Początek przygody z surfingiem

Ze sportem związani jesteśmy od najmłodszych lat. Już od czasów szkoły podstawowej wspólnie trenowaliśmy szermierkę (floret), co ukształtowało nasze charaktery i zaszczepiło potrzebę aktywnego trybu życia. W trakcie studiów, już po zakończeniu zmagań na planszach szermierczych, nadarzyła się okazja wyjazdu do Wielkiej Brytanii. To właśnie tam zaczęła się nasza przygoda z surfingiem.

Surfing jako sport, oraz styl życia, spodobał nam się na tyle, że postanowiliśmy rozwijać naszą pasję i podnosić umiejętności, podróżując po świecie w poszukiwaniu fal. Mieliśmy okazje odwiedzić takie miejsca jak USA, Meksyk, Indonezja, Maroko, Portugalia, Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania, Francja, Szkocja, Holandia czy Dania.

Ponieważ mieszkamy i pracujemy w Trójmieście, naturalnym stało się, że zaczęliśmy szukać możliwości regularnego uprawiania surfingu na Bałtyku. Wynik naszych poszukiwań pokazał nam, że jest to możliwie przez cały rok, a w szczególności zimą. Z naszych obserwacji wynika, iż zimowych surferów, regularnie pojawiających się na falach w Polsce jest zaledwie kilkunastu.

Jak to jest na Bałtyku

Podczas pierwszych zimowych wyjazdów nad Bałtyk poznaliśmy surfing od zupełnie innej strony. Jak się okazało, sport ten to nie tylko Hawaje, kolorowe szorty i opaleni długowłosi blondyni. To również zmagania się z niskimi temperaturami wody i powietrza, surowe krajobrazy, zamarzająca woda, ośnieżone plaże i klify. Mimo z pozoru niezbyt sprzyjających warunków, traktujemy wejście do wody jako ogromne wyzwanie, a jednocześnie dostarcza ono niesamowitych doznań i mnóstwo zabawy.


Fot. Krzysztof Jędrzejak / facebook.com/balticsurfscapes

Pomimo że Bałtyk to akwen stosunkowo płytki i nieduży, w okresie zimowym, dzięki regularnie występującym sztormom, potrafi wyprodukować fale na tyle duże i równe, że czasami nie odbiegają one jakością od tych występujących na oceanie.

Aby zaliczyć udaną sesję surfingową, niezbędne jest regularne śledzenie i analizowanie prognoz związanych między innymi z siłą i kierunkiem wiatru oraz wysokością i okresem fali. Ponieważ są to tylko prognozy, a Bałtyk to morze kapryśne, zdarza się, że zastane warunki nie nadają się do surfowania. Bywa niekiedy, że możemy czekać nawet miesiąc, aż nadarzy się okazja, by znów wejść do wody.

Sesja na Bałtyku

Nasza sesja surfingowa zaczyna się kilka godzin przed wejściem do wody, gdy ostatecznie potwierdzamy prognozy. Pobudka jeszcze przed pierwszym światłem, mamy godzinę na dojazd nad morze oraz znalezienie odpowiedniego spotu do pływania. Zaparzamy kawę, jemy lekkie, energetyczne śniadanie, pakujemy sprzęt do samochodu. Obowiązkowo zabieramy ze sobą dwa termosy – jeden z herbatą, drugi z ciepłą wodą, której w razie wyziębienia używamy do ogrzania rękawic oraz butów dla zapewnienia sobie kolejnej godziny spędzonej w zimnej wodzie.

Gdy już znajdziemy odpowiednie miejsce, nadchodzi najmniej przyjemny moment. To właśnie teraz, jeszcze nieco zaspane, wygrzane ciała, trzeba wystawić na zimne powietrze – ubrać piankę, buty oraz rękawice.


Fot. Krzysztof Jędrzejak / facebook.com/balticsurfscapes

Przebrani biegniemy na plażę, ostatni raz obserwujemy miejsce, w którym łamie się najlepsza fala. I do wody! Zimowa sesja na Bałtyku trwa zazwyczaj 2-3 godziny.

Sprzęt do zimowego surfingu

Do ślizgania się na falach potrzebna jest deska surfingowa (używaną można kupić już za 500 zł). Ponieważ zimą w Bałtyku temperatura wody oscyluje w granicach 3 stopni Celsjusza, aby w warunkach takich zapewnić sobie komfort termalny, niezbędne jest posiadanie odpowiedniego ubioru. Na zestaw składa się pianka neoprenowa z kapturem, buty i rękawice o grubości co najmniej 6 milimetrów.

Koszt takiego sprzętu to wydatek rzędu 1500 zł. Warto jednak w niego zainwestować i więcej – dobrej jakości sprzęt pozwala utrzymać na długi czas ciepło, jakie organizm wytwarza poprzez nieustanny ruch. Jeśli dołączymy do tego działanie adrenaliny, z czystym sumieniem możemy powiedzieć, iż pływanie zimą to sama przyjemność.

Krzysztof Sikora, Krzysztof Jędrzejak