Lepiej przeżyć jeden dzień jak lew, niż tysiąc lat jak baranek - tak brzmi życiowe moto Aleksandra Doby: męża, ojca, dziadka ale przede wszystkim podróżnika, kajakarza i odkrywcy. Jest pierwszym człowiekiem, który w 2011 roku samotnie przepłynął Ocean Atlantycki wykorzystując do tego jedynie siłę własnych mięśni. Czy po tym wydarzeniu postanowił spokojnie odpocząć na emeryturze? Nic podobnego! 5 października wyruszył w kolejną podróż. Wystartował z Lizbony i planowo powinien dotrzeć do wybrzeży Florydy. Do pokonania ma zgodnie z zaplanowaną trasą 9 tys. km. Obecnie przebywa na Atlantyku i wcale nie jest łatwo. Sztorm, bliski kontakt ze słoną wodą, zawodzący sprzęt. To wszystko sprawia, że wyprawa nie jest łatwa, a bliscy martwią się o losy 67-letniego Olka.

20-21 grudnia pojawił się alarm. Nie można było nawiązać kontaktu z Olkiem, telefon satelitarny przestał działać, a z kajaku wysłano komunikat HELP.Na szczęście nic poważnego się nie stało, jak czytamy na oficjalnej stronie Aleksandra Doby:

Dobre wiadomości przekazał z ośrodka ratowniczego w Norfolk oficer dyżurny Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni. Statek już spotkał się Olkiem. Olek oświadczył, że na kajaku wszystko w porządku, odrzucił propozycję pomocy i wyjaśnił, że do naciśnięcia przycisku HELP doszło przypadkowo. Warunki nie są łatwe, ale Aleksander Doba wcale nie narzeka. "Mogłoby być gorzej" - kwituje wszystkie przeciwności losu.

fot. Ricardo Bravo - Canoe & Kayak/Canoandes Wyprawa powinna się zakończyć między 10 a 20 lutego. Jej główny strateg, Andrzej Armiński, jest dobrej myśli, ale martwi się o Olka, bo warunki są trudniejsze, niż przypuszczali.  Trzymamy kciuki! Tutaj można śledzić na żywo, gdzie obecnie jest Aleksander Doba. Przeczytaj wywiad z pierwszym człowiekiem, który samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki przy użyciu siły mięśni. Tutaj możesz znaleźć książkę Aleksandra Doby, a jej zakup wspomoże wyprawę.