Ponad 66 milionów lat temu olbrzymia planetoida trafiła w Ziemię, w miejsce dzisiejszego Półwyspu Jukatan. Siła uderzeniowa była tak silna, że utworzyła krater Chicxulub o szerokości ok. 150 km.

Zderzenie to wywołało falę tsunami, trzęsienia ziemi oraz wyrzuciła w powietrze pył, który przez kolejne lata unosił się w powietrzu, doprowadzając do zmian klimatycznych. To doprowadziło do wymarcia nawet 75% ziemskiego życia, w tym wszystkich nielotnych dinozaurów. Teraz okazuje się, że skutki uderzenia były jeszcze poważniejsze.

Większa ilość siarki, która uwolniła się do atmosfery mogła spowodować jeszcze bardziej dotkliwą zmianę klimatu

Najnowsze badania zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym "Proceedings of the National Academy of Sciences". Badacze w artykule opisali, że uderzenie planetoidy wyrzuciło do stratosfery dużo większą ilość siarki, niż dotychczas przypuszczano.

Naukowcy twierdzą, że olbrzymia chmura, w której składzie znajdowały się aerozole siarczanowe, powodowała znaczne ograniczenie promieniowania słonecznego. Taki stan rzeczy mógł się utrzymywać nawet kilkaset lat, co spowodowało jeszcze większe ochłodzenie klimatu (dotychczas szacowano, że klimat mógł ochłodzić się nawet o 8 stopni Celsjusza). 

Chmura w końcu opadła w postaci kwaśnego deszczu, który zmienił skład chemiczny oceanów na dziesiątki tysięcy lat. Czyli na znacznie dłuższy okres, niż wcześniej sądzono.

Naukowcy przyznają, że nie doceniali wpływu siarki na zagładę dinozaurów

– Nasze odkrycie pokazuje, że do tej pory nie docenialiśmy wpływu siarki na to, co działo się po wybuchu, a przede wszystkim jej ilości – powiedział James Witts, profesor z brytyjskiego Uniwersytetu w Bristolu, jeden z autorów badania.

Prof. Witts dodaje również, że ilość siarki w chmurze spowodowała znacznie większą zmianę klimatu. To może wyjaśniać, dlaczego ziemskie życie, a zwłaszcza to morskie, odradzało się przez tak długi czas.

Naukowcy przyznają, że odkrycia dokonali przypadkowo. Celem ich pracy było zbadanie składu chemicznego skamieniałych muszli z rzeki Brazos w Teksasie. Miejsce to znajdowało się pod powierzchnią oceanów w tym samym okresie, w którym wymarły dinozaury.

Materiał pobrany z Teksasu rzucił nowe światło na naszą wiedzę o uderzeniu asteroidy

Badacze przeanalizowali próbki materiału i ustalili, że zawierają liczne izotopy siarki, które wykazywały nieoczekiwane drobne zmiany w masie. Prof. Witts twierdzi, że do takiej sytuacji może dojść w przypadku, gdy siarka znajdzie się w atmosferze i dojdzie do interakcji z promieniowaniem UV.

Uczony dodaje, że obecność izotopów siarki w skamieniałości z okresu kredy świadczy o tym, że pierwiastek ten musiał uwolnić się w nieprawdopodobnie dużej ilości. Dla przykładu, siarka w postaci dwutlenku wydobywa się do atmosfery między innymi w trakcie erupcji wulkanu. Związek ten ma bardzo silne działanie zakwaszające i ma bardzo negatywny wpływ na środowisko.

Skutkuje to między innymi powstawaniem kwaśnych deszczów, które zakwaszają gleby i przyczyniają się do obumierania roślin. W przypadku zderzenia planetoidy, ilość uwolnionej siarki była nieporównywalnie większa, a więc i skutki były bardziej katastrofalne.

W kontekście ilości siarki, ważne było również miejsce uderzenia

Czy tak samo duża ilość siarki uwolniłaby się do atmosfery, gdyby asteroida uderzyła w inne miejsce na globie? Naukowcy podejrzewają, że nie. Autorzy badania podkreślają, że na Półwyspie Jukatan jest bardzo dużo wapienia, który jest niezwykle bogaty w ten właśnie pierwiastek.

To spowodowało znaczną kumulację emisji siarki. W sferze domysłów pozostaje na razie, czy w razie zderzenia z innym regionem Ziemi, przynajmniej część dinozaurów mogłaby przetrwać.

Źródło: PNAS