Sformuował on obowiązującą do dziś teorię powstawania burz, lecz przede wszystkim wykazywał wielki entuzjazm do wywoływania deszczu. Zalecał wycinanie i palenie dużych połaci leśnych, by powstałe w ten sposób słupy ogrzanego powietrza doprowadzały do wytwarzania się chmur. 100 lat później dokonano obiecujących odkryć w dziedzinie tzw. zasiewania chmur. W efekcie możliwością ingerencji pogodowych jako bronią zainteresował się Pentagon, co doprowadziło do zimnowojennych prób militarnego wykorzystania nowej techniki w dżunglach Wietnamu ( w ciągu pięciu lat wykonano ponad 2,6 tys. lotów w celu zasiewu chmur i zużyto 47 tys. rakiet z jodkiem srebra, co kosztowało  podatników rocznie 3,6 mln. dolarów). Później wyszło na jaw, że CIA próbowała wywołać deszcze w Wietnamie Południowym w 1963 r., próbując złamać protesty mnichów buddyjskich oraz na Kubie, by zakłócić zbiory trzciny cukrowej. Zapewnie wywoływanie opadów jest bardziej humanitarne od zrzucania napalmu, lecz na forum ONZ przegłosowano konwencję ENMOD o zakazie militarnego używania technik modyfikacji środowiska naturalnego, która została ratyfikowana przez 70 państw, w tym USA. Wniosek? Nie można lekceważyć szybkich i pozornie łatwych technologicznych rozwiązań, gdyż mogą one służyć głównie interesom ekonomicznym i militarnym decydentów. Tekst: Agnieszka Budo