Ofiarą zwierzęcia padł 60-letni mężczyzna, którego ciało znaleziono w poniedziałek w Olszanicy. To rejon Gór Sanocko-Turczańskich od południa graniczących z Bieszczadami. Zaginionego poszukiwał wcześniej patrol Grupy Bieszczadzkiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (Góry Sanocko-Turczańskie są również ich terenem działania). Natknął się wówczas na rozjuszonego niedźwiedzia, który wpadł na quada ratowników. Pracownikom GOPR udało się uciec. Ślady krwi na pojeździe wskazywały jednak na to, że zwierzę jest ranne.

Niedźwiedź był ranny

"Z relacji ratowników wynika, że niedźwiedź się dziwnie poruszał i był rozwścieczony już przed atakiem na quada" – pisze dziennikarz i przyrodnik Adam Wajrak na łamach "Gazety Wyborczej". "Tropy i ślady niedźwiedzia wskazują, że zwierzę krwawiło na długo przed miejscem, w którym mogło spotkać się z człowiekiem i gdzie znajdują się zwłoki. Bardzo możliwe, że niedźwiedź został wcześniej potrącony przez samochód, mógł też zostać postrzelony przez myśliwego przez przypadek, np. został pomylony z dzikiem. I już ranny trafił na człowieka, a raczej ten człowiek miał wyjątkowego pecha, bo wszedł w gęsty las na rannego niedźwiedzia".

Ranny niedźwiedź to agresywny niedźwiedź

Ranny niedźwiedź stał się agresywny. Prawdopodobnie dlatego zaatakował nieświadomego zagrożenia mieszkańca Olszanicy. Na ciele mężczyzny znaleziono ślady pazurów lub kłów. Nie do końca wiadomo jednak, czy powstały one przed, czy po śmierci mężczyzny. Zwierzę mogło bowiem natknąć się na ciało, a nie żywego człowieka. Przyczyny śmierci wyjaśni sekcja zwłok.

Ranny niedźwiedź wciąż jest na wolności. Wajrak zaznacza, że turyści powinni unikać wszelkich bieszczadzkich gęstwin i młodników, w których zwierzę może się ukryć. Równocześnie podkreśla, że niedźwiedzie potrafią pokonywać szybko duże odległości, dlatego ranny osobnik może znajdować się już w zupełnie innej partii gór.