Topniejąca Arktyka staje się polem walki o bogactwo surowców

Na początku maja amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo pojechał do Rovaniemi, stolicy najbardziej na północ wysuniętej prowincji Finlandii, by wygłosić przemówienie dla Arctic Council. Organizacja została stworzona przez osiem narodów graniczących z Arktyką, oraz przedstawicieli rdzennych mieszkańców regionu. Przez jakieś 20 lat rada zachęcała do wspólnej debaty, współpracy i nowego spojrzenia na zmiany klimatyczne. Wystąpienie Pompeo jako emisariusza administracji, która ma zupełnie odmienne poglądy, sprawiło, że atmosfera zgęstniała.

– To chwila, w której USA staje jako naród Arktyki i w imię przyszłości Arktyki – zadeklarował Pompeo na spotkaniu w przededniu oficjalnej debaty. – Arktyka nie jest bowiem nagim pustkowiem na rubieżach, jak wielu myślało… Arktyka to obszar możliwości i bogactw.

Przemowa sygnalizowała koniec prawdziwie dziwacznej przemiany tego regionu, która zachodziła w ciągu ostatniej dekady, kiedy Arktyka otwierała się na biznes. Przez większą część historii ludzkości świat powyżej 66 stopnia szerokości geograficznej był niedostępny dla wielkoskalowego handlu.

Odkrywcy, spekulanci i naukowcy wiedzieli, że pod arktycznym śniegiem i lodem kryją się bogactwa naturalne i handlowe szlaki. Eksplorację pozwalającą na wykorzystanie tego potencjału długo uniemożliwiały zabójczy mróz, ciemność i ogromne odległości. Dziś krajobraz Arktyki jest bardziej zielony, niż moglibyście sobie wyobrazić. Mniej tu karibu i reniferów, za to więcej komarów, a lata są cieplejsze. Najbardziej widoczna i najbardziej niepokojąca zmiana zaszła w morzu, gdzie letni lód znika w zadziwiającym tempie.

Oczywiście pływająca tafla lodu zawsze kurczyła się w ciepłych miesiącach i ponownie narastała wraz z nadejściem zimy, ale skala jej zaniku w ostatnich latach jest bez precedensu, a zdaniem niektórych naukowców – jeszcze przyspiesza. Spece z NASA szacują, że przeciętnie co roku Arktyka traci 54 000 km2 lodu, a eksperci, którzy w 2014 r. przygotowali amerykański Narodowy Raport Klimatyczny, przewidują, że do 2050 r. region będzie w lecie zupełnie wolny od lodu.

– Wszystko dzieje się o wiele szybciej, niż ktokolwiek przewidywał – mówi Michael Sfraga, dyrektor Instytutu Polarnego w waszyngtońskim Wilson Center. – Ocean otwiera się dosłownie na naszych oczach. Dziś gra nie toczy się o ustanowienie zwierzchnictwa nad nowymi terenami. Poza kilkoma dyskusyjnymi szlakami i samym biegunem północnym granice w Arktyce są już wytyczone.

Narody i korporacje próbują teraz uszczknąć dla siebie możliwie największy kawałek tortu z wartych biliony dolarów złóż minerałów takich jak złoto, diamenty i metale rzadkie, a także ropy, gazu i ryb, oraz zapewnić sobie dostęp do oszczędzających koszty szlaków transportowych. Do tej pory najbardziej aktywnymi graczami w Arktyce były Rosja i Norwegia, które w minionej dekadzie wydały miliardy na infrastrukturę wydobycia ropy oraz gazu, porty i statki zdolne pływać po zamarzających wodach Oceanu Arktycznego.

Także Chiny starały się zdobyć przyczółki w regionie, wspierając rosyjskie projekty gazowe i oferując innym narodom Arktyki pożyczki „na rozwój”. Chińczycy budują też własną flotę lodołamaczy. To coś w rodzaju zakładu o przyszłość dla kraju leżącego ponad 4000 km na południe od bieguna. W przeciwieństwie do nich większość zachodnich społeczeństw, w tym Kanada i USA, które wspólnie kontrolują niemal połowę linii wybrzeża Arktyki, w zasadzie ignorowała północne ziemie. USA mają tylko pięć sprawnych lodołamaczy (podczas gdy Rosja 51) i żadnego pełnomorskiego portu na północ od koła podbiegunowego. Nowa narracja w kwestii granic niesie ze sobą zarzewie konfliktu, a być może nawet nowej zimnej wojny. Te obawy, które w końcu doszły do głosu w Ameryce, były prawdziwym powodem wizyty Mike’a Pompeo na posiedzeniu Rady Arktycznej.

– Ten region stał się areną walk o wpływy, a osiem arktycznych nacji musi się przystosować do tej nowej sytuacji – powiedział. – Wkraczamy w nową erę strategicznego zaangażowania… z nowymi zagrożeniami dla Arktyki i jej ziem, i dla wszystkich naszych interesów w tym regionie.

Problemem dla Ameryki jest rzecz jasna fakt, że jeśli Pompeo myśli o Arktyce jak o arenie, być może takiej, na której odbywają się wyścigi, niektóre kraje już wystartowały i mają przewagę.