Do tej pory nie próbowano lądować w tak ekstremalnych warunkach samolotem rejsowym. Boeing 757-500 to jeden z najpopularniejszych samolotów pasażerskich. Maszyna waży powyżej 120 ton. Do stacji badawczych na Antarktydzie najczęściej docierają Herculesy L-382g oraz Iły 76-TD, to samoloty transportowe z dodatkową funkcją przewożenia pasażerów.
 

Przewoźnik, islandzka linia Loftleidir, chwali się, że to znak powrotu na rynek firmy, która jeszcze niedawno stała na skraju upadłości. Organizująca turystyczne wyprawy w tamtym regionie firma ALE (Antarctic Logistics & Expeditions) co roku sprowadza do krainy wiecznego lodu nawet do 500 turystów. Wśród atrakcji na miejscu między innymi podglądanie kolonii pingwinów cesarskich. Wraz z udanym lądowaniem i zapowiedzią kolejnych ALE szykuje się na zwiększenie ruchu turystycznego w tym miejscu.
 

Turyści są zagrożeniem? Nie w tej ilości
 

Czy turyści mogą zagrozić unikalnej przyrodzie tego miejsca? Niestety nie jest to wykluczone. Na problem ingerencji człowieka w środowisko Antarktydy zwracał już uwagę podróżnik Kuba Terakowski. Opisując swoją jedenastodniową wyprawę w 2000 roku w ten region jasno podaje stacje badawcze oraz rozwijającą się turystykę jako zagrożenia. Co prawda organizujące obozy firmy stanowczo kładą nacisk na to by nie pozostawiać po sobie żadnych śladów, ale sami podróżnicy nierzadko przyznają się do pozostawiania części ekwipunku w drodze przez skutą lodem krainę. Powód był prosty: mniej niesiesz, łatwiej wrócisz.
 

Z pewnością jednak nie będzie nagłego wysypu odwiedzających i Antarktyda nie zostanie zadeptana. Koszt wyprawy jest bardzo wysoki (około 30 tysięcy złotych), a podróż samolotem będzie jeszcze droższa. Lot specjalnie przystosowanym Boeingiem z pewnością będzie należał do najbardziej ekskluzywnych. Samolot posiada tylko 62 miejsca, oczywiście w klasie biznes.  
 

Autor: Błażej Grygiel