Jeszcze zanim przybył Rodzi Się Ogień, Majowie osiągnęli cywilizacyjny rozkwit, choć żyli na niezwykle trudnym terenie. Dziś niziny południowego Meksyku i gwatemalskiego regionu Petén z ledwością pozwalają przeżyć swoim mieszkańcom. Okolice antycznego miasta Waka (dziś znanego jako El Perú), wyglądają prawie tak samo jak wtedy, gdy przybyli tu pierwsi Majowie, być może około roku 1 000 p.n.e. – to gęsty las deszczowy, w którym szkarłatne ary, tukany i sępy gniazdują na niebosiężnych drzewach, czepiaki bujają się na gałęziach i lianach, a w oddali zawodzą wyjce. Kiedy w Petén pada, chmary komarów są tak gęste, że dzisiejsi Majowie muszą je przepędzać zawiesistym dymem z pochodni, w których spalają orzechy palm Attalea cohune. W porze suchej skwar spieka bagniste bajos, czyli nisko położone tereny, a poziom rzek mocno opada. To kraina maczet i błota, węży i potu, no i dzikich kotów, zwłaszcza jaguara – pana dżungli nazywanego tutaj balama.
Ci, którzy przybyli najwcześniej, prawdopodobnie nie mieli wyboru – być może przeludnienie w innych miejscach zepchnęło ich w to nieprzystępne środowisko. Lecz gdy już się tu znaleźli, potrafili sprostać miejscowym wyzwaniom. Osiadłszy w pobliżu rzek, jezior i bagien, nauczyli się maksymalnie wykorzystywać produktywność ubogiej gleby. Karczowali las, wycinając go i wypalając pod kukurydzę, dyniowate i inne uprawy, tak jak czynią to dzisiejsi Majowie. Przed wyjałowieniem gleby bronili się, stosując płodozmian i pozostawiając ugory. W miarę jak rosła liczba ludności, wprowadzali bardziej intensywne metody upraw – kompostowanie, tarasowe poletka, nawadnianie. Zasypywali bagna, aby tworzyć pola, czerpali muł z niecek, by nawozić zamknięte ogrody. Sztuczne stawy dostarczały im ryb, a w zagrodach trzymali jelenie i inną leśną zwierzynę. W efekcie potrafili wycisnąć z mizernej ziemi tyle żywności, że wystarczało dla kilku milionów ludzi – to wielokrotnie więcej, niż w tym regionie żyje obecnie.
Z biegiem stuleci, w miarę jak Majowie uczyli się życia w lesie deszczowym, ich osady zamieniały się w miasta-państwa, a kultura stawała się coraz bardziej wyrafinowana. Budowali eleganckie pałace o wielu pomieszczeniach przykrywanych sklepieniami, ich świątynie wznosiły się w niebo na prawie 100 m. Ceramika, malowidła ścienne i rzeźby były przejawem artystycznego stylu, zawiłego i wielobarwnego. Choć nie używali koła ani metalowych narzędzi, wypracowali system pisma hieroglificznego i pojmowali koncepcję zera, wykorzystując ją w codziennych obliczeniach. Ich rok miał 365 dni, a przy tym potrafili dokonywać korekt uwzględniających lata przestępne. Regularnie obserwowali gwiazdy, przewidywali zaćmienia słońca i ustawiali swoje budynki tak, by w określonych porach roku wschodzące lub zachodzące słońce padało na ich fasady pod kątem prostym.
Pośrednikami między niebem a ziemią byli królowie Majów – kuhul ajaw, czyli „boscy panowie”, którzy otrzymywali władzę od bogów. Działali zarówno jako szamani interpretujący religię, jak i polityczni władcy przewodzący poddanym. Demarest i inni opisywali ośrodki Majów jako „teatralne państwa”, w których kuhul ajaw celebrowali wymyślne ceremonie publiczne mające nadać metafizyczne znaczenie obrotom niebios, zmianom kalendarza i dziedziczeniu tronów. Pod przykrywką rytuału miasta Majów działały tak jak inne państwa, zawierając sojusze, tocząc wojny i handlując na obszarze, który rozciągał się od współczesnego południowego Meksyku, przez Petén, aż po karaibskie wybrzeże Hondurasu. Lasy były poprzecinane solidnie wydeptanymi ścieżkami i bielonymi drogami, po rzekach kursowały czółna. Jednak zanim przybył Rodzi Się Ogień, Majowie byli politycznie podzieleni.