Odwieść od prostego widzenia

Martyna Wojciechowska: Niewiele osób w Polsce wie o National Geographic tyle co Ty. Jak Twoim zdaniem zmienił się ten magazyn przez ponad ćwierć wieku, od kiedy się w nim pojawiłeś?

Tomasz Tomaszewski: Myślę, że jego ewolucja jest odbiciem tego, co generalnie wydarzyło się z fotografią. Mamy cyfrową technologię, aparaty dzisiaj są mniej inwazyjne, małe, ludzie nie boją się robienia zdjęć. Fotografia przestała być zawodem, bardziej stała się doświadczeniem, zajęciem. National Geographic pozostał jednak czymś wyjątkowym, jedną z niewielu już wysp, gdzie mówi się o wartościach. Pokazuje fotografię, która odwodzi nas od potocznych doświadczeń, prostego widzenia.  

MW: Obecnie zdjęcia robi każdy, mamy do czynienia z hiperzalewem zdjęć i dowolną interpretacją rzeczywistości.


TT: Nie chcę być źle zrozumiany, nie występuję przeciwko temu, żeby ludzie fotografowali. Ale żeby fotografię nazwać dobrą, poza swoją wizualną komplikacją musi zawierać jakąś treść. Jest bardzo mało takich publikacji, w których ja, ze swoim doświadczeniem, potrafię wyłowić rzeczy nadzwyczajne. Kiedyś zanim człowieka dopuszczono do przestrzeni publicznej, aby dzielił się swoimi koncepcjami, sprawdzano go przez wiele lat. Musiał udowodnić nie tylko swoje zdolności wizualne, ale też zaistnieć jako intelektualny partner, reprezentować i wartości, i wiedzę. Dziś nikt nikogo nie sprawdza, w związku z tym miliony zdjęć oglądanych tworzą odnośnik, który jest wyznacznikiem dla pozostałych. To mnie niepokoi.  

MW: Co zatem trzeba zrobić, żeby zostać fotografem NG?

TT: Fotografa wysyła się w teren, by przyniósł zdjęcia, które będą prowokowały pytania, pobudzały do refleksji. To wielka odpowiedzialność, bo ten magazyn dociera do 10 mln osób na świecie. Kent Kobersteen, który przyjmował mnie do pracy w magazynie, znalazł zaledwie sześciu takich fotografów w ciągu 26 lat pracy na stanowisku dyrektora działu fotografii. Zobacz, kto jeszcze otrzymał flagę Towarzystwa National Geographic