Choć orbitujący wokół Słońca kawał zmarzniętej skały znajduje się od naszej gwiazdy aż 40 jednostek gwiezdnych (1 au to ok 150 mln km), zaczynał swoje istnienie jako zupełnie ciepły, piszą autorzy badania w czasopiśmie ”Nature Geoscience” . Wystarczająco ciepły, by na powierzchni uformowała się woda w stanie płynnym.

To nowe podejście znacząco różni się od panującego przez lata myślenia, że Pluton zawszy był mało gościnny a woda w podziemnym oceanie wytopiła się na skutek ciepła związanego z rozpadem radioaktywnych pierwiastków w skałach.

Zdjęcie:  NASA/Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory/Southwest Research Institute/Alex Parker

Nowa koncepcja nie eliminuje procesu związanego z radioaktywnym rozpadem, ale jako główne źródło ciepła wskazuje efekt uderzeń asteroidów i mniejszych skał. Etap bombardowania wpływający nawet na jądro Plutona miał, wedle autorów opracowania, trwać 30 tys. lat - czytam na Eureka Alert

Droga do alternatywnych wniosków prowadzi przez proces porównania termalnych modeli symulujących ewolucję wnętrza Plutona ze zdjęciami jego powierzchni wykonanymi przez pojazd NASA New Horizons.

Spękania skorupy płaszcza karłowatej planety są na tyle charakterystyczne, że bez trudu dostrzeżono w nich efekt zmian ciśnienia i ruchu wewnątrz na skutek rozszerzania się zamarzającej wody.

Idąc dalej tym tropem założono, że podobne do Plutona obiekty w Pasie Kuipera, jak Haumea i Makemake też mogły być wystarczająco ciepłe, by dać szansę rozwinięcia się prostych form życia.

- Nawet tak daleko od Słońca, w tym zimnym środowisku, wszystkie te światy mogły powstać szybko i wystarczająco długo pozostawać ciepłe, by mieć płynne oceany – przekonuje astronom Carver Bierson z California University w Santa Cruz.

Dlaczego teoria o ”zimnych narodzinach” i ”radioaktywnym” wytapianiu nie jest możliwa? Nowe badanie sugeruje, że przy takim scenariuszu, gdyby woda wytapiała się w środku, Pluon skurczyłby się i na jego powierzchni widoczne byłyby ślady kompresji.

W alternatywnej wersji, czyli scenariuszu zakładającym ”ciepłe narodziny”, po zamarznięciu wraz z zamarzaniem wody ślady na powierzchni powinny wskazywać raczej na rozszerzanie się. – Widzimy dużo śladów rozszerzania, ale żadnych dowodów na kompresję – mówi Bierson.

Żeby upewnić się, która teoria jest prawdziwa, trzeba by zorganizować misję naukową na Plutona, Haumea czy Makemake. Inaczej nadal będziemy pozostawać w świecie domysłów.