Pożar w lockdownie

W niedzielę na obszarze metropolitalnym Perth oraz w południowo-zachodnich regionach wprowadzono pięciodniowy lockdown. Decyzja ta została podjęta po zdiagnozowaniu pojedynczego przypadku zakażenia koronawirusem wśród ochroniarzy w jednym z hoteli. W międzyczasie na obrzeżach Perth, a dokładnie w okolicach miasteczka Woorloo, wybuchł pożar buszu.

– Ochrona życia to priorytet, a więc jeśli ktoś został skierowany na kwarantannę, ale musi się ewakuować, to oczywiście jest usprawiedliwiony – mówił Darren Klemm, komisarz Departamentu Straży Pożarnej i Służb Ratowniczych (DFES) Australii Zachodniej w rozmowie z mediami.

Żywioł zajął już 8 hektarów lasu i zniszczył po drodze 71 domostw. Przewiduje się, że straty będą jeszcze większe. Mieszkańcy Perth i okolic są proszeni o bycie na bieżąco z komunikatami od strażaków.

Do tej pory nie ustalono, co jest przyczyną wymykającego się spod kontroli pożaru. Walka z żywiołem może potrwać do kilku dni. W pomoc strażakom zaangażowało się wielu mieszkańców.

 

Koronawirus w Australii

Australię Zachodnią zamieszkuje ponad 2,5 miliona osób. Od wybuchu pandemii na terenie stanu zanotowano 904 zakażenia koronawirusem, z czego ponad 800 dotyczyło przyjezdnych zza granicy. Obecnie w tej części kraju wiadomo tylko o dziewięciu chorych.

Przez obowiązujący od niedzieli pięciodniowy lockodown mieszkańcy mogą wyjść z domów wyłącznie w celu zrobienia podstawowych zakupów, w tym do apteki. Dopuszczalne są również wyjścia do pracy, której nie można wykonywać z domu oraz ćwiczenia na świeżym powietrzu. Szkoły, większość firm, lokali rozrywkowych i miejsc kultu są zamknięte. Restauracje działają tylko na wynos.

Działania australijskich polityków mogą niektórym wydawać się bardzo radykalne, jednak właśnie dzięki zamykaniu granic i ścisłych kontrolach na lotniskach (wszyscy przyjezdni muszą przejść test na koronawirusa, a dodatkowo niezależnie od wyniku odbyć kwarantannę), udało im się zapanować nad emisją patogenu.