Niestety nie znają wytyczonych przez człowieka granic i często zdarza się, że opuszczają swe biebrzańskie tereny i udają się w kierunku Puszczy Piskiej, która je wyjątkowo nęci. Korzystają wprawdzie ze swojego korytarza ekologicznego, ale ten z kolei nie jest zakodowany w mózgu człowieka. Dochodzi więc  do wypadków, często niebezpiecznych, które zresztą łoś przepłaca najczęściej życiem, a człowiek uszkodzeniem swej największej dumy – samochodu. I o dziwo, nie kto inny lecz leśnicy, którzy mają dbać o dobro lasu i jego mieszkańców, znaleźli na ten  problem lekarstwo – odstrzał i redukcję łosi!!! Jak podkreśla nadleśniczy Nadleśnictwa Knyszyn, Edward Komenda, leśnicy domagają się tego od lat i w roku bieżącym również będą ponawiać swą genialną propozycję. Na szczęście walczy o biednego łosia Państwowa Rada Ochrony Przyrody, ale jak długo jeszcze zdoła oprzeć się takiej presji „fachowców”? Choć jest iskierka nadziei dla łosia, gdyż dyrekcja Biebrzańskiego Parku Narodowego również sprzeciwia się odstrzałom i redukcji tego zwierza. Zastępca dyrektora BPN, Andrzej Grygoruk, zwraca uwagę, że przetrzebiona przed laty populacja dopiero odbudowuje się genetycznie, o czym świadczy pojawianie się silnych osobników, których nie widywano od dawna. Chodzi o tzw. łopatycze, czyli samce z pięknym porożem w kształcie otwartej dłoni. – Pojawiają się dopiero pierwsze takie egzemplarze – mówi i przypomina, że populacja łosia objęta jest nadal całorocznym okresem ochronnym.  I oby tak zostało. A „wspaniali” mężczyźni na swych równie „wspaniałych” maszynach przyczynili się już do wycięcia drzew wzdłuż dróg i w upalne, letnie dni można się na nich usmażyć, a teraz będą trzebić łosia. A może by tak zdjąć nogę z gazu?

Tekst: Małgorzata Sienkiewicz