To, co odsłoniła Wisła w Golędzinowie pokazuje, jak wiele zniszczyli w Warszawie Szwedzi podczas potopu. Bo to właśnie z tego okresu pochodzą skarby takie jak: balustrady, marmurowe posadzki, fontanny, fragmenty schodów, a nawet całych klatek schodowych. Według archeologów z Uniwersytetu Warszawskiego, którzy od 2009 roku szukają na dnie Wisły śladów przeszłości, znaleziska trafiły do rzeki z zatopionych szkut szwedzkich. Przynajmniej jedna z nich poszła na dno w 1655 lub 1656 roku. Transportowano nią zrabowane fragmenty budowli. Szkuta mogła uderzyć w kamień lub rozbić się na mieliźnie nieopodal Golędzinowa, osiedla na warszawskiej Pradze-Północ. Inna hipoteza zakłada, że Szwedzi sami ją zatopili, gdy doszli do wniosku, że i tak ze względu na niski poziom wody daleko nie dopłyną.

Kierujący pracami dr Hubert Kowalski z Instytutu Archeologii UW powiedział PAP, że trudno jest oszacować, ile spośród zrabowanych dóbr wciąż spoczywa na dnie Wisły. Jedna szkuta mogła przewozić od 20 do 40 ton. Do tej pory wydobyto mniej niż 20 ton materiałów. Część z nich jeszcze w 1906 roku, podczas prac piaskarskich.

Pozostaje pytanie, co zrobić z cennymi znaleziskami? Archeolodzy chcieliby, aby trafiły one na stałą ekspozycję do Zamku Królewskiego, np. przy Arkadach Kubickiego. Te, które już wydobyto, na razie magazynowane są w hangarze policji rzecznej.

Złupione przez Szwedów skarby to niejedyne starocie wyłowione w ostatnich dniach z Wisły. Woda ujawniła także starą minę. Niewybuch pochodził z czasów drugiej wojny światowej. Obyło się bez szkód - miną zajęli się saperzy.