Soipov Abdullokh razem z sześciorgiem przyjaciół od dłuższego czasu podróżował po Tajlandii. Tym razem grupa postanowiła wybrać się do Parku Narodowego Wodospadu Ngao w prowincji Ranong. Mężczyzna miał zignorować znaki ostrzegawcze przypominające, aby nie stawać na szczycie wodospadu oraz zachować bezpieczną odległość od jego krawędzi.

Turysta wszedł na wodospad, żeby zrobić selfie, niestety poślizgnął się na mokrych kamieniach i spadł z wysokości około 15 metrów. Zmarł na miejscu, a przybyli dwie godziny po wypadku sanitariusze znaleźli jego ciało na skałach pod wodospadem. Abdullokh miał głęboką ranę głowy. Lekarze stwierdzili, że śmierć w wyniku obrażeń była niemal natychmiastowa.

Ciało 22-latka zostało przetransportowane do szpitala Ranong, gdzie przeprowadzona zostanie sekcja zwłok.

– Jak tylko otrzymaliśmy wezwanie, natychmiast podjęliśmy współpracę z fundacją ratowniczą i policją – zapewnił Chalit Sinrojthanakorn, szef zarządu parku narodowego.

Turyści naruszający lokalne zakazy i przekraczający granice bezpieczeństwa, żeby zrobić doskonałe zdjęcia, to prawdziwa plaga. Zdarza się, że nieświadomi zagrożenia zwiedzający wchodzą na wysokie niedostępne skały, ale nie brakuje też takich, którzy gotowi są przeskoczyć ogrodzenie wybiegu tygrysów lub goryli w zoo.

Oficjalne zakazy, ostrzeżenia i apele nie skutkują, dlatego pojawiają się propozycje wprowadzenia kar pieniężnych dla tych, którzy nie będą przestrzegać zakazów fotografowania, szczególnie w miejscach niebezpiecznych.

W ostatnich latach media niejednokrotnie donosiły także o dzikich zwierzętach, które były wykorzystywane przez turystów jako rekwizyty do zdjęć. Jednym z przykładów jest tragedia, do jakiej doszło na argentyńskiej plaży. Grupa turystów znalazła małego delfinka. Ludzie zaczęli podawać go sobie z rąk do rąk, aby sfotografować zwierzę. Nikt nie pomyślał, że delfin nie może długo pozostawać poza wodą. Zwierzę nie przeżyło.