Był drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, kiedy Kevin Celli-Bird znalazł na swoim podwórku w Melbourne wyczerpanego ptaka. 

– Był dość wychudzony, więc pokruszyłem suche ciastko i zostawiłem je dla niego - powiedział mężczyzna agencji prasowej AP.

– Następnego dnia zjawił się z powrotem przy naszej fontannie, więc wyszedłem na zewnątrz, aby mu się przyjrzeć. Był dość słaby i nie wydawał się tak bardzo się mnie obawiać. Zobaczyłem, że ma niebieską opaskę na nodze, co oczywiście oznaczało, że należy do kogoś, więc udało mi się go złapać – powiedział Celli-Bird.

Szukając informacji na temat gołębia w sieci, mężczyzna natrafił na wiadomość o gołębiu wyścigowym, który zaginął w czasie wyścigu w zachodnim Oregonie w Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, wyścig miał miejsce w październiku. 

American Pigeon Union z siedzibą w Oklahomie potwierdziło, że Joe (Kevin nadał mu imię na cześć prezydenta-elekta USA Joe Bidena) był zarejestrowany na właściciela w Montgomery w Alabamie. Celli-Bird powiedział, że próbował skontaktować się z właścicielem, ale jak dotąd mu się to nie udało.

Eksperci podejrzewają, że gołąb „złapał stopa” na statku towarowym, aby przepłynąć Pacyfik. Fakt, że ptak przebył 13000 km, a jego podróż trwała dwa miesiące sprawił, że sprawą zainteresowały się media. Ale fotografie na pierwszych stronach lokalnych gazet, choć przyniosły rozgłos, to nie przyczyniły się do poprawy losu Joego.

Po publikacjach do Kevina zgłosili się przedstawiciele australijskiego urzędu ds. kwarantanny, zaniepokojeni groźbą przeniesienia infekcji – i nie chodzi o koronawirusa. Urzędnicy twierdzą, że gołąb stanowi „bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa biologicznego” dla populacji ptaków i przemysłu drobiarskiego w Australii.

Zadzwonili do mężczyzny prosząc o złapanie gołębia i przekazanie go inspekcji weterynaryjnej. 

– Mówią, że jeśli pochodzi z Ameryki, to martwią się chorobami ptaków. Chcieli wiedzieć, czy mogę im pomóc. Powiedziałem, że nie mogę go złapać, mogę podejść na odległość 50 centymetrów, a potem on się odsuwa – relacjonuje sytuację Celli-Bird w rozmowie z „The Guardian”.

Joe po odzyskaniu sił już nie daje złapać się Kevinowi, nadal jednak codziennie zjawia się w jego ogrodzie, gdzie zawsze może liczyć na coś do jedzenia, wodę i odpoczynek. 

Surowe prawo

Urząd ds. kwarantanny nie zabrał oficjalnie głosu ws. cudem odnalezionego gołębia. Departament Rolnictwa, Wody i Środowiska oświadczył, że ptak będzie musiał zostać uśpiony z powodu niebezpieczeństwa zakażenia miejscowych ptaków.

„Bez względu na pochodzenie, żaden udomowiony ptak, który nie spełnia wymagań dotyczących stanu zdrowia i testów, nie może pozostać w Australii. Jedynym możliwym rezultatem zarządzania ryzykiem bioasekuracyjnym jest humanitarna eliminacja ptaka” - podano w oświadczeniu. 

Zgodnie z surowym australijskim prawem ptak powinien zostać ujęty i uśpiony. W związku z tym, że jego opiekun nie chce bądź nie potrafi pomóc w jego „ujęciu”, urzędnicy będą zmuszeni zatrudnić do tego zadania profesjonalnych łapaczy ptaków. 

Chociaż możliwe jest legalne sprowadzenie gołębi do Australii, proces ten jest trudny, a jego koszty mogą wynieść nawet dziesiątki tysięcy dolarów. W związku z kosztami i wymaganymi dokumentami żaden gołąb nie został legalnie przywieziony z USA do Australii od ponad dziesięciu lat.

To nie pierwsza medialna historia, która porusza wyjątkowo rygorystyczne australijskie prawo dotyczące wwożenia zwierząt. W 2015 roku australijski urząd zagroził eutanazją dwóch psów należących do gwiazd Hollywood – Johnny’ego Deppa i jego ówczesnej żony Amber Heard. Para aktorów musiała oficjalnie przeprosić za próbę „przemycenia” psów na pokładzie prywatnego samolotu i natychmiast odesłać je do Stanów.