Ba, naszemu naturalnemu satelicie przyglądali się raczej autorzy prozy dziecięcej. Jarosław Włodarczyk stworzył kompendium wiedzy o rozmiarach wręcz kosmicznych.

To książka zdecydowanie naukowa i raczej dla czytelnika, który nad przeklikiwaną wiedzę fragmentaryczną przedkłada rzetelnie udokumentowane rozprawy na temat. Jeśli ktoś nie potrafił będzie skupić się na dłużej niż pół godziny na księżycowej wędrówce przez historię selenografii i ludzi się nią parających, praca Włodarczyka przerazi go swą dokładnością i wielością wątków, teorii i nazwisk. Cierpliwy zostanie jednak nagrodzony rozległą wiedzą z fascynującej dziedziny, trochę już zapomnianej w czasach coraz odważniejszej eksploracji Marsa.

W czterech długich rozdziałach autor zajmuje się chronologicznie kolejnymi aspektami nauki o Księżycu. Poznajemy więc wraz ze starożytnymi badaczami kształt księżycowych plam, domyślając się ich źródeł i szukając podobieństw na Ziemi. Analizujemy zjawiska dziś wciąż jeszcze zagadkowe, takie jak fakt, że wiszący nisko nad horyzontem Księżyc wydaje nam się bliższym i większym niż w czasie, gdy znajduje się wysoko nad głową. Na kolejnych stronach Włodarczyk śledzi bieg ciała niebieskiego po ziemskim niebie, wyjaśniając, jak nasi przodkowie postrzegali księżycowe cykle. Opisuje historię lunarnej kartografii i nazewnictwa (skąd na księżycowych mapach morza?), by wreszcie w ostatnim rozdziale z pełną powagą poświadczyć o historycznych wyobrażeniach życia na Księżycu.

"Księżyc w nauce i kulturze Zachodu" to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którym w bezchmurną noc zdarza się zawędrować wzrokiem powyżej poziomu oczu.

Jarosław Włodarczyk, "Księżyc w nauce i kulturze Zachodu", wyd. Rebis 2012