Zaczęło się niewinnie, ale w powietrzu czuć było zmianę. Ying Ying zaczęła spędzać więcej czasu sama. Prawie miesiąc unikała partnera. Potem, pod koniec marca, przyszedł czas na niecodziennie długie kąpiele.

W tym czasie Le Le zaczął zostawiać w swojej części wybiegu zapachowe ślady, samemu aktywnie szukając nosem dowodów obecności Ying Ying. W poniedziałek 6 marca pracownicy zoo dostrzegli, że para zaczęła się przytulać. Tuż po godzinie 9 i latach wspólnego życia, związek został skonsumowany. Choć to ewidentne pogwałcenie prywatności, na dowód jest wideo z dźwiękiem.

- Skuteczny i naturalny proces rozmnażania jest dla nas czymś niezwykle ekscytującym. Szansa na ciążę po naturalnym współżyciu jest dużo większa niż poprzez sztuczne zapłodnienie – oświadczył Michael Boos, rzecznik zoo Ocean Park.

Jeżeli ciąża miałaby nastąpić, jej pierwsze oznaki będą widoczne pod koniec czerwca. – Mamy nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli przekazać mieszkańcom Hongkongu wspaniałą wiadomość i zwiększą się szanse na przetrwanie tego wrażliwego gatunku – dodał Boos.

Ponoć błędne jest często powtarzane twierdzenie, jakoby wielkie pandy były oziębłe i miały niski popęd seksualny. – To brednie, że pandy mają problem z rozmnażaniem który to my musimy rozwiązać – stwierdził w wywiadzie dla dziennika „”The Guardian” Jim Harkness, były przedstawiciel Chin ds. wielkich pand organizacji World Wide Fund for Nature. 

Wielu ekspertów podkreśla, że drogą do uratowania gatunku nie jest sztuczna inseminacja, a raczej zadbanie o naturalny habitat tych zwierząt. Tam łatwiej i chętniej mogłyby się rozmnażać, niż w ogrodach zoologicznych.

Każdej wiosny samice wielkich pand mają ruję trwającą 1 do 3 dni. I to jest jedyny moment w ciągu całego roku, gdy samiec ma szansę zostać ojcem. To samo w sobie nie ułatwia zadania. A nasza obecność i trzymanie w niewoli na pewno nie pomaga. Pandemia zapewniła Ying Ying i Le Le tak bardzo potrzebny spokój.

Jan Sochaczewski