Odkrycia dokonano w Trondheim, w czasie prac wykopaliskowych poprzedzających remont kanalizacji. Trondheim leży północ od Oslo, u ujścia rzeki Nidelvy. To miasto o ponadtysiącletniej historii. Zostało założone przez króla Norwegii Olafa I Tryggvasona pod koniec pierwszego milenium naszej ery. Wpierw było siedzibą królów, a od 1217 roku – stolicą Norwegii, przeniesioną później do Bergen.

Tak długa historia oznacza, że ziemia w Trondheim może skrywać niezwykle cenne skarby. I faktycznie – archeolodzy pracujący przy ulicy Erling Skakkes gate odsłonili zapadnięty dół pochodzący aż ze średniowiecza. Jego najgłębsza część, dziś znajdująca się prawie cztery metry poniżej poziomu ulicy, została wydatowana na lata 1000-1150 n.e. Nad nią znajduje się warstwa węgla drzewnego, która jest nieco młodsza (1030-1180 n.e.).

Między nimi zaś znaleziono skarb. Chodzi o okrągły kawałek kamienia wyglądający jak żeton do gry. To drugi tego rodzaju artefakt, na jaki kiedykolwiek natrafiono w Norwegii.

Tajemnicze inskrypcje: kwiaty czy runy?

– W najwyższych warstwach znaleźliśmy częściowo zachowane deski, które mogły być fragmentem niedużego miejskiego traktu. Warstwy te zakrzywiały się do środka z powodu głębokiej jamy poniżej, która zapadła się w ciągu stuleci – opowiada archeolog Dag-Øyvind Engtrø Solem z Norwegian Insitute for Cultural Heritage Research (NIKU).

Na jej dnie znaleziono kawałek kory brzozowej, pozwalający zastosować metodę datowania radiowęglowego. Między dwiema najstarszymi warstwami leżał okrągły steatyt. To kawałek skały bogatej w talk, a przez to łatwej w obróbce. W średniowieczu często używana była jako surowiec, z którego wytwarzano przedmioty codziennego użytku, ale też rzeźbiono np. figurki.

Okrągły żeton również pokryty był wyrytymi znakami. Początkowo naukowcy z NIKU wzięli je za motywy florystyczne. Ale szybko doszli do wniosku, że mogą to być runy.

Prace wykopaliskowe w Norwegii / fot. Audun B. Selfjord, NIKU

Co się znajduje na żetonie do gry?

Zdjęcia żetonu zostały wysłane do runolożki Karen Langsholt Holmqvist. Badaczka tak zainteresowała się odkryciem, że przyjechała do Trondheim obejrzeć je na własne oczy.  

– Kiedy spojrzysz na ten żeton, w pierwszej chwili wydaje ci się, że widzisz geometryczny wzór przypominający płatek śniegu – opisuje Holmqvist na stronie NIKU. – Jednak gdy przyjrzałam mu się uważniej, dostrzegłam, że te linie nie są przypadkowe. To starannie zaplanowane runiczna inskrypcja. Jest nieco przekrzywiona, jednak to bez wątpienia runy – przekonuje.

Zdrobniałe imię sprzed tysiąca lat

– Ponieważ studiowałem runologię, zawsze chciałem znaleźć runiczną inskrypcję – mówi Dag-Øyvind Solem. – Było to więc wymarzone odkrycie. 

Co wyryto na żetonie? Zmieściło się na nim tylko jedno słowo: „siggsifr”. – Na takich małych przedmiotach bardzo często ryto imiona – wyjaśnia archeolog. – „Sig” to prefiks występujący w wielu imionach. Mamy zarówno męskie, jak i żeńskie imiona − takie jak Sigurd, Sigbjørn, Sigfrid czy Sigrid.

Ponieważ wyraz kończy się na „r”, naukowcy przyjęli, że to imię męskie. Dalej robi się zagadkowo. „Sifr” to norweskie heiti – używany w staronordyckim poetycki albo metaforyczny synonim (w polskim tego typu poetyckim synonimem konia jest np. rumak). „Sifr” oznacza „brata”. A ponieważ przedrostek „Sig-” to „bitwa”, łącznie mamy „bitewnego brata” albo „brata na polu walki”.

– A może ten żeton stanowił odpowiednik szachowej figury króla? I mamy do czynienia z „wojennym bratem” gracza? – zastanawia się Solem. – Bronie często dostawały imiona. Czemu więc nie nadać jednego żetonowi do gry? – podsumowuje archeolog.

Źródła: NIKU, Heritage Daily, Life in Norway, History Blog