Wśród ”zwykłych” plastikowych i aluminiowych odpadków coraz częściej znajduje się właśnie te “covidowe”. Poza maseczkami są to m.in. jednorazowe rękawiczki i butelki po żelach przeciwbakteryjnych.

Na szczęście pandemiczne śmieci nie są jeszcze dużym problemem, ale Peltier boi się, że ten nowy typ śmieci dopiero zwiastuje nadchodzący problem poważniejszego zanieczyszczenia mórz i oceanów.

W końcu miliony jednorazowych środków ochrony osobistej to głównie plastik, którego nie da się powtórnie przetworzyć. Nie mówiąc już o tym, że chodzi często o przedmioty skażone, noszone przez osoby chore.

- W samej tylko Francji władze kupiły dla obywateli 2 miliardy jednorazowych masek – zwraca uwagę na Facebooku Laurent Lombard z Opération Mer Propre i dodaje: stoimy przed ryzykiem, że w Morzu Śródziemnym będzie ich pływało więcej niż meduz.

Nurkowie-ekolodzy mają nadzieję, że robione przez nich zdjęcia śmieci trafiających do morza przemówią ludziom do wyobraźni i następnym razem swoją maseczkę czy rękawiczki wyrzucą do kosza. A zamiast kolejnej pary lateksowych rękawiczek po prostu umyją ręce mydłem.

- Mając tyle alternatywnych metod ochrony, plastik naprawdę nie jest tym rozwiązaniem, które ochroni nas przed COVID-em – ”Guardian” cytuje Peltiera. Za chwilę wyrzucanie tych odpadków na ziemię może okazać się też bardzo kosztowne.

Według tamtejszych mediów planowana jest podwyżka kary za śmiecenie na drogach publicznych z 68 do 135, a w skrajnych przypadkach nawet 370 euro. Gdy łapiący śmiecącą osobę policjant uzna to za konieczne i sprawa trafi do sądu, grzywna maksymalnie może wynieść 750 euro.

Globalna produkcja plastiku w ostatnich 40 latach wzrosła 4-krotnie, stwierdzili badacze jeszcze w 2019 roku. Ostrzegali, że utrzymanie tego trendu oznaczać będzie, że w 2050 roku procesy związane z produkcją plastiku odpowiadać będą za 15 proc. emisji gazów cieplarnianych. Tyle dziś generują wszystkie formy transportu.

Jan Sochaczewski