Zjawisko definiuje się jako niezgodność różnych obrazów tego samego obiektu obserwowanych z różnych kierunków. W kontekście New Horizons chodzi o to, że położenie gwiazd względem siebie rejestrowane przez instrumenty sondy jest inne niż położenie tych samych obiektów niebieskich oglądanych z Ziemi.

Proces pomiaru paralaksy polega na ustaleniu względnych pozycji gwiazd z dwóch różnych miejsc obserwacji. W ten sposób chce się wychwycić wszelkie możliwe przesunięcia względem dalej położonych obiektów. Techniki tej używa się w astronomii blisko dwa stulecia. W ten sposób mierzymy odległość do pobliskich gwiazd.

Obliczenia wykonujemy oczywiście ”u siebie” korzystając z faktu, że w ciągu roku nasza planeta okrążając Słońce po orbicie o średnicy 300 mln km daje nam możliwość obserwowania tych samych obiektów z punktów dość od siebie odległych.

Sonda Nowe Horyzonty jest wielokrotnie dalej od Ziemi niż średnica orbity, po której kręcimy się wokół naszej gwiazdy. Szkoda nie skorzystać. Tym bardziej, że sondę w 2006 roku przygotowano do robienia stereoskopowych zdjęć Plutona i jego księżyca Charona.

W lipcu 2015 roku ten pojazd kosmiczny zapisał się w historii podboju kosmosu stając się pierwszym automatycznym zwiadowcą wysłanym z Ziemi w pobliże Plutona. Niewiele później NASA umieściła kolejną ważną wzmiankę w annałach astronomicznych, 31 grudnia 2018 roku przelatując koło obiektu w Pasie Kuipera (nazwanego później Arrokoth).

Gdy uwagę instrumentów obserwacyjnych sondy skupiono na dwóch dość dobrze znanych obiektach na naszym nieboskłonie (i dwóch najbliższych sąsiadach), czyli Proxima Centauri i Wolf 359, okazało się, że ich położenie względem siebie inaczej wygląda z Ziemi, a inaczej, gdy obserwujemy je z pomocą Nowych Horyzontów, czyli z odległości ok. 7 mld kilometrów od naszej planety.

- Sonda New Horizons opuszcza znajome rejony nieba. Układ gwiazd z każdym rokiem staje się coraz bardziej obcy. Mamy za to okazję zrozumieć lepiej otaczający nas Wszechświat i w jaki sposób, wraz z opuszczeniem Ziemi, zmienia się nam perspektywa – tłumaczy w serwisie Universe Today astronom Tod Lauer, badacz z należącego do amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki laboratorium NOIRLab  (National Optical-Infrared Astronomy Research Laboratory).

Zdjęcia wspomnianych Proxima Centauri i Wolf 359 wykonane przez sondę odpowiednio 22 i 23 kwietnia połączono ze zdjęciami wysłanymi przez astronomów amatorów z Ziemi, zawodowców obsługujących teleskop Siding Spring Observatory w Australii oraz Johna Kielkopfa i Karen Collins z University of Louisville oraz Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA) z pomocą teleskopu Mt. Lemmon Observatory w Arizonie. Rezultat? Stereoskopowe (trójwymiarowe) zdjęcia gwiazd.

- Wspólnota profesjonalnych astronomów i amatorów czekała na okazję by tego spróbować, i jesteśmy niezwykle podekscytowani, że mogliśmy napisać razem fragment historii eksploracji kosmosu – stwierdził w oświadczeniu dla prasy pracujący w Laboratorium Fizyki Stosowanej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa (JHUAPL) Tod Lauer.

Pełną kolekcję tych fotografii, także tych stereoskopowych udostępniła uczelnia, ale można ściągnąć je także ze strony misji. Warto wspomnieć, że przy projekcie uczestniczył znany astrofizyk i entuzjasta fotografii stereoskopowej, czyli Brian May. Tak się składa, że był gitarzystą zespołu Queen.

- NASA i tak już prowadziła w wyścigu po najlepsze zdjęcia stereoskopowe zdjęcia obiektów astronomicznych. W końcu New Horizons dostarczył już fantastycznych obrazów Plutona a potem obiektu z Pasa Kuipera (Arrokoth). Teraz jednak sonda pobiła wszelkie rekordy. Udało się zastosować największy od 180 lat robienia zdjęć tą techniką rozstaw punktów obserwacji – wyjaśnił muzyk, którego pierwszy od 20 lat solowy singiel (wydany w 1999 roku) nie bez powodu zatytułowany był ”New Horizons”.