnych, w tym 17-letnia Juliane Koepcke i jej matka, Maria. Obie wybierały się na spotkanie z ojcem dziewczyny, który prowadził badania naukowe w tropikalnym lesie. Lot miał trwać nieco ponad godzinę. Niestety, maszyna wkrótce po starcie wpadła w burzową chmurę, a jeden z piorunów trafił w skrzydło samolotu. W ciągu kilku chwil konstrukcja uległa całkowitemu zniszczeniu.

Spośród wszystkich osób na pokładzie przeżyła tylko Juliane, przypięta pasami do fotela, która spadła z wysokości ok. trzech kilometrów. Jej historia stała się jednym z najbardziej zadziwiających przypadków przetrwania w dziejach lotnictwa.

Kim jest Juliane Koepcke?

Juliane Koepcke urodziła się 10 października 1954 r. w Limie. Była jedynym dzieckiem niemieckich biologów, Marii i Hansa-Wilhelma Koepcke, którzy osiedlili się w Peru, by prowadzić badania nad bioróżnorodnością Amazonii. Jej dzieciństwo upłynęło między stolicą a terenową stacją badawczą „Panguana”, założoną przez rodziców. Od najmłodszych lat dziewczynka zdobywała praktyczne umiejętności związane z przetrwaniem w lesie. Rozpoznawała gatunki roślin, wiedziała, które owady są groźne, jak szukać wody i kiedy najlepiej się ukryć.

Edukacja Juliane nie kończyła się na lekcjach w niemieckiej szkole w Limie. Równie istotne były doświadczenia wyniesione z wypraw do dżungli, gdzie towarzyszyła rodzicom w pracy badawczej. Bezpośredni kontakt z przyrodą kształtował jej sposób myślenia i przygotował do reagowania w nieprzewidywalnych warunkach. Wszystko to miało okazać się pomocne w dniu katastrofy.

Cudowne ocalenie Juliane Koepcke

Po rozbiciu Koepcke przez dłuższy czas pozostawała nieprzytomna. Gdy odzyskała świadomość, była ciężko ranna. Miała złamany obojczyk, głębokie rany na nogach i uraz oka. Nie miała przy sobie ani jedzenia, ani wody, ani żadnych środków medycznych. Przez kilka dni pozostała w miejscu upadku, próbując dojść do siebie. Kiedy jednak nikt nie pojawił się z pomocą, zrozumiała, że musi działać.

Zdecydowała się ruszyć wzdłuż niewielkiego strumienia. Wiedziała, że każdy ciek wodny może doprowadzić do większej rzeki, a wzdłuż niej istnieje szansa na napotkanie ludzi. Jej marsz przez las trwał ponad tydzień. Nie miała żadnego pożywienia poza kilkoma cukierkami, które odnalazła pośród wraku. Szła boso, przez bagna, gęste zarośla, po mokrych i śliskich korzeniach. Ukąszenia owadów pokrywały całe ciało, a rany zaczęły się zakażać. Mimo to kontynuowała marsz.

Jej wiedza wyniesiona z dzieciństwa była nieoceniona. Potrafiła unikać niebezpiecznych roślin, rozpoznawać ślady dzikich zwierząt, znaleźć wodę pitną. – Widziałam krokodyle na brzegu rzeki, ale byłam spokojna. Dzięki lekcjom ojca wiedziałam, że one nie atakują ludzi – mówiła później. – Czwartego dnia usłyszałam odgłos lądującego sępa królewskiego. Bałam się, bo wiedziałam, że lądują tylko wtedy, gdy jest dużo padliny. Wiedziałam, że to ciała z katastrofy – dodała.

Po wielu dniach samotnej wędrówki Juliane dotarła do porzuconego obozowiska. Wkrótce na miejsce wrócili drwale. Gdy zobaczyli jej stan, nie zwlekali – zdezynfekowali rany benzyną i zabrali ją łodzią. Przeprawa przez dżunglę zajęła ponad jedenaście godzin. Dopiero w osadzie możliwy był transport lotniczy do szpitala.

Z perspektywy czasu wielu badaczy i psychologów przyznało, że jej ocalenie nie było dziełem przypadku. Przetrwanie Juliane było wynikiem połączenia praktycznej wiedzy, psychicznej odporności i zdolności do podejmowania racjonalnych decyzji w skrajnych warunkach. Jak się później okazało, aż 14 pasażerów zdołało przeżyć upadek, ale nie doczekali się pomocy. Wśród nich była matka 17-latki.

– 12 stycznia znaleźli jej ciało. Później dowiedziałam się, że ona również przeżyła wypadek, ale została ciężko ranna i nie mogła się poruszać. Zmarła kilka dni później. Strach pomyśleć, jak wyglądały jej ostatnie dni – podkreśliła.

Drugie życie

Po powrocie do Niemiec Juliane Koepcke poszła w ślady rodziców. Studiowała biologię, specjalizowała się w badaniach nad nietoperzami i ochronie środowiska. W 1980 r. obroniła doktorat na monachijskim Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana. Pracowała naukowo w Niemczech i Peru. Wróciła także do stacji Panguana, by kontynuować dzieło swoich rodziców i prowadzić badania w terenie.

Juliane Koepcke (2013)
Juliane Koepcke (2013) fot. Müller-Stauffenberg/ullstein bild / Getty Images

Po latach zdecydowała się opisać swoją historię w książce „Kiedy spadłam z nieba” („Als ich vom Himmel fiel”), wydanej w 2011 r. Jej przeżycia stały się także inspiracją dla dokumentu „W otchłani ciszy” w reżyserii Wernera Herzoga, który sam miał planować lot tym samym samolotem, ale w ostatniej chwili zmienił plany.

Dziś Juliane Koepcke ma 70 lat. Mieszka w Monachium i pracuje w bibliotece Państwowego Muzeum Zoologicznego.

Reklama

Źródła: National Geographic Polska; Onet, BBC

Reklama
Reklama
Reklama