Zmiany klimatu na kuli ziemskiej – od kiedy o niej wiemy?

Pod koniec 1988 r. utworzono Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu, po tym jak różne wydarzenia sprawiły, że efekt cieplarniany znalazł się w centrum uwagi. W tym samym roku Stany Zjednoczone dotknęła ciężka susza, a w lasach Amazonii i w Parku Narodowym Yellowstone miały miejsce ogromne pożary. Zarys rozwiązania został nakreślony zaledwie rok wcześniej. Narody świata uzgodniły Protokół Montrealski, który określał kroki mające wyeliminować stosowanie związków syntetycznych zagrażających warstwie ozonowej chroniącej atmosferę, aby zapobiegać zmianom klimatu.

Szwedzki naukowiec, Svante Arrhenius, który jako pierwszy w 1896 r. oszacował skalę ocieplenia klimatu spowodowanego paleniem węglem, postrzegał Protokół jako dobrodziejstwo niosące obfite plony i bardziej umiarkowany klimat, zwłaszcza w chłodniejszych regionach Ziemi. Przez dekady wieści na ten temat pojawiały się tu i ówdzie. Na przykład artykuł z 1956 r. w New York Timesie, który mówił o tym, co stanowi główną przeszkodę w stawieniu czoła szkodliwym emisjom: obfitość paliw kopalnych.

W wielu częściach świata węgiel i ropa są wciąż tanie i dostępne w wielkich ilościach. Wszystko przemawia za tym, że oba te surowce będą wykorzystywane przez przemysł tak długo, jak długo będzie się to opłacało.

Moment przebudzenia nastąpił 23 czerwca i przyjął postać pewnego wystąpienia w Senacie USA. James E. Hansen – klimatolog, który zmienił przedmiot swoich naukowych dociekań z gorącej Wenus na zmienianą przez człowieka atmosferę Ziemi – zakończył je niepokojącą konkluzją, że efekt cieplarniany został wykryty i właśnie zmienia nasz klimat.

 

Zmiany w środowisku przyrodniczym wywołane ociepleniem klimatu

Moja dziennikarska przygoda – poznawanie nauki o zmianach klimatu, konsekwencjach i powiązanych z tym wyborach energetycznych – rozpoczęła się na poważnie tamtego miesiąca w Toronto, podczas pierwszej Światowej Konferencji nt. Zmian w Atmosferze. I nigdy się nie skończyła. Szczegóły się zmieniały, ale pod wieloma względami główne sprawy wyglądają mniej więcej tak samo jak wówczas.

Tego października pisałem artykuł na temat, któremu poświęcone było całe wydanie magazynu Discover, a który opisywał zagrożenie powodziowe w Miami, potencjalnie rosnącą siłę huraganów, przewidywany wzrost poziomu emisji w Chinach, nietrwałość pokrywy śnieżnej w Kalifornii, a tym samym zagrożenie dla zasobów wodnych tego stanu i wiele innych spraw.

Tekst zakończony był cytatem z Michaela B. McElroya, profesora Uniwersytetu Harvarda: „Jeśli zdecydujemy się podjąć to wyzwanie, wydaje się, że możemy znacząco zmniejszyć tempo zmian, co da nam czas na opracowanie mechanizmów pozwalających zminimalizować koszt dla społeczeństwa i zniszczenie ekosystemów. Możemy alternatywnie zamknąć oczy, mieć nadzieję na pomyślny rozwój wypadków i zapłacić rachunek, gdy przyjdzie na to czas”

To ostrzeżenie brzmi znajomo. Naukowcy, aktywiści prowadzący kampanie na rzecz ochrony klimatu, zapobieganiu zmianom klimatycznym i zaangażowani politycy od zawsze prezentują podobne stwierdzenia. Ich ostrzeżenia nie sprawiły jednak, że emisje przestały rosnąć.

Glen Peters z Centrum Międzynarodowych Badań nad Klimatem w Oslo dokonał zestawienia wykresów pokazujących wzrost poziomu dwutlenku węgla. Jest on jedną z przyczyn zmian klimatu. W atmosferze od roku 1870, Glen Peters, odkrył, że prawie połowa tego wzrostu była wynikiem emisji powodowanych przez człowieka w ciągu ostatnich 30 lat.

Wiele dzieje się w dziedzinie technologii pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł. Szybko rozwijają się systemy wykorzystujące słońce czy wiatr i równoznacznie rośnie wydajność akumulatorów koniecznych, aby światła nie zgasły, gdy zajdzie słońce, a powietrze będzie nieruchome. Ale aby zaspokoić swoje zapotrzebowanie energetyczne, świat nadal w ponad 85 proc. zależy od paliw kopalnych, co nie ułatwia zapobieganiu zmian klimatu.

Wzrost efektywności energetycznej i większe wykorzystanie energii ze źródeł odnawialnych nikną przy rosnącym zapotrzebowaniu na energię z paliw kopalnych wywołanym bogaceniem się społeczeństw. W USA i znacznej części Europy niskoemisyjna energia jądrowa odchodzi do lamusa, a społeczności, pomne koszmarów z przeszłości, naciskają na zamykanie starzejących się elektrowni, podczas gdy wysokie koszty uniemożliwiają rozwój nowych.