Przewidziane na 75 dni racje żywnościowe, dodatkowo uszczuplone przez piętrzące się komplikacje, skończyły się ostatniego dnia. Mike i Børge zdecydowani byli ukończyć marsz wyłącznie z prowiantem który zabrali na saniach. Odmówili też podjęcia z lodu przez śmigłowiec. W ostatnich 15 km towarzyszyli im dwaj Norwegowie wysłani z pokładu statku badawczego Lance, Bengt Rotmo i Aleksander Gamme. Dzięki telefonom satelitarnym utrzymywali z parą stały kontakt.

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Mike Horn (@mikehornexplorer)

 

Wsparcie, szczególnie w postaci dodatkowych palników gazowych, szybko okazało się bardzo pomocne. Pod Hornem załamał się lód i wpadł do lodowatej wody. Zapas suchych ubrań pozwolił kontynuować powrót na statek. Ostatni odcinek czwórka pokonywała z prędkością 2-3 kilometrów na godzinę. Szli powoli, bo wiatr zmienił kierunek i musieli zmagać się z lokalną burzą. Istniało realne ryzyko, że z jej powodu Ousland i Horn zostaną uwięzieni w namiotach na kilka dni bez jedzenia.

- Udało się! Weszliśmy na pokład ”Lance’a” po zużyciu ostatnich racji. To było coś wspaniałego! Już z daleka widzieliśmy światła statku. Im bliżej niosły nas narty, tym światła stawały się jaśniejsze i większe. W końcu zeszliśmy z lodu na pokład a reszta to już historia. Poczuliśmy olbrzymią ulgę. Powitano nas zupą ze szpinakiem, stekami i deserem czekoladowym. Jesteśmy wyczerpani, mentalnie i fizycznie. W końcu nasze ciała mogły przełączyć się z trybu przetrwania na zwykły bieg. Poczuć gorącą wodę prysznica na plecach było czymś cudownym. Teraz czas na sen i wracamy do Norwegii – napisał Mike Horn w dzienniku podróży prowadzonym na Instagramie.

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Mike Horn (@mikehornexplorer)

 

23 września nad biegunem północnym zaszło słońce i zaczęło robić się bardzo zimno. Podróżnicy chcieli wykorzystać ten fakt i przemieszczać się w miejscach, gdzie pokrywa lodu miała być grubsza. Niestety, po wielokroć okazywało się, że zmuszeni byli okrążać rozległe obszary po których nie można było przeprowadzić sani. Pod cienką warstwą lodu widoczna była ciemna, groźna toń. Na początku listopada udało się im dotrzeć do bieguna i ruszyli na południe, w kierunku Svalbard.

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Børge Ousland (@borgeousland)

 

Wyprawa przez tak niedostępne miejsce miała też, obok czysto przygodowego, aspekt naukowy. Pokonując setki kilometrów para pobierała próbki lodu z nadzieją, że naukowcy lepiej zrozumieją wpływ zmian klimatu na sytuację w Arktyce. Horn i Ousland doświadczyli olbrzymich skoków temperatur (od -40 st. C. do +2 st.C.).

– To strasznie wrogie nam miejsce. Stale zmieniające się warunki jasno pokazują, że nie jesteśmy tu mile widziani. W jakiś pokręcony sposób, myślę sobie czasami, natura wyżywa się na nas za to jak ludzie ją traktują, jak zachowują się wobec całej planety. Jedno jest pewne. Coś tutaj jest nie tak, jak powinno – przemarznięty Horn tłumaczył fanom pod koniec listopada.

Wielokrotnie musieli zakładać stroje chroniące ich przed skutkami wpadnięcia do wody i badać możliwość przejścia po osłabionym cieplejszą pogodą lodzie. Mężczyźni tracili też wiele czasu marszu na skutek silnych wiatrów. Kry lodowe po których się przemieszczali były spychane na północ niczym tratwy. Czasami po kilku godzinach snu budzili się w zupełnie innym miejscu, niż gdy zasypiali. W konsekwencji każdy z nich stracił wiele kilogramów. Ucierpiały także od mrozu ich dłonie i twarze.

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Mike Horn (@mikehornexplorer)

 

- Na tym zdjęciu widzicie dłonie Børge. Obaj cierpimy z powodu opuchlizny i otwartych ran wywołanych zimnem. Zapewne rozumiecie, że musimy dbać o każde drobne pęknięcie skóry, żeby nie powiększyły się czy nie wdała się infekcja. Niezależnie jak dobrze się zabezpieczamy od zimna, soli, lodu czy wiatru, natura zbiera swoje żniwo. Moje słabe punkty do kciuki i nos. Powoli czarnieją, ale jeszcze się nie przejmuję. Boli, ale staram się o tym nie myśleć – napisał Horn 15 listopada.

Planując wyprawę na północ przewidywali konieczność zabrania 75 dziennych racji żywnościowych. Każda o wadze 1100 g i 6000 kalorii. Razem z niezbędnym sprzętem wychodziło ok. 170 kg na każdego z mężczyzn. – Niewiarygodnie dużo rzeczy zabieramy, ale nie da się zrobić takiej wyprawy na minimalnym wyposażeniu – opowiadał Norweg w filmie z przygotowań do ekspedycji.

Ostatecznie doszli do celu o 15 kg lżejsi, niż wychodzili. 53-letni podróżnik z RPA żartował nawet, że szkoda, że nie utył nieco na zapas. – Nie dało się. Jeszcze w lipcu wspinałem się na K2, więc na Arktykę wracałem całkiem bez rezerw tłuszczu. Ale to właśnie jest przygoda na którą się zdecydowałem. I dobrze wiedziałem w co się pakuję – stwierdził. To była ich druga wspólna wyprawa na Arktykę. Mike Horn i Børge Ousland zdobyli biegun północny w 2006 roku.

 

Jan Sochaczewski