Jak czytamy w oświadczeniu klubu.  "Grupa, której członkiem był Aleksander Doba wyruszyła zdobywać szczyt w asyście 104 osób, w tym 16 przewodników, 84 tragarzy oraz 4 kucharzy – zgodnie z wymaganiami parku narodowego, na terenie którego znajduje się Kilimanjaro. Lokalna agencja dysponowała zestawami pierwszej pomocy, butlami tlenowymi, rozbudowaną apteczką z lekami na chorobę wysokościową i wszystkimi niezbędnymi przy takich wyprawach środkami. Zabezpieczenia były dostępne podczas całej wyprawy, w tym podczas ataku szczytowego. (…) Chcielibyśmy podkreślić, że podczas całej wyprawy, w tym wejścia na szczyt, Aleksander Doba nie zgłaszał i nie wykazywał żadnych objawów, które mogłyby wskazywać na problemy zdrowotne. Aleksander był bacznie obserwowany przez przewodników oraz przechodził rutynowe kontrole, podczas których mierzone miał tętno, natlenienie krwi, a także był pytany o samopoczucie”. Klub apeluje także o uszanowanie prawa do żałoby rodziny Aleksandra Doby oraz nierozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. 

 

„Zmarł śmiercią podróżnika”

O śmierci słynnego podróżnika poinformowali jego bliscy na oficjalnym profilu facebookowym Aleksandra Doby. - Z głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 22 lutego zmarł wielki kajakarz Aleksander Doba. Zmarł śmiercią podróżnika zdobywając najwyższy szczyt Afryki - Kilimandżaro spełniając swoje marzenia. Pogrążona w żalu żona, synowie, synowe i wnuczki. 

Jak mówił w rozmowie z TVN24 organizator ostatniej wyprawy Doby, Łukasz Nowak, po zdobyciu szczytu podróżnik poprosił o chwilę odpoczynku. - Na szczycie Aleksander czuł się dobrze, przed pamiątkowym zdjęciem poprosił przewodników, którzy z nim byli, o to, czy może chwilę odpocząć. Stracił przytomność, a następnie funkcje życiowe. Zmarł, realizując swoje ogromne marzenie, zdobywając dach Afryki". Pomimo reanimacji, nie udało się przywrócić jego funkcji życiowych. 

 

„Zawsze trzeba zaczynać od marzeń”

Aleksander Doba, jako pierwszy człowiek w historii, samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent (z Afryki do Ameryki Południowej), wyłącznie dzięki sile swoich mięśni. W sumie pokonał go trzykrotnie. Jak podaje PAP, za pierwszym razem wyruszył ze stolicy Senegalu Dakaru w październiku 2010 roku. Po trzech miesiącach dotarł do Acarau w Brazylii. W kolejną wyprawę wyruszył w październiku 2013 roku z Lizbony do New Smyrna Beach na Florydzie. Na ocenie spędził wówczas 167 dni.

Trzecią podróż przez Atlantyk rozpoczął w maju 2017 roku w Nowym Jorku, a zakończył we wrześniu 2017 roku w Le Conquet we Francji. Kajakiem opłynął także Morze Bałtyckie i jezioro Bajkał. Jako pierwszy opłynął też całe polskie wybrzeże z Polic do Elbląga, jak również przepłynął Polskę "po przekątnej", z Przemyśla do Świnoujścia. 

Miłośnik kajakarstwa górskiego miał na koncie dwa złote, srebrny i brązowy medal Otwartych Akademickich Mistrzostw Polski w kajakarstwie górskim. Swoją kajakarską i podróżniczą karierę rozpoczął w latach 80. w klubie „Alchemik” Police oraz Akademickim Klubie Turystyki Kajakowej „Pluskon” w Szczecinie.  Oprócz dokonań w kajakarstwie Doba mógł też poszczycić się wylatanymi ponad 250 godzinami na szybowcach, trzecią klasą skoczka spadochronowego i złotą odznaką turystyki kolarskiej. Charyzmatyczny i zawsze chętny do rozmowy, Doba gromadził wokół siebie tłumy słuchaczy.

Zachwyceni jego dokonaniami czytelnicy "National Geographic" nadali mu światowy tytuł Podróżnika Roku 2015. - To wielka strata, odszedł wybitny podróżnik, ale przede wszystkim wspaniały, ciepły zawsze uśmiechnięty człowiek, który nas wszystkich zarażał swoją niespożytą energią i wielką pasją. Będzie nam go bardzo brakowało - wspomina Agnieszka Franus, redaktor naczelna National Geographic Polska. 

 

Na swojej oficjalnej stronie Aleksander Doba pisał: „Zawsze trzeba zaczynać od marzeń. Potem plany. No i trzeba sprzątać śmieci z rzeki, bo ja potem kajakiem nie mogę się przebić”.