Danuta Śmierzchalska: Co na temat pozycji kobiet w społeczeństwie mówi Koran?

Prof. Jolanta Sierakowska-Dyndo: Nie ma tu jasnego obrazu, bo Koran jest księgą objawioną i jako taka  – niejednoznaczną. Musi podlegać interpretacji. Podobnie jak sunna, czyli tradycja, będąca zapisem zachowań i wypowiedzi Proroka.  O ile w pierwszym okresie w rozwoju islamu wszystko było jasne, to później świat muzułmański szybko zaczął się zmieniać. Muzułmanie kontrolowali ogromne obszary i ich religia nałożyła się na rozmaite lokalne tradycje. Rozwijało się prawo muzułmańskie, oparte m.in. na interpretacji Koranu i hadisów. Powstały różne szkoły prawne, tradycjonalistyczne i bardziej otwarte, o charakterze spekulatywnym. Dla ludzi Zachodu wolność i indywidualizm to wartości podstawowe. Na Wschodzie najważniejsza jest grupa, społeczność, której interesy wspiera religia. Liczy się umma, wspólnota, a kobieta i mężczyzna pełnią w niej różne funkcje. Różnią się, ale są komplementarni i równi wobec Boga. Święta księga i tradycja postrzegają człowieka jako część społeczeństwa, a przepisy, nakazy i zakazy w nich zawarte mają chronić to społeczeństwo przed degradacją.

D.Ś.: Z czego zatem wynika fakt, że w społecznościach muzułmańskich kobiety są podporządkowane mężczyznom?

J. S.-D.: W Koranie i w hadisach jest zapisane, że to mężczyzna ma obowiązek utrzymania rodziny. Aby przetrwała, miała dzieci i dobrze je wychowała. Mężczyźni często pojmują to jako konieczność narzucenia kobietom  silnych ograniczeń, tak jak w Arabii Saudyjskiej. Odpowiedzialność  za rodzinę jest dużym ciężarem. Afgańczycy, kiedy już nie mogą  sobie z tym poradzić, bo jest wojna, głód, nie ma pracy, nierzadko mówią, że w następnym wcieleniu woleliby się urodzić kobietami.

D.Ś.: Bo kobieta musi „tylko” urodzić dzieci i tworzyć dom?

J. S.-D.: To są wzory, które znajdziemy w każdej kulturze, bo wynikają  z biologii. Ciekawie mówił o tym muzułmański filozof Seyyed  Hosejn Nasr, że prawo dziecka do pełnoetatowej matki, a nie opiekunki czy żłobka, jest bardziej istotne niż wiele innych uznawanych dzisiaj praw. Rozwój islamu i rozwój historyczny prowadził jednak do tego, że tę zasadę próbowano interpretować również w taki sposób, że kobieta jest zależna od mężczyzny. Tymczasem zawierając małżeństwo, dostaje ona mahr (w Iranie mahrije) – dar od męża. Jest to uznanie jej wartości i roli, jaką będzie spełniać w rodzinie. Ten majątek staje się własnością kobiety, którą sama zarządza. W zamożnych rodzinach oznacza to sporą finansową niezależność. Bywa, że to mężczyźni są w trudnej sytuacji, bo mahr często teraz wypłaca się w złotych monetach i są to sumy dochodzące nawet do 500 tys. dolarów.

D.Ś.: Od czego zależy wysokość mahru?

J. S.-D.: Bierze się pod uwagę, czy kobieta jest wykształcona, z jakiej  rodziny pochodzi, jakie ma zdolności, czy jest piękna, a więc  czy jest gwarancja, że jej dzieci też będą piękne. A jeśli ona spełnia  te wymogi, jej rodzina może żądać wysokiej kwoty. Teraz w Iranie jest taka moda, że liczy się data urodzenia kobiety – jeśli to na przykład rok 1367 hidżry (kalendarza muzułmańskiego), to tyle się jej należy złotych monet (w przeliczeniu to jest ok. 375 tysięcy dolarów). Jest to problem, o którym rozpisują się tamtejsze gazety. W wielu krajach mahr bywa tak wysoki, że kobiety się rozwodzą, bo jest to dla nich sposób na zarobienie pieniędzy.

D.Ś.: Muzułmankom nie jest chyba łatwo dostać rozwód?

J. S.-D.: To prawda, bo społeczeństwo chroni rodzinę ze względu na dzieci. Poza tym krzywdzące są dla nich prawa, które mówią, że w przypadku rozwodu do drugiego roku życia chłopiec zostaje z matką, a potem przechodzi pod opiekę ojca. Dziewczynka zostaje z matką do siódmego roku życia. Matki, które się rozwodzą, z inicjatywy własnej lub męża, przeżywają tragedie, bo odbierane są im dzieci. Ale trzeba brać pod uwagę, że za utrzymanie dzieci odpowiada mąż. Czasem mężczyźni zgadzają się oddać dziecko byłej żonie, ale sądy – nie. Dziś Iranki bardzo zabiegają o zmianę tego prawa i sędziowie często wydają decyzje korzystne dla kobiet, jeśli jest gwarancja, że matka zarabia, będzie w stanie utrzymać dziecko.

D.Ś.: O prawa kobiet walczy tam Szirin Ebadi, laureatka pokojowej Nagrody Nobla w 2003 r.

J. S.-D.: Nie tylko ona. Jest w Iranie ruch kobiet domagających się praw, wynikających z faktu, że społeczeństwo się zmieniło i że trzymanie się starych reguł jest krzywdzące. Dziś w tym kraju kobiety stanowią prawie 60 proc. studentów na uniwersytetach. Nawet propaganda irańska mówi o tym, że kobieta wykształcona jest lepszą matką.  To się zaczęło po rewolucji muzułmańskiej, którą kobiety mocno poparły. Trudno je teraz odesłać do domu.


D.Ś.: Jak to możliwe, że ruch feministyczny istnieje w kraju,  w którym tak silną władzę mają muzułmańscy duchowni?

J. S.-D.: Często kobiety w hedżabie (po arabsku – hidżabie), czyli muzułmanki pielęgnujące zasady islamu, publicznie na konferencjach domagają się swoich praw. Iranki nie działają wbrew hedżabowi i w sprawę emancypacji nie mieszają religii. One mają świadomość, że decyzje mężczyzn wynikają nie z zapisów w Koranie, tylko z powoływania się na coś, czego w nim nie ma, czyli na interpretację przyjętą przez muzułmańskich uczonych. Kobiety znalazły jednak rozwiązanie. Otóż do umów obowiązkowych przy zawieraniu małżeństwa wpisuje się różne warunki: na przykład że mąż wyraża zgodę na kształcenie żony, na jej samodzielne wyjazdy, w przypadku rozwodu na opiekę nad dzieckiem. Na to, czego tradycja dotychczas zakazywała. A umowa musi być zrealizowana, i to we wszystkich punktach. Kobieta ma prawo wystąpić o rozwód, jako powód podając na przykład, że mąż obniża jej poziom życia. Bo on ma obowiązek zapewniania jej warunków nie gorszych niż te, które miała w domu.

D.Ś.: Wiele Iranek pracuje. Widziałam film dokumentalny, w którym pokazano kobiecy oddział straży pożarnej!

J. S.-D.: W Iranie bardzo dużo kobiet ma wykształcenie i piastuje wysokie stanowiska. Jednak celem zawarcia małżeństwa pozostaje potomstwo. Najważniejsze jest jego wychowanie i wykształcenie,  a nie samorealizacja matki w innej roli życiowej. Jej praca zawodowa nie może szkodzić wychowaniu dzieci. Z kolei akcent położony na rolę matki sprawia, że w domu kobiety, szczególnie matki, mają bardzo silną pozycję. I swoje prawa. Wizyty u fryzjera, kosmetyczki, wszelkie zabiegi pielęgnacyjne, spotkania z koleżankami są ich przywilejami, zwłaszcza w miastach. Gdy mąż przychodzi do domu, żona opowiada mu, co słychać w świecie, gdzie bywa itd. Czyli kobiety mogą realizować się, ale głównie w swoim środowisku.

D.Ś.: Czy to im wystarcza?

J. S.-D.: Wszystko zależy od poziomu rozwoju społecznego. Kobiecie żyjącej na wsi musi wystarczać, bo nie ma innych możliwości. Jeśli nie zawarła tego w umowie, nie wolno jej samej podróżować, bo ktoś może ją zaczepić, zobaczyć bez czadoru albo bez chusty, a to przyniesie dyshonor rodzinie. Zwłaszcza w Afganistanie, w tym bardzo tradycyjnym społeczeństwie. Za takie sytuacje jest odpowiedzialny mężczyzna, zła opinia o kobiecie jest złą opinią o nim. Właśnie dlatego zamyka ją w domu, żeby się nie zdarzyło coś, co przyniesie hańbę jemu i rodzinie. Co nie znaczy, że nie można tam mówić o seksualności kobiet, o miłościach, uczestnictwie w świętach.   W pasztuńskim systemie wartości kobiety zawsze miały swoje prawa. Podkreśla się w nim szacunek, jaki się należy kobiecie.

D.Ś.: Czemu więc Afgańczycy są tak okrutni wobec kobiet? Bibi Aisza, której obcięto nos i uszy za ucieczkę od męża, to przykład.

J. S.-D.: Okrucieństwo nie jest cechą Afgańczyków. Owszem, bardzo silne są tam tradycje plemienne, ale one do takich okrucieństw dopuszczały tylko w skrajnych wypadkach. Na Afgańczyków bardzo negatywny wpływ ma 30 lat wojny, która zdemoralizowała społeczeństwo. Poniosło ono straty nie tylko ekonomiczne, ale także psychiczne, emocjonalne. Tkanka społeczna została zrujnowana, a to często rodzi agresywne zachowania mężczyzn. Oni nierzadko całe życie spędzili na wojnie. Jest w nich agresja, która uwalnia się po powrocie do domu.   Niepodporządkowanie się ich woli jest karane metodami wojennymi.

D.Ś.: A Afganki? Zdejmą burki, które tak bulwersują ludzi Zachodu?

J. S.-D.: Noszenie burek przez Afganki nie jest zwyczajem dawnym. Pojawiło się razem z cudzoziemcami, Brytyjczykami, którzy zaczepiali kobiety w miastach. I burki to był ich wybór. Dziś także większość nie zdjęłaby   zasłony ze względów obyczajowych, z uwagi na mężów i ich honor. Podobnie było w Iranie w 1936 r., gdy Reza Szah Pahlawi, ojciec ostatniego cesarza, nakazał kobietom zdjąć czadory. Niektóre przez wiele lat nie wychodziły na ulice i nie chodziły do łaźni, bo tam  czekali strażnicy, którzy zmuszali je do zdjęcia zasłony albo ją obcinali. A bez czadorów one czuły się nagie. Za panowania Mohammada Rezy Pahlawiego zdejmowały zasłony, ale z kolei przed rewolucją muzułmańską same je zakładały jako symbol, formę protestu.

D.Ś.: Dlaczego poparły rewolucję muzułmańską?

J. S.-D.: Ta rewolucja miała charakter społeczno-kulturowy, nie tylko  polityczny. Wystarczy poczytać pamiętniki cesarzowej Farah Diby,  w których opisuje lata 60. w Iranie, gdy zachodnie wzory życia  próbowano zbyt szybko zaszczepić w muzułmańskim społeczeństwie. Farah Diba wspomina w swojej książce festiwal teatralny, brała w nim   udział m.in. Polska. Rzecz się działa w Szirazie, to jest miasto bardzo  tradycyjne, pielęgnujące muzułmański system wartości. Spektakle  odbywały się też na ulicach i jedna ze sztuk przedstawiała scenę  gwałtu czy przemocy na kobiecie. Taka scena była nie do przyjęcia nawet dla elit irańskich. Zaalarmowano w tej sprawie szacha. Już wtedy zaczął kiełkować sprzeciw duchowieństwa muzułmańskiego między innymi przeciwko prozachodniej polityce Iranu.

D.Ś.: Wtedy zderzyły się dwa całkowicie obce sobie światy.

J. S.-D.: W latach 60. trwała silna ekspansja kultury zachodniej na wschód.  O ile w miastach to jeszcze było akceptowane, o tyle na prowincji tradycyjne środowiska źle przyjmowały nowe wzory i systemy wartości. Na to nałożyły się problemy ekonomiczne, a także arogancja Zachodu wyrażająca się w lekceważeniu społecznej wyobraźni oraz siły w niej zawartej. Za fasadą nowoczesności krył  się człowiek wychowywany w innym duchu.


D.Ś.: Podobnie jest w Afganistanie?

J. S.-D.: Przenoszenie tam wzorów demokratycznych i oczekiwanie od kobiet, że nagle zmieni się ich sposób myślenia o swojej roli, jest nie do zrealizowania. Oglądałam w afgańskiej telewizji program zrobiony na wzór zachodni, rodzaj konkursu. Startowali w nim teoretyczni kandydaci na prezydenta, w tym kobiety, głównie Hazarki. Wygrał chłopiec, przegrała kobieta, która bardzo to przeżywała. Zastanawiałam się wtedy, co będzie, gdy wróci do domu, bo to nie ona poniosła klęskę, ale cała jej rodzina, a nawet grupa etniczna, której jest częścią. Pokazywano też film o prawach człowieka i jeden z Afgańczyków, powiedział w nim: „Mówicie o prawach człowieka, ale kto wam pozwolił sfotografować twarz dziewczynki? Pokazana bez zasłony utraciła cześć. Oglądają ją wszyscy ludzie w Kabulu. Wy to zrobiliście dla pieniędzy, by mieć zdjęcie, a jej złamaliście życie. Jej rodzina też jest w trudnej sytuacji”. Jeśli kobieta jest częścią honoru, to naruszanie tych  reguł jest bardzo ryzykowne.

D.Ś.: Jednak Afganki mają prawo uczyć się i pracować. Problem w tym, że nie mają gdzie.

J. S.-D.: Pewna Niemka zakładała w Afganistanie szpital i poszukiwała do niego wykształconych pielęgniarek. Okazało się, że kobieta, którą chciała zatrudnić, nie może pracować w wiosce, gdzie wybudowano szpital, bo nie ma jak do niej dojechać. Tymczasem dziadek tej pielęgniarki mówił, że nie może jej puścić samej przez wioskę,  bo ktoś na nią źle spojrzy, ktoś jej powie złe słowo, jakiś wyrostek rzuci w nią kamieniem, a przecież to jest ogromny dyshonor.  On, jako mężczyzna, nie może na to pozwolić. Stanęło na tym,  że starzec codziennie ją odprowadzał (a była to daleka droga) i czekał na nią w szpitalu, aż skończy pracę. Gdyby kobieta zlekceważyła jego zdanie, przyniosłaby rodzinie wstyd, a jemu utratę honoru. I takie są dylematy tych ludzi.

D.Ś.: Jaki jest stosunek islamu do antykoncepcji?

J. S.-D.: Islam dopuszcza antykoncepcję, choć w tej kwestii zdania uczonych muzułmańskich też są rozbieżne. W Iranie jeszcze za czasów szacha, kiedy był gwałtowny przyrost naturalny, zaczęto promować program planowania rodziny. Potem, po rewolucji muzułmańskiej, zwłaszcza w czasie wojny z Irakiem, prowadzono politykę pronatalistyczną. Ze względu jednak na zwiększony przyrost naturalny powrócono do wcześniejszej polityki i dziś każdy student musi zaliczyć jeden semestr planowania rodziny. Stosuje się środki antykoncepcyjne, w ograniczonym stopniu dopuszczalna jest aborcja. Ajatollahowie wypowiadają się też w różny sposób na temat zapłodnienia in vitro. Przedmałżeńskie relacje są według Koranu niedopuszczalne, ale istnieją też chirurgiczne sposoby powrotu do dziewictwa, popularne w całym świecie muzułmańskim. Zawarcie małżeństwa wciąż jest sprawą bardzo ważną nie tylko dla kobiety, ale dla całej rodziny. Kobieta niezamężna to ciężar dla krewnych i jej pozycja nie jest dobra.

D.Ś.: Dlatego nie buntują się kobiety w bogatej Arabii Saudyjskiej?

J. S.-D.: Pewnie dlatego, że mają coś w zamian. Kraj wzbogacił się  tak szybko, że arabskie rodziny w jednym pokoleniu stały się bardzo zamożne, mogą sobie pozwolić na luksus. Kobiety mają tam wygodne życie, więc niby przeciw czemu miałyby się buntować? Sytuacja zmieni się, kiedy poprzez edukację, a tym samym rozwój docenią inne wartości, takie jak swoboda wyboru, niezależność, samodzielność, w końcu wolność. Przecież nigdzie w Koranie  nie jest napisane, że kobieta musi zasłaniać twarz.  

D.Ś.: W Europie powodem buntu bywa chusta, którą jedne muzułmanki chcą nosić wbrew prawu obowiązującemu w danym państwie, a inne przeciwnie – odrzucają wbrew nakazom rodziny.

J. S.-D.: Europa dzieli ludzi. Ci, którzy przyjechali tu do pracy, na ogół są obywatelami gorszej kategorii. Dotyczy to także ich dzieci, które urodziły się w nowym kraju. To rodzi bunt przeciwko państwu  i powrót do tradycji, w której byli wychowani rodzice, i do religijności. Islam mówi przecież o sprawiedliwości społecznej  i równości wobec Boga. Ateistyczny Zachód jest dla muzułmanów niezrozumiały, dekadencki. Izolują się we własnym kręgu.

D.Ś.: Czy jest szansa, że kobiety w świecie muzułmańskim wywalczą sobie pozycję równą mężczyznom?

J. S.-D.: To nie mężczyzn trzeba zmienić, ale matki, by inaczej wychowywały dzieci. Bo kobiety bywają bardzo ortodoksyjne i wymagające wobec siebie i innych kobiet. I to muzułmańskie matki kształtują mężczyzn. Wystarczy poczytać pamiętniki wielkich postaci, np. irańskiego premiera Mossadeka. To matka bardzo silnie go wspierała, podtrzymywała na duchu w trudnych chwilach. We wspomnieniach wszystkich tych mężczyzn matka jest zawsze najważniejszą osobą. Być może nowe pokolenia kobiet, wykształconych na uniwersytetach, będą motorem zmian społecznych.