Wyspy, wchodzące w skład Wielkiego Andamanu, oddalone są o ponad tysiąc kilometrów od wybrzeża Indii i zamieszkuje je dzisiaj około 300 tysięcy osób, z których znaczną większość stanowią napływowi Hindusi. Jedynie o 52 osobach można powiedzieć, że są rdzennymi mieszkańcami tego regionu.
Ostatnie lata życia Boa Sr nie należały do łatwych. Nie dość, że wiekowa „dama” traciła stopniowo wzrok, to jeszcze nie miała z kim rozmawiać w swoim ojczystym języku. Nie miała dzieci, a jej mąż zmarł kilka lat wcześniej. Samotna kobieta była ostatnią osobą posługującą się językiem bo. Nie znaczy to, że nie porozumiewała się z innymi mieszkańcami wyspy. Bez problemu rozmawiała w lokalnej odmianie hindi lub narzeczu, które powstało z połączenia języków dziesięciu rdzennych plemion, zamieszkujących archipelag. Co to jednak za przyjemność, być zmuszoną do mówienia tylko i wyłącznie w obcym języku? Boa Sr była niezwykle dumną kobietą, która z godnością reprezentowała swoje plemię. Urodziła się w dżungli, w północnych Andamanach i dorastała w tradycyjnej społeczności. Uczyła się między innymi polować na dzikie świnie, żółwie i ryby. W połowie lat 70., rząd indyjski podjął decyzję o przesiedleniu rdzennych mieszkańców archipelagu na jedną wyspę. Całe plemię zmuszone zostało do zamieszkania w chatach z betonowymi ścianami i dachami krytymi blachą. Do ostatnich dni życia największym marzeniem Boa był powrót do miejsca, w którym dorastała.
Archipelag wysp należących do Indii, odwiedzać można jedynie za specjalnym zezwoleniem. Dlaczego? Może dlatego, że właśnie tu znajduje się jedyne andamańskie plemię, które, jak dotąd, nie miało jeszcze żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Sentinelczycy, to plemię, które na swoje terytorium nie wpuszcza obcych. Słynne jest już zdjęcie, wykonane w 2004 r., uwieczniające członków tego plemienia, wypuszczających strzały w kierunku helikoptera.

Tekst: Agnieszka Budo