Jak polscy chłopi i niemieccy koloniści radzili sobie z wylewającą Wisłą? Dwie odmienne strategie walki z żywiołem
Wylewająca rzeka była problemem, który od zarania dziejów towarzyszył nadwiślańskiemu osadnictwu. Radzono sobie z nim w różny sposób: szczególnie dobrze widać to na przykładzie mazowieckiego Kazunia, w którym polscy chłopi i niemieccy osadnicy dzielili ze sobą nadrzeczny teren. Co ich różniło?

Dr Łukasz Sobechowicz, historyk z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, wraz ze swoim zespołem przeanalizował to, w jakie interakcje ze środowiskiem naturalnym wchodzili nadwiślańscy osadnicy od początku XIX wieku do I wojny światowej. Nie tylko ci polscy.
Celem badaczy było wskazanie różnic pomiędzy poszczególnymi grupami.
Polak Niemcowi sąsiadem
Jako przykład badacze wybrali Kazuń – niewielką parafię leżącą na północ od puszczy Kampinoskiej, gdzie żyły dwie zupełnie odmienne społeczności: lokalni polscy chłopi i tzw. Olędrzy. Takim mianem przyjęto nazywać nie tylko holenderskich, ale też niemieckich osadników sprowadzanych na polskie ziemie już w XVI wieku. Grupy te w radykalnie odmienny sposób radziły sobie z powodziami.
W badaniach wzięto pod uwagę szereg danych. Udało się dotrzeć do starych ksiąg zwierających daty urodzin i zgonów, danych o cenach żywności czy historycznych map. Pobrano nawet materiał z dna jeziora, który dostarczył wielu informacji o ekosystemie minionych wieków.
Różnice kulturowe, religijne i językowe
Podejście do gospodarki i środowiska obydwu żyjących po sąsiedzku grup było skrajnie różne. Zachodnią część parafii zamieszkiwali katoliccy chłopi, a wschodnią – odrzuconą przez Polaków ze względu na częste zalewanie przez Wisłę – niemieccy koloniści mennoniccy, czyli protestanci. Byli to wolni ludzie, którzy dzierżawili ziemię od szlachty, duchowieństwa czy króla.
Sobiechowicz wskazuje, że sposób odpowiedzi obu grup na stresy środowiskowe definiowały różnice kulturowe, językowe i religijne. Nie bez znaczenia było także to, że obie społeczności były od siebie oddzielone starorzeczem Wisły.
Niemiecka myśl techniczna
A ich zachowanie różniło się bardzo. Niemieccy osadnicy płacili wysoki czynsz, więc mogło ich to motywować do jak najbardziej efektywnej pracy.
Przywieźli też ze sobą rozmaite techniki radzenia sobie na terenach zalewowych. Budowali domy na sztucznych pagórkach, wznosili wały czy sadzili wzdłuż rzeki drzewa. Charakterystyczne były także spowijające ich wioski wiklinowe płoty, które spowalniały nurt w trakcie powodzi. Zakładali także sady czy zajmowali się produkcją serów, by zabezpieczyć się przed ewentualnym kryzysem i zdywersyfikować dochody.
Polscy chłopi zajmowali się głównie uprawą zbóż, które było dużo bardziej narażone na zalanie. I chociaż mieszkali na bezpieczniejszym terenie, to konsekwencje powodzi odczuwane były u nich przez co najmniej dwa pokolenia, podczas gdy mennonici radzili sobie z jej skutkami znacznie szybciej.
Współpraca kluczem do sukcesu
Kluczowe okazały się różnice w funkcjonowaniu społeczności. Mennonici podzielili pola na równe, prostopadłe do rzeki pasy, dzięki czemu na powodzi wszyscy cierpieli w równym stopniu – i wszystkim tak samo zależało na tym, aby jej przeciwdziałać.
U katolików system ten nie funkcjonował: niektórzy chłopi tracili dobytek życia, gdy tymczasem ich sąsiadom powódź szkód nie wyrządzała. Paradoksalnie w wypracowaniu lepszych rozwiązań nie pomagała też pomoc państwa, które po wielkiej powodzi po prostu przenosiło polskich chłopów w bezpieczniejsze miejsce. Niemcy nie mieli takich przywilejów, dlatego też to mennonitom bardziej zależało na tym, by chronić się przed dewastującymi humorami Wisły.
– Dzisiaj często jesteśmy od rzek oddzieleni wałami. Wydaje nam się, że jesteśmy bezpieczni. Dawniej ludzie nie mieli tego komfortu. Byli zmuszeni obserwować rzekę, zrozumieć ją i spróbować się do niej dostosować. Nie zmieniali rzeki, ale musieli zmienić siebie i dostosować do niej przestrzeń, w której gospodarowali – mówi dr Sobechowicz.
To powinna być wynikająca z badań lekcja dla nas. – Trzeba umieć mądrze żyć nad rzeką i być na nią uważnym – kończy historyk.
Źródło: PAP, naukawpolsce.pl
Nasz autor
Jonasz Przybył
Redaktor i dziennikarz związany wcześniej m.in. z przyrodniczą gałęzią Wydawnictwa Naukowego PWN, autor wielu tekstów publicystycznych i specjalistycznych. W National Geographic skupia się głównie na tematach dotyczących środowiska naturalnego, historycznych i kulturowych. Prywatnie muzyk: gra na perkusji i na handpanie. Interesuje go historia średniowiecza oraz socjologia, szczególnie zagadnienia dotyczące funkcjonowania społeczeństw i wyzwań, jakie stawia przed nimi XXI wiek.

