Opozycja oskarża nacjonalistyczny rząd premiera Narendra Modi i partię BJP o ściąganie z Afganistanu, Bangladeszu i Pakistanu ”dodatkowych wyborców”. Prowadzące do niepokojów społecznych przepisy mają, twierdzą przeciwnicy nowego prawa, odwrócić uwagę od coraz gorszej kondycji gospodarczej kraju.

Po przegłosowaniu ustawy w obu izbach parlamentu w północno-wschodnim stanie Asam wybuchły zamieszki. Po dwóch dniach blokowania ulic płonącymi barykadami, w stolicy stanu, Guwahati, wprowadzono godzinę policyjną i rozmieszczono 5 tys. żołnierzy.

Protestują mieszkający w stanie muzułmanie, czując się dyskryminowani przez władze. Buntują się także wyznawcy innych religii obawiając się zachwiania delikatnej struktury etnicznej w stanie graniczącym z Bhutanem, Birmą, Bangladeszem, Chinami i Nepalem.

Citizenship Amendment Bill (CAB) to ustawa upraszczająca przybyszom z sąsiednich wobec Indii krajów procedurę uzyskiwania tamtejszego obywatelstwa. Wymienia ona jako objętych programem wyznawców hinduizmu, dżinizmu, chrześcijaństwa oraz sikhów, buddystów i parsów. Muzułmanów, których w Indiach mieszka 200 mln, na liście nie ma.

- Można bez przesady uznać, że jest to obecnie najbardziej niebezpieczny fragment legislacji jaki stworzyliśmy w Indiach. Wszystko, na czym ona się opiera stoi w sprzeczności do świeckiego charakteru Indii i naszej konstytucji – powiedział CNN Harsh Mander, induski aktywista na rzecz praw człowieka.

Premier Modi na Twitterze określił przyjęcie prawa przez parlament (czeka ono jeszcze na podpis prezydenta) jako ”przełomowy dzień dla Indii i naszego narodowego etosu współczucia i braterstwa”. Odniósł się też to protestów w stanie Asam. – Chcę zapewnić moich braci i siostry z Asamu, że przyjęcie CAB-u nie powinno być dla nich powodem do niepokoju. Zapewniam, nikt nie zabierze wam żadnych praw, nikt nie odbierze unikalnej tożsamości czy pięknej kultury – napisał w sieci.

 

W sierpniu tego roku rząd Indii pozbawił autonomii północny stan Dżammu i Kaszmir. Zdominowany przez wyznawców islamu obszar jest obecnie pod bezpośrednią kontrolą władz centralnych z New Delhi. W tym samym miesiącu w stanie Asam przyjęto Narodowy Rejestr Obywateli pomijając w nim jednak ok. 2 mln muzułmanów.

Z kolei w listopadzie sąd najwyższy wydał zgodę wyznawcom hinduizmu (religii partii rządzącej) na budowę świątyni na ziemi o niezwykle dużym znaczeniu religijnym dla wyznawców islamu. Jeszcze w 2018 roku Amit Shah, szef MSW Indii i prezes rządzącej partii BJP, imigrantów-muzułmanów nazwał ”termitami” i obiecał pozbyć się ich z kraju.

Jan Sochaczewski