Nie lubię zmieniać telefonu. Żyjąc na walizkach, nie mam czasu na poszukiwania modelu i planu abonamentowego, który spełni wszystkie moje oczekiwania. Od operatora wymagam mało – tylko korzystnych warunków roamingu. Od smartfona znacznie więcej… Żeby dotrzymać mi kroku, telefon musi być niezniszczalny, mieć mocarny procesor i wytrzymałą baterię, duży ekran, duuużo pamięci wewnętrznej, dual SIM i przede wszystkim – aparat prawie tak dobry jak lustrzanka. 

Z lenistwa od kilku lat trzymałam się Huaweia P30 Pro. To była piękna przyjaźń – zawdzięczałam mu tysiące zdjęć w intensywnych kolorach i zupełnie nieznane mi wcześniej możliwości zooma, odnajdującego w koronach drzew Kostaryki zwierzęta trudne do wychwycenia ludzkim okiem. Gdy w moje ręce wpadł nowy flagowiec tej samej marki, miałam już na starcie wysokie oczekiwania. Huawei Mate 50 Pro miał przede wszystkim przywieźć genialne zdjęcia i widea z podróży, ale też zapewnić mi coś ekstra…

Po pierwsze: Proszę, bądź niezniszczalny

Czy telefon, który wygląda jak elegancki dodatek oprawiony w kolorową wegańską skórę może wybrać się na górski szlak w deszczu, pływać otwartym kajakiem, tarzać się w piachu i leżeć w strumieniu? Oczywiście, zwracam uwagę na design – najbardziej lubię telefony nietypowych kolorach, więc oranż Mate 50 Pro mnie urzekł. 

Huawei w Wietnamie| Camera Model: HUAWEI Mate 50 Pro | f/2 | Exposure: 1/1555 s | ISO: 50 | Exposure bias: 0 | Focal length: 6 mm | 35 mm Focal length: 41 | Brightness: 0 / mat. własne / mat. własne

Świetnie dobrany jest również rozmiar telefonu. To tylko z pozoru błaha sprawa – smartfony projektuje się do standardu męskiej dłoni i wiele modeli jest dla mnie po prostu za szeroka. Ekran OLED o przekątnej 6.74” w Huawei Mate 50 Pro jest idealny – na tyle duży, żeby cieszyć się oglądaniem filmów podczas wielogodzinnego przejazdu autobusem i na tyle wąski, żeby komfortowo leżeć w drobnej dłoni. 

Jednak od zgrabnej sylwetki i estetycznego wykończenia (te z pewnością nowy flagowiec posiada), bardziej interesuje mnie odporność smartfona na… prawdziwe życie. Nie toleruję sprzętu elektronicznego delikatnego jak miśnieńska porcelana. Wymieniłam już wystarczająco dużo ekranów i pochowałam telefon zatopiony w drugim miesiącu naszej wspólnej przygody, więc moja cierpliwość na kosztowne awarie została wyczerpana. 

Mate 50 Pro w błocie czerwonego Kanionu w Mui Ne/ mat. własne

Użytkownicy nowego Huaweia mają być wolni od odwiecznego problemu zbitej szybki. Ekran wykańcza ultratrwałe szkło Kunlun, a szwajcarska firma SGS przyznała Mate 50 Pro bezprecedensowy pięciogwiazdkowy certyfikat odporności na upadek. Co to oznacza w praktyce? Nie próbowałam rzucać moim pomarańczowym smartfonem o ścianę, ale muszę przyznać, że upadać to on umie z klasą. Tej sytuacji nawet nie musiałam pozorować – Mate 50 Pro po prostu wypadł mi z dłoni na beton. Nie pierwszy raz i nie ostatni, ale przyzwyczaiłam się już, że takim rzutom z wysokości na ogół towarzyszy pojawienie się pajęczynki, jeśli nie całej mapy białych kresek. Cóż, 1:0 dla Huaweia, jest cały i zdrowy.

Inne wypadki pomarańczowego smartfona musiałam już aranżować. Doskonale znosił trudną do wytrzymania wilgotność powietrza, ale wodoodporność (według specyfikacji technicznej do 6m) testowałam w strumieniach i kałużach, w których lądował „przypadkiem”. Sprawdził się bez zarzutu, a ja bardzo żałowałam, że surowa grudniowa pogoda w Północnym Wietnamie nie pozwoliła mi wskoczyć z nim do basenu. 

Mate 50 Pro w strumieniu na szlaku w Sapie i na wydmach w Mui Ne/ mat. własne

Do morza ze smartfonem wejść nie wolno (pamiętajcie, że żaden telefon nie toleruje słonej wody), ale bardzo doceniam Mate 50 Pro za plażoodporność. Klasa szczelności IP68 w praktyce oznacza, że flagowy model może tarzać się w piasku jak niesforny 5-latek. Jego odporność na kurz i piach testowałam na wydmach w Mui Ne. Mate 50 Pro miał fotografować (nieco zachmurzony) wschód słońca, a za statyw służyła mu kupka z piasku. Wystarczyło go otrzepać i był jak nowy – zero ziarenek zalegających w porcie ładowania.

Mate 50 Pro fotografuje wschód słońca w Mui Ne, piasek służy jako statyw/ mat. własne

Po drugie: Baterio trwaj!

W warunkach miejskich liczy się tylko, żeby bateria przetrwała do wieczora przy standardowym użytkowaniu. W trasie wymagam więcej. W końcu robienie zdjęć i filmów, obsługa map, używanie internetu mobilnego w warunkach słabszego zasięgu zużywa więcej prądu niż służbowy mail… Użytkownik Mate 50 Pro ładowaniem przejmować się nie musi – nie sposób wyczerpać baterii w jeden dzień, nawet jeśli dokumentujemy każdy moment zwiedzania i kręcimy widea.

Kluczowa jest też możliwość szybkiego ładowania – i tu SuperCharge od Huawei sprawdza się wyśmienicie. Jeśli zapomnimy podłączyć telefon w nocy, półgodzinna przerwa na zakwaterowanie w hostelu pozwala go naładować od zera do ok. 80% baterii! Nowością było dla mnie bezprzewodowe ładowanie zwrotne, którego dotąd nie używałam. Idealne, jeśli przegapimy ostatni moment na wskrzeszenie zegarka albo po prostu nie chcemy mnożyć ładowarek w podróży.

Po trzecie: Pokaż świat piękniejszym niż jest

Z Wietnamu przywiozłam 20 GB zdjęć i wideo – nie musiałam się ograniczać, ani śpieszyć z selekcją, bo wersja Pro ma aż 512 GB przestrzeni dyskowej. Zmieściłabym na niej jeszcze dziesiątki wypraw bez konieczności wkładania dodatkowej karty pamięci (a przecież drugi slot trzymam wolny na lokalne karty SIM).

Uwielbiam bawić się fotografią w podróży, ale przyznaję uczciwie, że się na niej nie znam. Im bardziej pomaga mi sprzęt, tym lepiej. Na szczęście Mate 50 Pro potrafi stworzyć profesjonalne zdjęcia w rękach amatora – trzy aparaty tylne i jeden przedni dają wręcz nieskończone możliwości. Pod wspólną nazwą XMAGE tworzą zupełnie nową jakość w fotografii mobilnej. 

Pływający targ w delcie Mekongu| Camera Model: HUAWEI Mate 50 Pro | f/2 | Exposure: 1/5376 s | ISO: 50 | Exposure bias: 0 | Focal length: 6 mm | 35 mm Focal length: 27 | Brightness: -2 / mat. własne

Najrzadziej używałam tego przedniego, bo rzadko robię selfie. Te nieliczne powstały w rozdzielczości 13 Megapikseli, a fotografowanie ułatwiał kąt w zakresie od 78° do 100° i współdziałanie z sensorem trójwymiarowego mapowania głębi. Efekt to bardzo korzystne zdjęcia, które wyglądają świetnie nawet bez trybu upiększania (najczęściej go wyłączam, ale w Huaweiu istnieje system stopniowania efektu, który pozwala na bardzo subtelne wygładzenie skóry). 

Świetnym urozmaiceniem jest tryb szerokokątny w przednim aparacie, dzięki któremu tło nie ląduje na marginesie. Świetna sprawa dla podróżujących samotnie, którzy chcą żeby na zdjęciu była zarówno twarz, jak i dżungla/szczyty górskie/architektura miasta. Dla mnie ciekawszymi modelami byli sami Wietnamczycy, ale na pewno Mate 50 Pro mogę z czystym sumieniem polecić entuzjastom selfie.

Malarz sprzedający swoje dzieła na starym mieście w Hoi An| Camera Model: HUAWEI Mate 50 Pro | f/1.4 | Exposure: 1/99 s | ISO: 80 | Exposure bias: 0 | Focal length: 6 mm | 35 mm Focal length: 66 | Brightness: -2 mat. własne

Ostatecznie najwięcej czasu spędziłam bawiąc się efektem bokeh, który pokochałam już dekadę temu, kręcąc się po Indiach z moją pierwszą odrobinę lepszą cyfrówką. Teraz, trzymając w ręku pierwszy smartfon z 10-stopniową fizyczną przysłoną, mogłam dowolnie regulować rozmycie tła – od lekkiego w przypadku zdjęć reportażowych i portretów, po bardzo mocne, gdy próbowałam uchwycić detale świątyń czy ustawić rośliny na pierwszym planie. 

Świątynie ukryte w jaskiniach, Marble Mountains w Da Nang| Camera Model: HUAWEI Mate 50 Pro | f/1.4 | Exposure: 1/100 s | ISO: 64 | Exposure bias: 0 | Focal length: 6 mm | 35 mm Focal length: 35 | Brightness: -2 / mat. własne

Dużo radości dało mi fotografowanie nocne. Nawet nie dzięki trybowi nocnemu, z którym już byłam oswojona, chociaż ten przeszedł mocną ewolucję od czasu premiery mojego starego P30 Pro. Naświetlanie skrócono o połowę przy tym samym efekcie, dzięki czemu nie wymaga użycia statywu (ani nawet zbyt pewnej ręki)! Bardzo żałuję, że nie mogłam zabrać Mate 50 Pro na poszukiwanie zorzy – zjawiska, które na żywo wcale nie wygląda jak w National Geographic, chyba że dysponujemy profesjonalnym aparatem albo właśnie dobrym trybem nocnym w telefonie.

Mate 50 Pro pięknie fotografował wietnamskie wieczory wykorzystując tylko zastane oświetlenie. Uważam, że to najlepszy możliwy smartfon do uchwycenia klimatu miasta lampionów, Hoi An. Według producenta obiektyw XMAGE Ultra Aperture 50 MP rejestruje aż o 24% więcej światła, co pozwala nie tylko na fotograficzną wyprawę śladami barwnych lampionów rzecznej promenady, ale i na fotografowanie postaci po zmroku. Oraz oczywiście na zabawę moim ulubionym bokeh, które tylko zyskuje w ciepłym wieczornym oświetleniu.

Lampiony przy promenadzie w Hoi An| Camera Model: HUAWEI Mate 50 Pro | f/4 | Exposure: 1/100 s | ISO: 250 | Exposure bias: 0 | Focal length: 6 mm | 35 mm Focal length: 54 | Brightness: -2 / mat. własne

XMAGE to także gwarancja najlepszych kolorów, dokładnie takich, jakie widzi oko. Dawniej zdarzało mi się nie wyłączać filtra podkręcającego barwy, bo tylko tak dostrzegałam na zdjęciu zieleń tak intensywną jak w parku narodowym albo stroje tak jaskrawe, jak zamierzał lokalny rękodzielnik. Mate 50 Pro ma filtry – jasny i jaskrawy – ale praktycznie ich nie używałam. Standardowy tryb nie gasił rzeczywistych kolorów, nawet przy kiepskiej pogodzie.

Rybacy w Mui Ne| Camera Model: HUAWEI Mate 50 Pro | f/1.4 | Exposure: 1/1175 s | ISO: 80 | Exposure bias: 0 | Focal length: 6 mm | 35 mm Focal length: 58 | Brightness: -2/ mat. własne

Po czwarte: Nakręć wideo w każdych warunkach

Na koniec zostawiłam moje ostatnie pragnienie – kręcenia wideo w warunkach niesprzyjających. Spójrzmy prawdzie w oczy, dokumentowanie podróży rzadko wygląda jak na Instagramie – bez innych turystów i w idealnym świetle po wschodzie słońca. W praktyce często chcemy utrwalić obiekty niedoświetlone albo nieco oddalone od naszego oka/obiektywu. 

Jeszcze nigdy nie miałam w ręku smartfona, który potrafiłby kręcić dobre jakościowo wideo na dużym zoomie, w dodatku nie zawodziłby w półmroku. Huawei Mate 50 Pro nagrał dla mnie setki króciutkich filmików (dzięki niemu wreszcie polubiłam montowanie reelsów), ale być może najlepiej pokazuje jego możliwości wizyta w teatrze wodnych marionetek w Hanoi. Z perspektywy mocno oddalonego rzędu byłam w stanie nagrywać fragmenty dynamicznego przecież spektaklu w ciemności, na dużym zbliżeniu. 


Teraz chciałabym zabrać Mate 50 Pro do Afryki, żeby pozwolić mu nakręcić lwa przechadzającego się kilkadziesiąt metrów dalej albo pochód stada żyraf. Wiem, że świetnie dałby radę. 

Czy znalazłam telefon, który można zabrać pod namiot, na szlak czy do fascynującego miasta na drugim końcu świata? Tak bym określiła Huawei Mate 50 Pro, bo zestawienie doskonałego aparatu, wytrzymałej baterii i pojemnej pamięci spełnia najważniejsze zachcianki podróżnika. A niemal niezniszczalny ekran i szczelna obudowa pozwalają zaoszczędzić na naprawach i przerzucić fundusze na kolejny bilet lotniczy…