Astronomowie obu agencji kosmicznych zwrócili uwagę, że na zdjęciach widać dużą liczbę małych rozbłysków nazywanych przez naukowców ”ogniskami”.

Nano-rozbłyski na powierzchni Słońca fot. ESA/NASA

– Nigdy wcześniej nie wykonano zdjęć Słońca z takiej odległości i poziom ich szczegółowości jest imponujący. Te rozbłyski są miliony razy mniejsze, niż te które widujemy z Ziemi – zachwycał się David Long, jeden z techników pracujących przy misji Solar Orbitera w ESA, zajmujący się obrazowaniem ultrafioletowym z ramienia Kosmicznego Laboratorium Mullarda na uczelni University College London.

Dlaczego te ”ogniska” interesują badaczy Słońca? Być może, taka jest dziś teoria, grają one rolę w fenomenie zwanym ogrzewaniem korony. Chodzi o różnicę w temperaturze między fotosferą (powierzchnią gwiazdy) a koroną właśnie.

Powierzchnia Słońca ma ok. 5,5 tys. st. Celsjusza. Gdy oddalamy się, ona spada. Na wysokości 600 km jest 1,5 tys. stopni mniej. Ale potem nagle zaczyna gwałtownie rosnąć. W znajdującej się kilka tysięcy kilometrów nad fotosferą w koronie jest już blisko 2 mln st. C.

Wiele twarzy Słońca fot. ESA/NASA

Jest nadzieja, że im bliżej Słońca znajdzie się Solar Orbiter, tym więcej informacji o aktywności koronalnej otrzymamy na Ziemi. I może zrozumiemy źródło tego fenomenu. Z tego powodu naukowcy próbują właśnie zrozumieć naturę tych nano-rozbłysków a przy okazji zmierzyć ich temperaturę. Instrument pojazdu ESA/NASA który jest w stanie podołać temu zadaniu, to SPICE (Spectral Imaging of the Coronal Environment).

Dane napływające z 4 innych instrumentów pozwalają odtworzyć na modelach środowisko panujące na powierzchni Słońca. Zarejestrowano fale uderzeniowe, koronalne wyrzuty masy, gwałtowne zmiany pola magnetycznego (tzw. switchbacks) oraz niezwykle drobne falowanie tegoż pola, niewidoczne zupełnie dla instrumentów na Ziemi i okołoziemskiej orbicie.

Pandemia nie ułatwiła astronomom pracy, bo nakaz dystansowania się dotknął także pracowników agencji kosmicznych. m.in. centrum operacji kosmicznych ESA w niemieckim Darmstadt było zamknięte na cztery spusty przez ponad tydzień.

Istotne dla przeprowadzenia misji Solar Orbitera testy instrumentów trzeba było robić kompletnie zdalnie. Z domu łączyli się z komputerami w pracy które z kolei wysyłały sygnał miliony kilometrów dalej. W tej skali była to chyba jednak drobna niedogodność.

Kierujący misją z ESA i NASA przypominają, że to dopiero początek ciekawych informacji ze strony ich posłańca w kierunku naszej gwiazdy. Wszelkie pomiary dokonane były tak naprawdę jedynie formą przetestowania możliwości instrumentów. Fakt, że już na tym etapie ”spłynęło” z Orbitera tyle ciekawych odkryć daje nam przedsmak rzeczy, które nastąpić mogą w ciągu zaplanowanej (aktualnie) na 7 lat misji.

W najbliższych 2 latach kierownicy misji za cel stawiają sobie lepsze poznanie wiatru słonecznego, strumienia naładowanych energią cząsteczek emitowanych przez Słońce we wszystkich kierunkach, także naszej planety. Solar Orbiter ma szukać źródła tego strumienia. Po drodze zbliży się do gwiazdy o kolejne 10 mln km, więc zdjęcia Słońca też powinny dostarczyć nowych wrażeń.