Aktywiści i sojusznicy LGBT+ w Hiszpanii opowiadają się za wprowadzeniem nowego prawa o samookreśleniu płci. Od początku marca w stolicy kraju odbywały się manifestacje zwolenników nowego rozwiązania, a grupa aktywistów mniejszości osób transpłciowych podjęła nawet strajk głodowy twierdząc, że nie zostanie przerwany dopóki rządząca lewicowa koalicja nie przedstawi projektu ustawy umożliwiającej samostanowienie płci. 

Przed kilkoma dniami projekt takiej ustawy złożyły w Kongresie Deputowanych cztery partie: Republikańska Lewica Katalonii (ERC), radykalna Kandydatura Jedności Ludowej (CUP), populistyczna Junts per Catalunya (JxCat) oraz ogólnokrajowa lewicowa Mas Pais. Projekt został opracowany przez hiszpańskie ministerstwo równości pod auspicjami koalicjanta rządowego, radykalnie lewicowej Unidas Podemos.

Gdyby Ustawa o Rzeczywistej i Efektywnej Równości Osób Transpłciowych weszła w życie, Hiszpanie i Hiszpanki mieliby możliwość samostanowienia płci. Oznacza to, że do dokonania oficjalnej korekty płci wystarczyłaby deklaracja danej osoby, która – bez względu na biologiczną płeć urodzenia – mogłaby określić swoją płeć jako kobieta lub mężczyzna. Co więcej ustawa pozwoliłaby także osobom binarnym (które nie czują się ani kobietą ani mężczyzną) na wykluczenie określenia płci w ich dokumentach. 

Obecnie oficjalna korekta płci jest możliwa po przeprowadzenia badań lekarskich i uzyskaniu orzeczenia o „dysforii płciowej” (określenie zaburzenia tożsamości płciowej). Osoba chcąca skorygować płeć w swoich dokumentach musi też udokumentować, że od co najmniej dwóch lat przyjmuje terapię hormonalną. 

Z nowego prawa mogłyby skorzystać już młodzi nastolatkowie. Projekt ustawy zakłada, że 12-latkowie mogliby samostanowić o swojej płci, jeśli uzyskają zgodę rodziców lub opiekunów prawnych. Za to dla osób powyżej 16. roku życia taka zgoda nie byłaby już wymagana. 

Przeciwnicy nowego prawa podnoszą, że wiek pozwalający na samookreślenie płci jest zbyt niski, a ponadto znosi możliwość wyrażenia sprzeciwu wobec korekty płci przez rodziców dziecka, gdy to skończy 16 lat. 

Koniec kontrowersyjnych terapii

Projekt ustawy trafił do hiszpańskiego parlamentu po strajkach i manifestacjach działaczy na rzecz praw osób transpłciowych. Wcześniej aktywiści LGBT+ zarzucili premierowi Pedro Sánchezowi, że zablokował projekt zaproponowany przez mniejszościowego partnera koalicyjnego, skrajnie lewicową partię Unidas Podemos.

Przedstawiciele partii, które złożyły projekt jako własny, aby wymusić debatę nad dokumentem, argumentują, że prawa osób transpłciowych są prawami człowieka i powinny być jako takie uznane i zagwarantowane jak najszybciej - podaje dziennik „El Mundo”.

Wicepremier hiszpańskiego rządu, socjalistka Carmen Calvo, stwierdziła, że umożliwienie swobodnego wyboru zarejestrowanej płci, bez diagnozy i leczenia dysforii płciowej, może naruszyć prawa innych osób, zwłaszcza kobiet. Zamiast przedstawionej ustawy Calvo zaproponowała wprowadzenie innego nowego prawa, które miałoby poprawić ochronę wszystkich osób LGBT+

Na takie przedstawienie sprawy nie zgadzają się osoby transpłciowe i ich bliscy. – Oznaczałoby to zaprzeczenie, że sami jesteśmy podmiotem politycznym i uczynienie niewidocznymi strukturalnych przyczyn, które powodują dyskryminację. Geje i lesbijki nie muszą zmieniać swoich imion, geje i lesbijki nie muszą przyjmować hormonów – skomentowała słowa premier Mar Cambrollé, aktywistka z organizacji Plataforma Trans.

Projekt nowej ustawy odnosi się także do wspomnianego przez premier „leczenia dysforii płciowej”, które często odbywa się poprzez tzw. terapie konwersyjne, polegające na próbach zmiany orientacji na heteroseksualną. Proponowane prawo zakazywałoby tego typu „leczenia”  jako potencjalnie szkodliwego, nawet w sytuacji, gdy sam zainteresowany wyraziłby na nie zgodę. Co więcej, ustawa przewiduje kary finansowe za prowadzenie bezprawnych praktyk, w wysokości do 150 tys. euro. 

Zgodnie z tekstem projektu, leczenie hormonalne, terapia głosowa, chirurgia narządów płciowych, mamoplastia, mastektomia i materiały protetyczne niezbędne w procesie tranzycji miałyby być pokrywane przez ubezpieczenie społeczne.