Od pierwszej katarakty pod Asuanem do wybrzeża Morza Śródziemnego ciągnie się długa na 1200 km wyspa zieleni otoczona bezkresną pustynią. Tutaj zaczyna się historia Egiptu. Już 5000 lat p.n.e. koczownicy wędrujący od oazy do oazy dostrzegli, że nigdzie nie będzie im lepiej jak w dolinie Nilu. Upewniła ich w tym regularność, z jaką wielka rzeka wylewała, nanosząc na przylegające do niej ziemie wodę i życiodajny muł. Osiedlenie się na jej brzegach pozwalało na zmianę trybu życia. Można je już było planować, dostosowując porę siewu i zbioru zbóż do rytmu wyznaczanego przez Nil. Chętnych do zamieszkania w żyznej dolinie przybywało.

Zjednoczenie Egiptu w silne imperium

Zauważono, że rozlewające się wody Nilu można doprowadzić dalej i powiększyć nawadniany obszar. Wystarczyło wykopać kanały. Ale już nie na jednym poletku, lecz na obszarze tak rozległym, by każdy na tym skorzystał. Do wykonania tego zadania niezbędna była zbiorowa praca całej wspólnoty, którą ktoś musiał pokierować. Tym kimś mogli być tylko wodzowie klanów. Najambitniejsi z nich stopniowo poszerzali strefy swych wpływów, podporządkowując sobie lub likwidując słabszych rywali. Po dwóch tysiącach lat na placu boju pozostało tylko kilkunastu udzielnych książąt, którzy połączyli się w dwie federacje rodowe panujące nad Dolnym (delta Nilu) i Górnym Egiptem (dolina Nilu). Kto je zjednoczył? 

Około 3100 r. p.n.e. Horus Narmer lub Horus Aha (niewykluczone, że była to jedna osoba) ogniem i mieczem zjednoczył obie części Egiptu i utworzył pierwsze w dziejach scentralizowane państwo narodowe. W tym czasie cywilizacje zachodniej i środkowej Azji były wyżej rozwinięte od egipskiej: budowały potężne miasta, udoskonalały rolnictwo, używały lepszych narzędzi. Tworzyły je jednak skłócone ze sobą miasta-państwa. Egipt przeskoczył ten etap rozwoju, przekształcając się od razu w imperium o tak solidnych fundamentach, że przetrwało trzy tysiące lat

Między faktami a mitami

Jak zwykle w przypadku założycieli dynastii, legenda miesza się z faktami. Pojawiały się więc teorie, że Narmer jest postacią mityczną. Są jednak dowody, że istniał. W 1898 r. brytyjscy archeolodzy James Quibell i Frederic Green odkryli w świątyni boga Horusa w Hierakonpolis dedykowaną bóstwu paletę wotywną. Relief na jednej stronie przedstawia władcę w białej koronie Południa, zabijającego maczugą wroga. Na odwrocie wyryto trzy sceny z życia władcy w czerwonej koronie Północy, w tym przemarsz przez usłane trupami pole zwycięskiej bitwy. Zapisane hieroglifami sylaby nar (ryba) i mer (dłuto) tworzą jego imię: Narmer. 

historia egiptuPo dwóch tysiącach lat na placu boju pozostało tylko kilkunastu udzielnych książąt, którzy połączyli się w dwie federacje rodowe panujące
nad Dolnym (delta Nilu) i Górnym Egiptem (dolina Nilu). Fot. Shutterstock

Pierwsi władcy i rozwój Egiptu

Z późniejszych przekazów wynika, że pierwszy król pochodził z miasta Tinis. Założoną przez niego dynastię nazywa się więc tynicką. Egiptologom nie udało się dotąd odnaleźć żadnych śladów pozwalających zlokalizować tę miejscowość. Około 200 lat później władzę przejęła II dynastia tynicka. Jej założycielem był zięć lub adoptowany syn króla, który nie doczekał się męskiego potomka. W czasach tynickich ukształtowały się podstawowe zasady ustroju, ekonomii i religii Egiptu. Rozbudowano sieć kanałów, udoskonalono system pisma hieroglificznego, opanowano technologię wytopu miedzi i złota, opracowano podstawowe zasady kanonu sztuki. Odtąd już zawsze głowę i kończyny portretowanych postaci przedstawiano z profilu, tułów i oko – en face. 

Od Narmera zaczyna się lista władców historycznych. Nie nazywano ich wówczas faraonami. Ten tytuł pojawi się kilkanaście wieków później, gdy zwyczajowe określenie królewskiego pałacu Per-aa (Wielki Dom) tak się upowszechni, że stanie się synonimem głowy państwa. Pierwszym, który posłużył się nim jako oficjalnym tytułem, był Echnaton (XIV w. p.n.e.). Dotąd używano wyrażeń: nesu (król), ity (władca), neb (pan), hem (majestat). Tytulatura mogła się zmieniać, natomiast zakres władzy pozostawał taki sam. Jako potomek bogów, król sprawował władzę absolutną. Był żywym bóstwem, które opiekuje się mieszkańcami Egiptu. Najwyższym kapłanem, sędzią, wodzem armii i właścicielem całego państwa, w tym i ludzi. Sprzeciw wobec jego decyzji oznaczał bunt przeciw bogu. Po śmierci tylko on, ewentualnie z grupą niezbędnych urzędników i służących, powracał do swych niebiańskich przodków. 

Egipt za czasów Dżesera i Imhotepa

Gdy wygasła dynastia tynicka, przekazanie podwójnej korony zjednoczonego Egiptu komuś, kto nie legitymował się boskim pochodzeniem, raczej nie wchodziło w grę. Ale krew Ozyrysa i Horusa płynęła nie tylko w żyłach królewskich synów, lecz i córek. Starczyło więc, by urodziły męskiego potomka, i wszystko wracało do normy. Założyciel III dynastii Sanacht był prawdopodobnie zięciem ostatniego władcy tynickiego. W historii zachowało się po nim jedynie imię.

Człowiekiem zupełnie innego formatu okazał się jego następca Dżeser. Od niego zaczyna się najświetniejszy okres w dziejach Egiptu nazywany Starym Państwem. Ze spokojnego rolniczego państwa wyrosło wówczas imperium zadziwiające do dziś wielkością realizowanych przedsięwzięć. Pozostały po nim budowle, które wciąż budzą podziw – monumentalne piramidy. Dżeser przeniósł stolicę do Memfis, a królewską nekropolię, czyli cmentarz, na którym składano ziemskie powłoki boskich władców, do pobliskiej Sakkary. Tam też rozpoczął budowę grobowca godnego siebie. Projekt opracował Imhotep – jego kanclerz, kapłan boga Słońca Ra (Re), architekt i nadworny lekarz. Tradycyjny grób (mastabę) powiększył do monstrualnych rozmiarów, wznosząc nad nim kolejne segmenty. Tak powstała piramida schodkowa wysokości 62 m. W ukrytej we wnętrzu komorze ustawiono posąg króla, który przez okienka w ścianie obserwował składanie darów ofiarnych. 

Duet Dżeser-Imhotep przeprowadził reformę kalendarza, armii, a przede wszystkim systemu zarządzania, wzmacniając odpowiedzialność lokalnych zarządców przed władzą centralną. Sam Imhotep też umiejętnie zadbał o swą pozycję. Podziw, jaki wzbudzała jego piramida i wiedza medyczna, sprawiły, że również jego zaczęto podejrzewać o boskie pochodzenie. Jako najwyższy kapłan potężnej świątyni w Heliopolis nie zaprzeczał. Po śmierci podziw dla jego dokonań jeszcze wzrósł. Pisarze i lekarze uznali go za swego patrona, prosty lud zaczął się do niego modlić, składać mu w ofierze wotywne posążki. W końcu ogłoszono go synem boga Ptaha, czczonego pod postacią byka Apisa. Grecy utożsamili Imhotepa ze swoim bogiem medycyny Asklepiosem. 

KleopatraWspółczesny wizerunek królowej Kleopatry. Fot. Shutterstock

Epoka budowania piramid

Po śmierci Dżesera w Starym Państwie panowało jeszcze czterech królów z III dynastii i władza płynnie przeszła na jej boczną linię, którą zapoczątkował wyjątkowo dobrze zapamiętany przez poddanych Snofru. Przeświadczenie, że monarcha jest bogiem na Ziemi, było już wówczas tak silne, że lubianemu władcy przypisano nawet zdolność wywoływania wylewów Nilu. Nie było to tak absurdalne, jak się może wydawać, gdyż Snofru zbudował pierwszą w historii Egiptu tamę, chroniąc przed zalewaniem nekropolię w Sakkarze. Budowanie było jego największą pasją. Na kamiennej stelli, znanej dziś jako kamień z Palermo, wyryto informację, że co rok wznosił nową świątynię, pałac lub twierdzę. Eksperymentował też z kształtem i wielkością piramid. Zaczął od budowli wzorowanej na dziele Imhotepa w Sakkarze, ale jej nie ukończył, gdyż szukał doskonalszej formy. Kolejna próba to piramida łamana (w Dahszur), nazwana tak od zwiększającego się w połowie wysokości kąta nachylenia ścian. Dzięki temu Snofru zdołał ją wywindować do wysokości 101 m. Ale i to nie zaspokajało jego ambicji, bo całość wyglądała dość pokracznie. 

U schyłku panowania wreszcie osiągnął cel: zbudował w Dahszur pierwszą piramidę w kształcie stożka. W niej został pochowany. Syn Snofru nie musiał już zastanawiać się nad kształtem własnego grobowca. A dzięki swej konsekwencji stał się najbardziej znanym egipskim władcą. Jego imię to Cheops. Wzniesienie budowli złożonej z 2,3 mln kamiennych bloków o łącznej wadze ponad 6 mln ton było przy ówczesnym poziomie techniki przedsięwzięciem na niewyobrażalną skalę. Według greckiego historyka Herodota przy piramidzie Cheopsa pracowało 100 tys. robotników. Pragmatycznemu Grekowi nie mieściło się w głowie, że można tak marnotrawić wysiłek ludzi i bogactwo państwa na bezużyteczną w sumie inwestycję. Przedstawił więc Cheopsa jako hulakę, despotę i religijnego fanatyka, który doprowadził swój lud do nędzy. Dopiero niedawne odkrycia archeologiczne dowodzą, że mogło być zupełnie inaczej. 

Historia Egiptu za czasów Cheopsa

Cheops odziedziczył po ojcu nie tylko dobrze urządzone i zasobne państwo, ale także wiedzę o tym, jak powiększać jego bogactwo. Snofru finansował swoje przedsięwzięcia zyskami z wypraw wojennych do Libii i Nubii, eksploatacji kopalń miedzi i kamieni szlachetnych na półwyspie Synaj oraz z handlu zagranicznego. Zbudował potężną flotę, która przywoziła z Bliskiego Wschodu i wybrzeży Morza Czerwonego drewno, kadzidło oraz inne cenne surowce. Nowy władca wiedział więc, skąd czerpać środki na zaspokojenie nieokiełznanych ambicji. Gdyby faktycznie – jak pisze Herodot – zrujnował państwo, w Gizie stałaby dziś jedna, a nie trzy piramidy. To dowód, że funduszy starczyło także następcom. 

Z odkrytych pozostałości osiedla dla budowniczych piramidy nie wynika, by traktowano ich jak niewolników. Prof. Dieter Kessler, egiptolog z uniwersytetu w Monachium, twierdzi wręcz, że praca była dla nich dobrodziejstwem. W większości rekrutowali się bowiem spośród chłopów, których ściągano na plac budowy w czasie wylewu Nilu, gdy ustawały prace polowe. Zamiast czekać bezczynnie i zjadać ostatnie zapasy, dostawali nowe zajęcie i wyżywienie, dzięki czemu łatwiej im było przetrwać trudny okres. Czyli budowa piramid przypominała współczesne wielkie roboty publiczne podczas kryzysu.

Nie można też zapominać o religijności prostych Egipcjan. Król-bóg miał zapewnione wieczne życie w zaświatach, więc logika podpowiadała, że być może będzie tam potrzebował wiernych robotników. Nadzieja na to sprawiała, że do pracy wcale nie trzeba ich było zapędzać batem. Są to jednak tylko spekulacje, bo chociaż Cheops jest najbardziej znanym faraonem, o jego rządach nie wiadomo prawie nic. Nawet tego, jak długo trwały (od 25 do 63 lat). 

Jeszcze bardziej zagadkową postacią jest budowniczy kolejnej znanej piramidy – Chefren. Nie zdołano nawet ustalić, czy był synem, czy bratem Cheopsa. Na szczycie jego grobowca zachował się fragment wapiennego wykończenia, który pozwala sobie wyobrazić, jak wyglądały piramidy w czasach świetności Starego Państwa. Były idealnymi ostrosłupami o gładkich, białych ścianach. Trwałym śladem po Chefrenie jest ponadto wyrzeźbiony w pobliżu jego grobowca Sfinks. Głowa człowieka-lwa należy właśnie do tego władcy. Na wzniesienie grobowca dorównującego przodkom stać jeszcze było Mykerinosa. Potem w budżecie pojawiła się dziura. 

Schyłek potęgi Egiptu

Po stuletnich rządach budowniczych wielkich piramid, w Starym Państwem panowało kilkunastu królów z V i VI dynastii. Ich imiona mówią dziś cokolwiek już tylko wytrawnym znawcom historii Egiptu. Wycieńczone megalomańskimi inwestycjami imperium pogrążało się bowiem w kryzysie, jego władcy tracili znaczenie. Siłą rozpędu wciąż jeszcze budowano nowe świątynie i niezbyt okazałe piramidy, rozwijał się handel zagraniczny, płynęły daniny ze zmuszonych do uległości sąsiednich krajów, organizowano pierwsze wyprawy do na wpół legendarnego Puntu. Ale machina państwowa coraz częściej się zacinała. Z każdym rokiem rosła natomiast potęga nomarchów – urzędników, którzy po zjednoczeniu państwa zastąpili wodzów plemiennych. Reformy ustrojowe Dżesera całkowicie podporządkowały ich władzy centralnej. Gdy ta osłabła, nie przespali okazji do uniezależnienia się od stolicy. 

Nomarcha stał na czele prowincji nazywanej przez Egipcjan sepat, przez Greków – nom. Dżeser podzielił Egipt na 38 nomów, z czasem ich liczba doszła do 42. W każdym znajdowało się główne miasto, ze świątynią opiekującego się nim bóstwa i pałacem lokalnego władcy. Początkowo głównym obowiązkiem nomarchy był nadzór nad budową i utrzymaniem w dobrym stanie systemu kanałów. Jego kompetencje jednak systematycznie się poszerzały – przejął funkcję pierwszego kapłana swojego nomu, odpowiadał za sprawny przebieg prac rolnych, płacenie podatków, pobór do wojska, bezpieczeństwo i wymiar sprawiedliwości. Powoływał go król, na czas określony lub dożywotnio, i teoretycznie mógł w każdej chwili pozbawić urzędu. Wiązało się to jednak ze sporym ryzykiem. Nomarchowie dysponowali już bowiem nie tylko ogromnymi majątkami, ale również własnymi armiami. Ogromne koszty budowy piramid uszczuplały ich dochody, co rodziło coraz silniejszy opór i skłonność do buntu. Z bezwzględnie egzekwującymi swoje prawa Cheopsem czy Chefrenem nie odważyli się zadzierać. Ale z ich słabymi następcami już tak. 

Prawo dziedziczenia

Pierwszym sukcesem urzędników było uzyskanie zgody na dziedziczenie funkcji. Potem wymusili kolejne przywileje i u schyłku V dynastii stali się samowładnymi książętami. Sprawne, silne państwo zaczęło się rozpadać. Upadek Król-bóg był ze zrozumiałych względów nieusuwalny. Oznaczało to, że możliwość przeprowadzenia głębszych reform przez nowego władcę zależy od długości panowania poprzednika.

No i stało się. Pepi II okazał się człowiekiem wyjątkowo długowiecznym. Tron odziedziczył w wieku 6 lat i panował przez co najmniej 64 lata. Tak długie rządy doprowadziły do kompletnego skostnienia centralnej administracji. A ponieważ wraz z faraonem trwali na urzędach jego współpracownicy, dla co najmniej dwóch pokoleń zostały zamknięte drogi awansu. Próbując rozbroić tę tykającą bombę, Pepi II tworzył nowe urzędy. Nie osiągnął niczego – poza rozbudowaniem biurokracji do monstrualnych rozmiarów. 

FaraonFaraonowie byli najwyższymi władcami państwa egipskiego Fot. Shutterstock

Kryzys państwowy w starożytnym Egipcie

W końcu popełnił katastrofalny błąd i podzielił najważniejszy w państwie urząd wezyra między dwóch dostojników, rezydujących w Memfis i Tebach. Wezyr, uważany za oczy i uszy faraona, był faktycznym zarządcą państwa. Skupiał w swym ręku uprawnienia dzisiejszego premiera oraz ministrów finansów, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Dwuwładza jeszcze nikomu nie wyszła na dobre. Po feralnej decyzji Pepiego II konflikt na samym szczycie egipskiej hierarchii był nieuchronny. Szukając sojuszników, wezyrowie zawierali dwuznaczne sojusze z nomarchami. Ci z kolei, korzystając z tak potężnej protekcji, zaczęli dążyć do przejęcia kontroli nad nomami sąsiadów. To już nie był kryzys, lecz chaos i anarchia. Oliwy do ognia dolewali kapłani, walczący o prymat dla swoich bogów. A co za tym idzie – o większe wpływy i dochody dla siebie.

Upadek państwa

Gwóźdź do trumny Starego Państwa wbiły klęski naturalne. Dokumenty z epoki niewiele o nich mówią, ale w 2003 r. brytyjscy geolodzy Richard Bates i Henry Lamb przebadali pokłady mułu zalegające na dnie jeziora Tana, z którego wypływa Nil Błękitny. Stwierdzili, że w latach 2150–2100 p.n.e., a więc u schyłku VI dynastii, jezioro niemal zupełnie wyschło. Oznacza to, że Nil nie wylał i Egipt nawiedziła długotrwała susza. Wraz z nią przyszedł głód, epidemie i bezlitosna walka o przetrwanie.

W końcu zbuntował się potulny lud. Wybuchła rewolucja. Tylko krew i śmierć W oficjalnych papirusach i inskrypcjach nie ma o niej wzmianek. Ale zachowały się fragmenty tekstów literackich z późniejszych czasów, które pokazują skalę dramatu. „Zbuntował się kraj, cały kraj (...) dzieci możnych są wyrzucane na ulice, dzieci książąt rozbijane o mury. Ziemia pełna jest plugastwa i nigdzie nie widać białych szat (...) zmarłych wrzuca się do rzeki i Nil staje się ich grobowcem (...) widać jedynie krew i śmierć. Wszystko zmierza ku ruinie” – pisał bohater „Nauk mędrca egipskiego” (pochodzących prawdopodobnie z pierwszych lat tzw. Średniego Państwa). 

Zamęt trwał przez półtora wieku. Nomarchowie zachowywali się jak plemienni kacykowie, lud szalał. Agitatorzy i pospolici kryminaliści przekonywali, że skoro królowie byli bogami, to nieszczęścia dotykające kraj są ich dziełem. Zasługują więc na odwet. Nie było skuteczniejszej zemsty jak zniszczenie ich zabalsamowanych ciał, co miało spowodować uśmiercenie (a przynajmniej skazanie ma męki) ich dusz w zaświatach. Do grobowców wdarli się wandale. Jedni po to, by tylko niszczyć, inni – by kraść. W ogołoconych piramidach nie pozostało praktycznie nic, posągi rozbito, dary ofiarne zrabowano. Skaczący sobie do gardeł nomarchowie też się jednak w końcu wykrwawili. Przegrani musieli się podporządkować silniejszym. Ostatecznymi zwycięzcami okazali się nomarchowie z Teb, którzy ok. 2050 r. p.n.e. doprowadzili do ponownego zjednoczenia kraju. Po tzw. Pierwszym Okresie Przejściowym nastały czasy Średniego Państwa. Faraon znów stał się bogiem, nomarchowie posłusznymi urzędnikami, lud pokorną siłą roboczą. Tyle że według zasad odrodzonej religii – na życie pośmiertne mógł odtąd liczyć już nie tylko faraon, ale każdy z jego poddanych. 

Kazimierz Pytko, publikował we „Wprost”, „Życiu Warszawy” i „Sukcesie”. Laureat Nagrody Kisiela.