Shannon Stevens, jej brat Erik i jego dziewczyna postanowili aktywnie spędzić weekend. W tym celu wybrali się za miasto na przejażdżkę śnieżnymi skuterami. Trójka zatrzymała się w namiocie rozbitym niespełna 40 kilometrów na północ od miasta Haines, w południowo-wschodniej Alasce.  Jak to bywa na campingu, wychodek znajdował się w znacznej odległości od miejsca do spania. Shannon nie spodziewała się, że w załatwieniu fizjologicznej potrzeby przeszkodzi jej atak niedźwiedzia.

Gdy tylko Erik i jego dziewczyna usłyszeli krzyki kobiety, pomyśleli że to jej reakcja na widok wiewiórki lub innego niegroźnego zwierzęcia. Gdy podbiegli do Shannon, szybko zorientowali się, że w polowej toalecie zamieszkał dziki lokator i nie jest nim mały gryzoń.

– Uciekliśmy do namiotu tak szybko, jak tylko mogliśmy – wspomina mężczyzna.

 

Bliskie spotkanie trzeciego stopnia

Z dala od niebezpieczeństwa bliscy udzielili Shannon pierwszej pomocy. Na szczęście rana okazała się nie zbyt poważna, dlatego mimo nieproszonego gościa biwakowicze postanowili kontynuować weekend na łonie natury. Na drugi dzień rano zauważyli w pobliżu ślady niedźwiedzich łap. Zwierzę zdążyło już jednak udać się w inne miejsce. 

Carl Koch, biolog z Departamentu Rybołówstwa i Dzikich Zwierząt na Alasce, podejrzewa, że amatorów spania pod chmurką odwiedził niedźwiedź czarny. Na ten właśnie gatunek wskazują pozostawione na śniegu ślady oraz zdjęcia wykonane około kilometr dalej przez jednego z mieszkańców. Właściciel posesji krzyczał na niedźwiedzia, ale ten nie zareagował. Zwierzę nie zbliżało się do domu. Świadek twierdzi, że futrzak zachowywał się tak, jakby lunatykował.

 

Niedźwiedzie rządzą na Alasce

Miniony rok był rekordowy pod względem zgłoszeń dotyczących niedźwiedzi w okolicach miasta Haines. Powodów wzmożonej aktywności dzikich zwierząt jest kilka. Jeden z nich to malejąca populacja łososi – jednego z ulubionych przysmaków misiów.

– Możliwe, że niedźwiedzie nie są w stanie zgromadzić wystarczająco dużo tłuszczu na zimę, dlatego wychodzą ze swoich kryjówek i szukają pożywienia – tłumaczy Koch.

Biolog dodaje też, że Shannon najprawdopodobniej nie została ugryziona, a co najwyżej podrapana łapą. W innym wypadku jej obrażenia byłby znacznie poważniejsze. Kobieta zapewnia, że po ostatnim biwaku zamierza już zawsze dokładnie sprawdzać, czy toaleta nie jest zajęta przez kogoś lub coś innego.