Zgodzi się z nią każdy, dla kogo zarysowana morzami, rzekami i górami kartka jest czymś więcej. niż tylko pomocą w podróży. Praca Schalansky to dowód na to, że aby docenić dobrą mapę, wcale nie trzeba ruszać się z domu. Do większości z miejsc przez nią opisanych czytelnik nigdy przecież nie dotrze. Mało tego, sama autorka już w podtytule książki przyznaje, że nie była na żadnej z wysp. Nie musiała – jej relacje i tak mocno działają na wyobraźnię. Pisze więc o miejscach tak tajemniczych, jak Floreana, Fangataufa, Diego Garcia, Thule czy Socorro, o antypodach Londynu, daltonistach z Pingelap, dzieciobójcach z Tikopii czy tonącej wyspie Takuu, a przede wszystkim o szaleńcach, którzy zdecydowali się osiedlić na tych wystających z oceanów czubkach wulkanów.