Region APY to słabo zaludniony obszar w południowej Australii, mieszka tu niespełna 2,5 tys. osób. Władze regionu zdecydowało się na podjęcie drastycznych kroków w obronie mieszkańców po tym, jak spragnione wielbłądy zaczęły niszczyć zagrody, a nawet wchodzić do domów.

– Utknęliśmy w cuchnących, gorących i niewygodnych warunkach, bo wielbłądy przychodzą, niszcząc ogrodzenia i wchodząc do domów, bo próbują dostać się do wody przez klimatyzatory – mówi członkini rady APY Marita Baker w rozmowie z CNN.

Wielbłądy są w stanie wyczuć wodę nawet z odległości kilku kilometrów, a trawiące Australię susza i pożary sprawiają, że naturalne źródła wody wysychają i nie są już dostępne dla zwierząt.

Jak podaje samorząd APY, obecność wielbłądów w pobliżu zamieszkanych miejscowości oraz znaczący wzrost populacji tych zwierząt już przyczynił się do wielu zniszczeń.

Dlatego też zdecydowano się na odstrzał części stad. Media podają, że może chodzić nawet o 10 tys. zwierząt.

Rozpoczęcie odstrzału zaplanowano na środę. Ma być prowadzony z powietrza przy użyciu dwóch helikopterów Robinson R44 i trwać pięć dni. Zabite zwierzęta, w miarę możliwości będą zakopywane lub palone.

Szacuje się, że obecnie populacja wielbłądów w Australii liczy ponad milion osobników i wciąż szybko rośnie. W tym tempie jej liczebność może podwoić się w ciągu dziewięciu lat.

Australijskie media podają też, ile dwutlenku węgla wytwarza tak duże stado. Okazuje się, że milion wielbłądów produkuje tonę CO2 rocznie. To tyle, ile roczna emisja pochodząca z 400 tysięcy aut.

 

„Jesteście mordercami!”

Podczas kiedy oczy całego świata zwrócone są na Australię, a organizacje prozwierzęce prowadzą zbiórki na rzecz poszkodowanych w katastroficznych pożarach zwierząt, informacja o dodatkowym odstrzale wielbłądów dla wielu okazała się ciosem.

„Wstyd!”, „Hańba!”, „Jesteście mordercami” – to tylko część z dziesiątek komentarzy, jakie pojawiły się na profilu regionu APY pod postem informującym o planowanym odstrzale zwierząt.

Po medialnej burzy samorząd APY wydał oświadczenie, w którym jednak nie cofnął decyzji, a raczej uargumentował ją, powołując się na relacje świadków i okolicznych mieszkańców, którzy widzieli „niezwykle liczne stada dzikich wielbłądów”.

 

Katarzyna Grzelak