Mars jest pierwszą planetą – poza Ziemią – nad którą lata urządzenie zbudowane przez człowieka. Chodzi o mikrohelikopter Ingenuity, który trafił na Czerwoną Planetę wraz z łazikiem Perseverance. Perseverance wylądował na Marsie w lutym 2021 roku. W jego podwoziu dotarł również nieduży robot latający – czyli właśnie Ingenuity.

Podstawowym celem misji Ingenuity nie była eksploracja Marsa. Helikopterek miał wyłącznie przelecieć się w marsjańskim powietrzu. Choć atmosfera Marsa jest około stu razy rzadsza od ziemskiej, od lat 90. poprzedniego wieku było wiadomo, że jest to możliwe. Wyzwanie stanowiła jednak technologia. Czyli zbudowanie wystarczająco lekkiego urządzenia, które po wylądowaniu na Marsie miało samo się rozłożyć, naładować swoje baterie, a następnie wzbić się w powietrze i wylądować.  

Udana misja Ingenuity

Te założenia Ingenuity spełnił z nawiązką. Plan minimum zakładał, że helikopterek będzie działał 30 dni. Naukowcy mieli nadzieję, że w tym czasie uda mu się wykonać pięć przelotów. Tymczasem do kwietnia tego roku Ingenuity wykonał aż 52 przeloty nad Marsem. Stał się dla Perseverance powietrznym zwiadowcą – asystentem badającym teren wokół łazika.

26 kwietnia tego roku Ingenuity wykonał swój ostatni lot. W czasie dwóch minut pokonał 363 metry. Jednak po wylądowaniu kontrolerzy misji z Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA (ang. Jet Propulsion Laboratory, JPL) utracili z nim kontakt.

Spodziewana przerwa w kontakcie

Nie było to zaskoczenie. Ingenuity wylądował za wzgórzem, które oddzielało go od łazika. A ponieważ Perseverance działa jak stacja przekaźnikowa, przesyłająca sygnały z helikopterka na Ziemię, wiadomo było, że przez pewien czas z robotem nie będzie można się połączyć.

Przerwa trwała jednak wyjątkowo długo, bo aż 63 dni. – To był najdłuższy okres dotychczas bez jakichkolwiek wieści od Ingenuity – mówi Joshua Anderson, szef zespołu Ingenuity w JPL. – Co prawda robot jest zaprojektowany tak, by zadbać o siebie podczas tego rodzaju przerw w komunikacji, jednak i tak odczuwamy ogromną ulgę, że znów mamy z nim kontakt – dodaje naukowiec.

Cień Ingenuity obrazie zarejestrowanym przez jego kamerę nawigacyjną podczas 52. lotu wiropłatu 26 kwietnia. To zdjęcie zostało ostatecznie otrzymane po tym, jak Perseverance i Ingenuity nie miały komunikacji przez 63 dni / fot. NASA/JPL-Caltech

Sześć nerwowych dni

To nie jest pierwszy raz, kiedy Ingenuiry „zawierusza się” na Marsie. W kwietniu, podczas badania delty marsjańskiej rzeki, helikopterek przepadł na sześć dni. Przyczyny zerwania komunikacji były wówczas dwie. Pierwszą był niewielki górski grzbiet między strefą lądowania helikopterka a łazikiem, który częściowo blokował sygnały radiowe. Drugim – niefortunne ustawienie łazika (jego antena komunikacyjna znajduje się po prawej stronie), również utrudniająca połączenie z helikopterkiem.

Naukowcy podkreślali wówczas, że przerwy w łączności z Ingenuity będą zdarzały się coraz częściej. Helikopterek starzeje się, co tylko przyspiesza praca w otoczeniu pełnym pyłu. Pył dodatkowo pokrywa jego baterie słoneczne, utrudniając ich naładowanie. 

Mimo to Ingenuity dokonuje rzeczy niemożliwych – w czasie 49 lotu wzniósł się aż na 16 metrów. Sfotografował wówczas Marsa z rekordowej wysokości. Jak szacowano w czerwcu, łączny dystans, jaki przeleciał robot, był już wówczas dłuższy aż o 2214 proc. od zakładanego.

Ingenuity wraca do pracy

Ingenuity nie tylko udowodnił, że nad Marsem można latać. Zaczął też służyć jako taktyczne wsparcie dla łazika. Dzięki niemu naukowcy mają lepszy ogląd okolicy i łatwiej im wybrać, gdzie wysłać Perseverance.

Co będzie dalej z Ingenuity? Na razie dane wskazują, że helikopter jest sprawny. Jeśli dalsze testy przebiegną pomyślnie, Ingenuity zostanie ponownie zaprzęgnięty do pracy. Naukowcy planują wysłać go na zachód, w kierunku skalistego wypiętrzenia, które zamierzają zbadać.  

Źródło: phys.org