Z ostatniego okresu, kiedy na Ziemi panowało ochłodzenie klimatu, pozostały nam liczne relacje świadków. Najsłynniejsza z nich to obraz namalowany przez Abrahama Hondiusa z 1677 r. Przedstawia ludzi bawiących się na całkowicie zamarzniętej Tamizie. Z tego samego okresu pochodzą mniej wiarygodne opowieści o jeżdżeniu po skutym lodem Bałtyku saniami.

Między XVI a XIX wiekiem klimat na części globu faktycznie się ochłodził. Szacuje się, że w czasie tzw. małej epoki lodowcowej średnie temperatury półkuli północnej zmniejszyły się wówczas o jeden stopień Celsjusza. Zmiana ta spowodowana była m.in. osłabieniem aktywności Słońca.

Najchłodniej było w czasie tzw. minimum Maudera, przypadającego na lata 1645–1715. W tych latach astronomowie obserwujący Słońce (m.in. Jan Heweliusz w Gdańsku) spostrzegli, że jest na nim znacznie mniej plam. Zaś te, które się pojawiały, widać było głównie z półkuli południowej. Mniej niż wcześniej odnotowywano również zórz polarnych. Później sytuacja zaczęła się zmieniać: aktywność Słońca wzrosła, co podnosiło temperaturę na Ziemi.

Czy Kolumb spowodował globalne ochłodzenie?

Czy tylko Słońce miało wpływ na małą epokę lodowcową? Naukowcy wskazują też na dużą aktywność wulkaniczną i osłabienie Prądu Zatokowego. Jednak istnieją i inne, bardziej zaskakujące hipotezy.

Pod koniec XV w. w obu Amerykach żyło między 40 a 100 mln ludzi. Na szeroką skalę uprawiali ziemię, oczyszczoną wcześniej z lasów. Pojawienie się w Nowym Świecie Europejczyków doprowadziło do zagłady rdzennych mieszkańców obu kontynentów amerykańskich. Aż 90 proc. z nich zmarło, głównie w wyniku chorób przywleczonych przez konkwistadorów.

To złamanie się populacji mogło mieć nietypowy skutek. Dziesięć lat temu Richard Levle, geochemik z Uniwersytetu Stanforda, przedstawił teorię mówiącą, że wyludnienie Ameryk doprowadziło do ponownego zalesienia ogromnych połaci lądu. A w rezultacie – do przechwycenia ogromnych ilości dwutlenku węgla z atmosfery. To zaś właśnie mogło być przyczyną małej epoki lodowcowej.

Podobne rozumowanie da się przeprowadzić i dla Europy. Zmniejszenie populacji spowodowane pandemią dżumy (Czarnej Śmierci) miało doprowadzić do zalesienia części terenów wcześniej zajętych przez rolnictwo. W efekcie doszło do sekwestracji CO2 i zaczęło się globalne ochłodzenie klimatu.

Globalne ocieplenie to nie efekt końca małej epoki lodowcowej

Mitem jest jednak stwierdzenie, że obecny wzrost temperatur (poprzednia dekada była najcieplejsza w historii pomiarów) to efekt wzrostu aktywności Słońca czy innych przyczyn naturalnych. Klimat Ziemi zmieniał się w sposób naturalny do połowy XX wieku. Od lat 50. koncentracja gazów cieplarniach w atmosferze stała się tak duża, że temperatura zaczęła stopniowo wzrastać niezależnie od cykli słonecznych i innych naturalnych przyczyn.

Zebrane przez naukowców dane pokazują, że związek między aktywnością Słońca a wzrostem temperatury na Ziemi ostatecznie zanika w latach 70. XX wieku. Zaczyna się wówczas globalne ocieplenie, które w XXI wieku przeradza się w katastrofę klimatyczną. To drastycznie szybki i drastycznie gwałtowny wzrost średnich temperatur całego globu spowodowany aktywnością człowieka.

Ile razi na Ziemi pojawiało się globalne ochłodzenie?

W długim okresie – mierzonym co najmniej milionami lat – Ziemia doświadczyła pięciu wielkich okresów zlodowaceń. Najstarsze, zwane zlodowaceniem hurońskim, miało miejsce ok. 2,45–2,2 mld lat temu. W czasie następnego, zwanego kriogeńskim (720–635 mln lat temu), prawdopodobnie cała Ziemia została pokryta lodem. Było to o tyle proste, że ląd tworzył wówczas jeden superkontynent, zwany Rodenią, który właśnie w kriogenie zaczął się rozpadać.

Ostatnie wielkie zlodowacenie, plejstoceńskie, rozpoczęło się 2,58 mln lat temu. Nie należy go mylić z tzw. ostatnim okresem lodowcowym (Last Glacial Period, LGP) datowanym na 115–11,7 tys. lat temu. Po nim rozpoczął się tzw. interglacjał.

Naturalne procesy klimatyczne zachodzące na Ziemi sprawiają, że nawet w czasie wielkich zlodowaceń dochodziło do pojawiania się naprzemiennych interglacjałów i glacjałów. Czyli okresów wzrostu temperatur i cofania się lodowców, oraz spadku temperatur i powiększania się terenów zajętych przez lodowce. Te procesy, działające w skali tysięcy i milionów lat, nie wykluczają, że i w dalekiej przyszłości może dojść do kolejnego globalnego ochłodzenia.

Co to są cykle Milankovicha?

W latach 40. XX wieku serbski naukowiec Milutin Milankovich zaproponował teorię opisującą naturalne przyczyny zmian klimatu na Ziemi. Jego zdaniem odpowiadały za to niewielkie zmiany osi obrotu Ziemi i jej orbity, które następują cyklicznie. Kąt nachylenia osi Ziemi w stosunku do płaszczyzny jej orbity zmienia się w okresie 41 tysięcy lat w zakresie 22,1–24,5 stopni. Obecnie wynosi 23,4 i maleje.

Ma to wpływ na ilość energii docierających do regionów okołobiegunowych półkuli północnej. Upraszczając, czym kąt jest mniejszy, tym mniej dociera tam promieni słonecznych. Ochładza to Arktykę, pośrednio wpływając na klimat całej planety.

Teoria cyklów Milankovicha została potwierdzona dopiero w drugiej połowie XX w., gdy zaczęto wydobywać rdzenie lodowe, zawierające informacje o klimacie w przeszłości. Wykazano wówczas, że cykl zmian klimatu faktycznie związany jest z cyklem zmian orbity Ziemi.

Źródła: naukaoklimacie.pl [1] i [2], sciencenews.org.