Dziki przyciągane łatwym do zdobycia pożywieniem coraz częściej i liczniej zaczęły odwiedzać XI dzielnicę Budapesztu, jedną z najbardziej luksusowych części miasta, położoną na wzgórzach Budy. Zwierzęta do miasta przychodzą z okolicznego parku leśnego Pilisi. Przez uszkodzone ogrodzenia bez problemu mogą dostać się do opuszczonych ogrodów i na tereny działek wypoczynkowych. 

Stada powodują ogromne szkody nie tylko w zieleni miejskiej, ale i na prywatnych przydomowych posesjach i stanowią zagrożenie dla ludzi – twierdzą władze miasta. W związku z tym zdecydowano o odstrzale części lokalnej populacji, której liczebność szacuje się na ok. 100-150 osobników. 

Urzędnicy podkreślają, że nie chcą odstrzelić wszystkich zwierząt. Strażnik leśny Zoltan Somogyi  liczy, że wystarczy odstrzelić kilka osobników, by reszta watahy wycofała się w góry – podaje Polska Agencja Prasowa. 

Po uzyskanie zgody na odstrzał dzików administracja miasta stanęła przed poważnym dylematem. Zgodnie z węgierskim prawem dotyczącym myślistwa nie wolno polować w pobliżu terenów zamieszkanych. Ale – jak zapisano w ustawie – dotyczy to jedynie polowań z użyciem broni palnej. Dlatego też zdecydowano o zatrudnieniu łuczników. 

Wyposażonych w łuki myśliwych jest trzech. Na zmiany wypatrują zwierząt z czatowni zlokalizowanej na wzgórzu w pobliżu parku leśnego. Somogyi podkreśla, że aby ustrzelić jednego dzika potrzeba czasem kilku dni a nawet tygodni obserwacji, aby wyczekać odpowiedni do strzału moment. Według strażnika, z nowoczesnego łuku bloczkowego można ustrzelić dzika z odległości ok. 100 metrów.

Plaga dzików, inwazja lisów

Dziki nie są jedynym problemem mieszkańców XI dzielnicy Budapesztu. Somogyi mówi o „inwazji lisów”. W rozmowie z węgierskim portalem informacyjnym przyznał, że niejednokrotnie w okolicach lisich jam znajdował opakowania po karmie dla psów czy kotów. Jego zdaniem oznacza to, że lisy zasmakowały w pożywieniu, jakie ludzie wystawiają dla swoich pupili i nauczyły się je podkradać. 

Łatwy dostęp do dobrego pożywienia sprawił, że populacja lisów w ostatnim czasie szybko się rozrosła. Jak mówi strażnik, zwierzęta te schodzą nocami ze wzgórz, wyjadają jedzenie zostawiane psom i kotom, a także przegryzają plastikowe opakowania karm pozostawione w dostępnych miejscach. 

Rosnąca populacja lisów jest o tyle groźna, że lisy często przenoszą wściekliznę. W sytuacji, gdy często odwiedzają okoliczne podwórka, nietrudno o przeniesienie choroby na zwierzęta udomowione.