I nagle, spacerując leniwie acz licznie po Krakowskim Przedmieściu, dostrzegamy taką np. wspaniałość architektoniczną, jak hotel Bristol, wokół którego nie raz i nie dwa przebiegała trasa naszej cotygodniowej galopady. Perełka ta powstała z pałacu Tarnowskich dzięki geniuszowi Władysława Marconiego. I to zaledwie w ciągu dwóch lat. Architekt ten miał niebywały dar łączenia cegły z marmurem, neorenesansu z secesją, nowego ze starym. Jemu tylko właściwa intuicja twórcza pozwalała dobudowywać, przebudowywać i uzupełniać strukturę architektoniczną Warszawy na przełomie XIX i XX wieku. Nadawać jej wielkomiejski szyk. Do własnej kamienicy przy ul. Kopernika 15, wznoszonej około 1900 roku, dostosował np. wiele detali z rozbieranego w tym czasie XVIII-wiecznego pałacu Bielańskich, czyli słynnego Tivoli przy Królewskiej. Wkomponowywał w ulice stolicy wiele ciekawych i pięknych kamienic czynszowych. Jest twórcą np. Domu pod Atlantami przy Alejach Ujazdowskich. Odbudowywał i przebudowywał też spalony w 1883 r. Teatr Rozmaitości
(dzisiejszy Narodowy), perfekcyjnie scalając go z otoczeniem. Kontynuował tradycje zawodowe swego ojca, Henryka, który był jednym z najczynniejszych architektów XIX-wiecznej Warszawy, a między innymi autorem hotelu Europejskiego. I tak oto na Krakowskim Przedmieściu możemy podziwiać budowle ojca i syna, stojące dokładnie naprzeciwko siebie.

Tekst: Agnieszka Budo