Na wiosnę w Kalifornii zbiorą się czołowi eksperci świata, by zastanawiać się nad takimi właśnie sposobami przeciwdziałania globalnemu ociepleniu i niektóre z pomysłów budzą dreszczyk grozy i uzasadnione obawy. Czy tak ekstremalne sposoby mogłyby zostać opracowane i zrealizowane przez pojedyncze państwo lub wręcz bogatą jednostkę, bez szerokiego międzynarodowego poparcia i jednocześnie kontroli? Taka jednostronna inżynieria pogodowa stanowiłaby ogromne ryzyko, co martwi ekspertów z dwóch powodów: z racji możliwych potężnych skutków ubocznych, np. wpływu na poziom światowych opadów, oraz z powodu tego, że gdy już się zacznie stosować takie techniki, to rezygnacja z nich mogłaby przynieść raptowne i nieprzewidywalne zmiany. A przecież to się już poniekąd dzieje: Stany Zjednoczone od lat 50. XX w. eksperymentowały z zasiewaniem chmur, a podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie, by zagwarantować suchy wieczór, wystrzelono ponad tysiąc rakiet, mających wcześniej wywołać opady i oczyścić w ten sposób niebo. Także w ubiegłym roku, gdy 1 listopada Pekin nawiedziły jedenastogodzinne opady śniegu – najobfitsze od lat – były spowodowane przez człowieka. Chińscy meteorolodzy wystrzelili 186 rakiet z ładunkiem substancji chemicznych, by „zasiać” chmury i wywołać te opady. – Nie przegapimy żadnej okazji do spowodowania sztucznych opadów, bo Pekin nękany jest uporczywą suszą – to słowa Zhang Qianga, szefa pekińskiego Biura Modyfikacji Pogody. Powstaje tylko pytanie: czy idea, by zamiast ograniczać ilość wysyłanego do atmosfery dwutlenku węgla, wysyłać tam dodatkowo jeszcze większą ilość innego gazu i chemikaliów, które klimat ochłodzą, jest właściwa, a raczej nieszkodliwa dla przyszłych pokoleń? I jeszcze jedno. Czy nie stanie się ona wyłącznie kolejnym dobrym interesem dla wielkich, bogatych firm i konsorcjów?

Tekst: Agnieszka Budo