Wyobraźcie sobie takie uśmiechnięte społeczeństwo – na ulicy, w urzędach, autobusach. I zdrowe na dodatek, gdyż śmiech obniża poziom hormonów stresu, pobudza wydzielanie hormonów szczęścia, czyli endorfin, oczyszcza organizm z toksyn, uwalnia od napięć i na dodatek odchudza! Specjaliści odkryli, że godzina chichotu działa jak „wewnętrzny aerobik” i pozwala nam spalić 500 kilokalorii! Podobno nasze ciało nie dostrzega różnicy między śmiechem szczerym a wymuszonym i dlatego ci oporni, którzy nie potrafią śmiać się z niczego, mogą nauczyć się tego na specjalistycznych warsztatach medytacyjnych. Szeroko propagowana jest medytacja śmiechu według Hotoi, japońskiego, buddyjskiego mnicha, który w ten sposób leczył ludzi. Stawał mianowicie na środku rynku i śmiał się serdecznie, zarażając tym śmiechem wszystkich zgromadzonych. Dobrze jest więc mieć w swoim towarzystwie takiego „śmieszka”, który swym zaraźliwym chichotem pobudzi nas do intensywnej pracy przeponą. Człowiek wychodzi z takiego „seansu” nieco zmęczony fizycznie, ale jakże lekki i pozytywnie nastrojony psychicznie. By wzmocnić ten efekt zachęcam gorąco do uprawiania „tańca-przytulańca”, takiego – policzek w policzek, gdyż muzyka, ruch i bliski kontakt fizyczny wywołują w nas pozytywne emocje, a także do czerpania przyjemności z jedzenia psychoaktywnych produktów żywnościowych. Czekolada, ser, banany i jajka zawierają tryptofan, aminokwas niezbędny do produkcji serotoniny. A naukowcy stwierdzili, że najszczęśliwsze są kobiety noszące rozmiar 40, a nie wyśniony i wymarzony 36, gdyż te nadmiernie szczupłe, pod względem poziomu zadowolenia plasują się daleko niżej, niż panie o rozmiarze 42.

Tekst: Agnieszka Budo