8 lipca 1947 roku gazeta „Roswell Daily Record” donosiła o rozbiciu się latającego spodka. W artykule powołano się na słowa Jesse’go Marcela, oficera wywiadu z Roswell Army Air Field (RAAF) - podaje portal Daily Mail. Wrak jako pierwszy zauważył W.W. „Mac” Brazel, który pędził swoje owce do pobliskiego strumienia. Z jego relacji wynika, że on i jego przyjaciel, Will Proctor, zauważyli „dziwne kawałki metalu i gruz rozrzucone po całym Foster Ranch”. Zwierzęta nie chciały przejść przez gruzowisko w kierunku wody – mówili później świadkowie.

Kiedy doszło do katastrofy i „niezidentyfikowany obiekt” uderzył w pustynię w pobliżu RAAF, Jesse Marcel jako pierwszy został wysłany na miejsce, aby nadzorować zbieranie szczątków i odłamków. On także zajmował się badaniem wypadku.

Znaleziono dziwne kawałki folii, których nie można było przeciąć, spalić ani zgnieść, i cienkie belki z dziwnymi symbolami. Pole gruzu znajdowało się pośrodku niczego” - miał napisać w oświadczeniu.

Lokalna gazeta opublikowała zdjęcia przedstawiające Marcela pozującego obok czegoś przypominającego porwaną srebrzystą folię. I chociaż dzień po „niefortunnym” oświadczeniu Waszyngton wydał własne, w którym stwierdzono, że „tajemniczy obiekt”, który znaleziono na pustyni to nic innego, jak balon meteorologiczny, spekulacje co do znaleziska nie ustały.

Także sam Marcel twierdził, że metaliczny i ultralekki, ale bardzo wytrzymały materiał „nie był dziełem ludzkich rąk” i do ostatnich dni życia miał podtrzymywać, że to, co zobaczył tamtego dnia na pustyni, musiało pochodzić spoza naszej planety – twierdzą bliscy oficera.

Rodzina Marcela niedawno ujawniła, że w czasie katastrofy w Roswell mężczyzna prowadził pamiętnik, który – mają nadzieję – może rzucić na sprawę nowe światło.

Ponowne śledztwo w Roswell

Jesse Marcel zmarł 24 czerwca 1986 roku, a zapisana przez niego historia ujrzała światło dzienne dzięki jego wnukom. Jesse Marcel III i John Marcel, w wywiadzie dla DailyMail.com przyznali, że ich dziadek nigdy nie zmienił zdania na temat tego, z czym miał wówczas do czynienia, a nie mógł ujawnić prawdy, ponieważ „nakazano mu milczenie”.

– W gruncie rzeczy był w samym sercu tej historii, spisku lub jej tuszowaniu – mówi Jesse Junior. Przywołuje fragment dziennika dziadka, w którym pisał, że próbował ogrzać znaleziony „dziwny materiał” zapalniczką, ale jego działanie nie przyniosło żadnego efektu. Marcel miał też pisać, że próbował przewiercić się przez folię, ale przy zetknięciu z nią wiertło pękło. W dzienniku miał też zanotować, że na jednym ze znalezionych fragmentów widział „pismo obcych”.

Latający dysk czy balon meteorologiczny? Doniesienia prasowe z czasów katastrofy (Photo by: Universal History Archive/ Universal Images Group via Getty Images)

Jedynym fizycznym dowodem skrywanej przez oficera RAAF-u tajemnicy jest jego dziennik. Wnukowie oficera przekazali pamiętnik twórcom serialu „Roswell: The First Witness”, którzy postanowili ponownie zbadać katastrofę z 1947 roku. Głównym prowadzącym medialne śledztwo jest były agent CIA Ben Smith. Wyniki śledztwa, które trwało ponad rok, mają zostać zaprezentowane na kanale History jeszcze w tym miesiącu.

Smith przyznaje, że widział zapiski Jesse’go Marcela i niektóre notatki lub przerwy w zapisie wydają się nie pasować do całości oraz do samego autora dziennika.

– W dzienniku są przerwy, które nie są jasne, ale może to być tajny kod. Podszedłem do tego na neutralnym gruncie. Chciałem oddzielić prawdę od fikcji i przedstawić to, co znane i nieznane. Gdybym nie sądził, że w tej historii jest coś więcej, nie podjąłbym się tego projektu – powiedział Smith.

Smith oraz wnukowie Marcela spotkali się m.in. z bliskimi współpracownikami i znajomymi oficera, a także z bliskimi mieszkańców Roswell, którzy jako pierwsi zawiadomili o katastrofie. Ponownie zbadano także miejsce samej katastrofy, wykorzystano m.in. technologię obrazowania wielospektralnego do identyfikacji wszelkich ciał obcych na podstawie ich składu chemicznego.

– Nie jestem przekonany, że to balon – mówi Smith.

Raport Sił Powietrznych dotyczący zdarzenia stwierdza, że szczątki były kawałkami balonów z Projektu Mogal, oraz czujników i reflektorów radarowych wykonanych z metalu, które mogły przyczynić się do błędnego rozpoznania znaleziska jako „statku kosmicznego”.

„Stosunkowo prosty opis patyczków, papieru, taśmy i folii aluminiowej urósł od tego czasu do egzotycznych metali z hieroglifami i materiałami podobnymi do światłowodów" – czytamy w raporcie Sił Powietrznych.