Ile kosztuje kardamon? 

Zanim nastało późne popołudnie, powróciliśmy do obozowiska i rozpaliliśmy wielkie ognisko, aby uprażyć i uwędzić kilka kopców kardamonu wielkości lodówki. Patrzyłem, jak stosy zmieniają kolor z cukierkowo-czerwonego na kawowy, wydzielając podczas tego procesu mocny apteczny zapach. Prażenie rośliny było kluczowe, jako że znacznie zmniejszało wagę strąków, ułatwiając znoszenie zbiorów z gór. Ekipa otworzyła butelkę ruou, wietnamskiego bimbru, świętując imponujące plony. Piliśmy kolejkę za kolejką. Raczyliśmy się soloną wieprzowiną, aby w końcu zasnąć przy ogniu. Stłoczeni jeden obok drugiego, zapewniając sobie w ten sposób ciepło, podczas gdy wiatr hulał w liściach kardamonu.

Musiałem zapaść w głęboki sen – tak głęboki, że nie zorientowałem się, gdy we wczesnych godzinach porannych zerwała się potężna burza, a na rozpiętą nad naszymi głowami niebieską plandekę runęły litry wody. Gdy nad ranem zerwałem się na nogi, w obozie panowała panika. 350-kilogramowy zbiór kardamonu wart był, przy obowiązujących w tamtym okresie cenach, niemalże 2 tys. dolarów, tyle co średnie roczne wynagrodzenie w Wietnamie. Plandeka uginała się pod ciężarem wody w ilościach wystarczających do napełnienia jacuzzi.

Powstałe wybrzuszenie znajdowało się dokładnie nad ogniskiem. Obawialiśmy się, że materiał rozerwie się pod ciężarem wody, zalewając i bezpowrotnie niszcząc zbiory. Nagle ludzie zaczęli krzyczeć. Słychać było brzęk naczyń. Światło latarek przecinało ciemność. Cho poderwał się, przeskoczył przez płomienie, które omiotły jego stopy, i próbował przywiązać zwisający strzęp plandeki do podpór namiotu. Ale deszcz nie ustępował.

Pracownicy wypełniają kardamonem worki, które następnie trafiają na ciężarówkę i do transportu do Chin. Duży procent zbiorów kardamonu trafia do tradycyjnej medycyny. / Photograph by Ian Teh

Gdy ulewa osłabła jakąś godzinę później, już prawie świtało. Plandeka była jeszcze bardziej sfatygowana i podarta, a osoby szukające pod nią schronienia, w tym ja, przemoczone. Ale thao qua jakimś cudem uniknęło zalania. Kiedy wzeszło słonce, Duong przyodział kurtkę we wzór moro i nalał dwa kubki kawy. Bolały mnie wszystkie mięsnie od wędrówki i wspinaczki, a głowa pulsowała od kaca. W drodze pod górę Duong był pełen energii i brawury.

Teraz jednak wyglądał na zdecydowanie mniej pewnego siebie. Po powrocie do Sa Pa będziemy mieć czas na miskę parującej pho i ziołowa kąpiel z dodatkiem kardamonu w miejscowym zajeździe. Ale zanim to mogło nastąpić, czekała nas długa podróż z powrotem przez potoki i przełęcze, które pokonaliśmy, idąc pod górę, tym razem z ładunkiem czerwonego złota.

 

Źródło: NationalGeographic.com: This Vietnamese national park is a spice lover’s dream