Bucza stała się symbolem tragedii, ale także walki o sprawiedliwość. Agresorów czeka kara
Do marca 2022 roku Bucza była spokojnym, zielonym miastem w obwodzie kijowskim, cenionym za czyste powietrze i komfortowe warunki życia. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę stała się sceną niewyobrażalnego dramatu. W kwietniu świat obieg tragiczny obraz leżących na ulicach ciał, masowych grobów i zniszczonego sprzętu wojskowego. Obraz, który na zawsze wrył się w globalną świadomość. 33-dniowa okupacja zmieniła Buczę w trwały symbol brutalności imperialnej agresji.

Spis treści:
Bucza znajduje się w obwodzie kijowskim, w odległości około 34 km na północny zachód od stolicy Ukrainy. Rozpościera się nad niewielkimi rzekami, Buczą i Rokaczem – dopływami Irpienia. Jej strategiczne znaczenie podkreśla przebiegająca przez miasto międzynarodowa droga M07, łącząca Kijów z granicą polską w Jagodzinie. Przed inwazją, na powierzchni 26,57 kilometra kwadratowego mieszkało około 36 tys. osób.
Narodziny letniska
Na miejscu dzisiejszej Buczy istniała wieś Jabłuńka. Najstarsze wzmianki na jej temat są datowane na 1630 rok. Początek nowoczesnej Buczy jest nierozerwalnie związany z postępem technologicznym końca XIX wieku. Momentem zwrotnym była budowa linii kolejowej Kijów-Kowel w 1898 roku.
Wokół nowo powstałej stacji kolejowej, nazwanej od pobliskiej rzeki Buczą, zaczęli osiedlać się pracownicy kolei. Szybko docenili malownicze krajobrazy i doskonałą jakość powietrza, co przyciągnęło uwagę kijowskiej burżuazji i urzędników. Bucza przekształciła się w popularny kurort i osadę dacz, gdzie elita stolicy wznosiła swoje domy letniskowe.
Wiek transformacji
Niewielka osada zaczęła się rozwijać w XX stuleciu. W 1938 roku Bucza otrzymała status osiedla typu miejskiego. Prawdziwy przełom nastąpił jednak już w niepodległej Ukrainie. 9 lutego 2006 roku otrzymała prawa miejskie, które weszły w życie 1 stycznia 2007 roku, co przypieczętowało jej status jako dynamicznie rozwijającego się, nowoczesnego ośrodka podkijowskiego.
33 dni koszmaru
Gdy 24 lutego 2022 roku rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji, Bucza znalazła się na jednej z głównych osi natarcia na Kijów. Już 27 lutego w mieście rozgorzały ciężkie walki, podczas których siły ukraińskie zniszczyły dużą kolumnę rosyjskiego sprzętu. Mimo zaciekłego oporu, do 5 marca siły rosyjskie przejęły pełną kontrolę nad miastem. Okupację prowadziły jednostki należące m.in. do 35. i 36. Armii Wschodniego Okręgu Wojskowego i elitarne dywizje powietrznodesantowe. Rozpoczął się okres terroru, który mer miasta, Anatolij Fedoruk, określił później jako „koszmar”.
Najeźdźcy dopuścili się niewyobrażalnych czynów
31 marca, po wyzwoleniu miasta, światło dzienne ujrzały dowody systematycznych zbrodni, które zostały drobiazgowo udokumentowane przez międzynarodowe organizacje praw człowieka, śledczych i dziennikarzy. Najbardziej wstrząsającym i najcharakterystyczniejszym obrazem z Buczy stały się ciała cywilów ze związanymi z tyłu rękami, uśmierconych strzałem w tył głowy z bliskiej odległości. Human Rights Watch udokumentowało między innymi przypadek egzekucji grupy mężczyzn schwytanych 4 marca.
Mieszkańcy ginęli bez żadnego powodu, wielu podczas wykonywania codziennych czynności. Raporty potwierdzają również wykorzystywanie cywilów jako żywych tarcz. Świadkowie i ocaleni opisywali systematyczne tortury, których dopuszczali się rosyjscy żołnierze. Okupacji towarzyszyły masowe grabieże domów i mieszkań. Rosyjscy żołnierze kradli wszystko, od biżuterii i telewizorów po sprzęt AGD, często dewastując przy tym nieruchomości.
Ten niewyobrażalny akt przemocy nie był wynikiem chaosu czy załamania dyscypliny. Wiele dowodów wskazuje na systematyczny charakter rosyjskich działań. Relacje świadków opisują, jak żołnierze chodzili od drzwi do drzwi, sprawdzali dokumenty i telefony, poszukując byłych wojskowych, aktywistów lub osób z patriotycznymi tatuażami. Ukierunkowana eliminacja członków lokalnej obrony terytorialnej sugeruje, że była to celowa strategia „filtracji” – brutalna metoda pacyfikacji, znana z innych konfliktów prowadzonych przez Rosję, mająca na celu sterroryzowanie ludności i zdławienie wszelkiego potencjalnego oporu w zarodku.
Epicentrum wydarzeń
Symbolicznym epicentrum dramatycznych wydarzeń stała się ulica Jabłońska, przez media określana mianem „ulicy śmierci”. To właśnie tam, po wyzwoleniu, znaleziono najwięcej ciał. W toku dziennikarskich śledztw, wykorzystujących nagrania z monitoringu i dronów, zrekonstruowano przebieg wydarzeń, pokazując, jak rosyjscy żołnierze prowadzili cywilów na śmierć. Jednym z najlepiej udokumentowanych przypadków jest egzekucja członków samoobrony terytorialnej przy budynku biurowym na ulicy Jabłońskiej 144.
Z ustaleń dziennikarzy „The New York Times” wynika, że po doprowadzeniu na dziedziniec biurowca, mężczyźni zostali zmuszeni do położenia się na ziemi. Rosjanie przeszukali zatrzymanych (z relacji świadków wynika, że szukali tatuaży wskazujących na wojskową przynależność), następnie zaprowadzili ich za budynek. Wówczas rozległy się strzały.
Dowody obaliły rosyjską propagandę
Dzięki zebranym dowodom, w tym porzuconym dokumentom wojskowym i analizie OSINT (wywiadu z otwartych źródeł), udało się zidentyfikować konkretne jednostki odpowiedzialne za zbrodnie. Najczęściej wymieniane są 64. Samodzielna Brygada Strzelców Zmotoryzowanych i 234. Gwardyjski Pułk Desantowo-Szturmowy z Pskowa.
Kluczowe okazały się również dowody kryminalistyczne. Śledczy Amnesty International znaleźli na miejscach zbrodni łuski i pociski przeciwpancerne 7N12 kalibru 9x39 mm. Jest to amunicja specjalistyczna, używana w karabinach AS Wał i WSS Wintoriez, które znajdują się na wyposażeniu elitarnych rosyjskich jednostek, takich jak WDW i Specnaz, a których nie używa armia ukraińska.
Skrupulatna praca analityków, dziennikarzy śledczych i ekspertów kryminalistycznych odegrała kluczową rolę w walce z dezinformacją. Natychmiast po ujawnieniu zbrodni, Rosja rozpoczęła kampanię propagandową, twierdząc, że wydarzenia z Buczy były „mistyfikacją” lub „inscenizacją”, przygotowaną przez Ukrainę. Jednak twarde, weryfikowalne dowody – zdjęcia satelitarne potwierdzające obecność ciał na ulicach w czasie, gdy miasto kontrolowali Rosjanie, i specjalistyczna amunicja – stworzyły niepodważalny zapis faktów, budując solidny fundament pod przyszłe procesy sądowe i ustanawiając nowy standard dla dokumentowania zbrodni wojennych w XXI wieku.
Tragedia okupacji
Ocaleni mieszkańcy opowiadali o ciągłym strachu, życiu w piwnicach bez prądu, wody i jedzenia. Posiadanie telefonu komórkowego, zwłaszcza ze zdjęciem zniszczonego rosyjskiego sprzętu, mogło być wyrokiem śmierci. W obliczu głodu, ludzie zmuszeni byli jeść karmę dla psów. Wstrząsające relacje mówią o konieczności grzebania sąsiadów i bliskich w prowizorycznych, płytkich grobach na własnych podwórkach, ponieważ stały ostrzał uniemożliwiał godny pochówek.
Kręta droga do sprawiedliwości
Odpowiedzialność za zbrodnie w Buczy jest ścigana dwutorowo. Z jednej strony, mamy powolny, za to fundamentalny proces międzynarodowy, prowadzony przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, który koncentruje się na odpowiedzialności dowódców i najwyższych urzędników. Z drugiej, ukraiński wymiar sprawiedliwości prowadzi setki własnych dochodzeń, identyfikując i skazując, często zaocznie, poszczególnych rosyjskich żołnierzy. Ta dwutorowa strategia, wspierana przez międzynarodowe zespoły śledcze, zwiększa szansę na pociągnięcie winnych do odpowiedzialności na wszystkich szczeblach.
W debacie publicznej i politycznej natychmiast pojawiło się pytanie: czy wydarzenia w Buczy noszą znamiona ludobójstwa? Parlamenty Ukrainy, Polski, Kanady i kilku innych państw oficjalnie uznały, że działania Rosji noszą znamiona takiego czynu. Jednak z perspektywy prawa międzynarodowego, udowodnienie tego jest niezwykle trudne. Proces ten wymaga nie tylko potwierdzenia masowych zbrodni, ale również szczególnego zamiaru zniszczenia, w całości lub w części, grupy narodowej, etnicznej, rasowej lub religijnej. Choć rosyjskie działania w Buczy bez wątpienia kwalifikują się jako zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości, ostateczne rozstrzygnięcie najważniejszych kwestii będzie należeć do międzynarodowych trybunałów.
Nasz autor
Artur Białek
Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.

