"Zeszłej nocy potężna burza potargała mnie i zepchnęła z trasy. Teraz mam to, przed czym mnie ostrzegano: Golfsztrom i silny przeciwny wiatr! Zbliżam się do jego osi. To jakby jazda na dzikim mustangu! Potrzebuję dokładnych prognoz na czwartek i piątek. W takich warunkach lądowanie w New Smyrna Beach to jak trafienie strzałą przeciwnika w oko z pędzącego rumaka" – SMS o takiej treści Olek Doba wysyła do swojego przyjaciela i opiekuna w Stanach Zjednoczonych, kajakarza Piotra Chmielińskiego, który jako pierwszy przepłynął kajakiem całą Amazonkę.

Podobne wiadomości wymieniają niemal codziennie – satelitarny telefon jest dla podróżnika z podszczecińskich Polic jedyną formą kontaktu z lądem.

Wiadomość o Golfsztromie wierzgającym jak mustang Doba wysyła 16 kwietnia. Dzień później wpływa na wody wewnętrzne USA, trzy dni później jest na mecie. W New Smyrna Beach na Florydzie w blasku fleszy wita go całe miasto.

Gdy pół roku wcześniej, 5 października 2014 r., odbija od mariny Doca do Bom Sucesso w lizbońskim Belém, tłum na nabrzeżu gromadzi się o wiele mniejszy.

Jest godz. 15.08. "To początek doby kajakowej" – zażartuje potem Doba. Siedmiometrowy żółty kajak mija pomnik Odkrywców i kieruje się na południowy zachód. Potem znika za horyzontem, na kilka miesięcy stając się tylko kropką na mapie, którą dzień w dzień obserwują tysiące kibicujących mu internautów.

Dzięki dwóm lokalizatorom satelitarnym SPOT mogą na bieżąco śledzić jego postępy na oceanie. Niemal natychmiast zaczyna też nadawać.

Tekstowe wiadomości, które śle do przyjaciół, są porywającym dziennikiem tej karkołomnej eskapady.

W chwili startu z Portugalii Doba ma 67 lat. Połowę dotychczasowego życia spędził w kajaku. Dawniej traktował go rekreacyjnie, jako weekendową odskocznię od pracy inżyniera. Gdy swoje już przepracował, zapragnął wyzwań. Opłynął Bałtyk, Bajkał, z wiosłem dotarł nawet za koło podbiegunowe. Ocean był więc niejako naturalnym ciągiem dalszym.

W 2010 r. w 99 dni przepłynął Atlantyk w najwęższym miejscu, z Senegalu do Brazylii. Zaczął wówczas na tzw. trasie pasatowej, wśród stałych, ciepłych wiatrów strefy międzyzwrotnikowej, na półkuli północnej wiejących z północnego wschodu, na południowej – z południowego wschodu.

Nie dość, że zapewniają dobrą, bezpieczną pogodę, to jeszcze tworzą Prąd Północnorównikowy gnający wodę z prędkością ok. 2 km/h. To czyni ten rejon oceanu idealnym do rejsów. Z czasem Doba znalazł się bliżej równika, w strefie konwergencji tropikalnej, z gwałtownymi burzami i zmiennym wiatrem.

Teraz miał przed sobą trasę niemal dwa razy dłuższą i o wiele trudniejszą, bo pozbawioną wiejących mu w plecy pasatów. Podobne przepłynęło dotychczas tylko dwóch kajakarzy.Trzeci pokonał odwrotną drogę – z Nowej Fundlandii do Irlandii. Wszyscy oni startowali jednak z wysp i na wyspach kończyli, co znacznie skraca dystans. Doba jako pierwszy płynie z kontynentu na kontynent.

I choć plan podróży przygotowywał półtora roku, od początku nie wszystko idzie zgodnie z planem.

To tylko fragment okładkowego artykułu z kwietniowego numeru "National Geographic Polska" – całość w kioskach już w najbliższy poniedziałek.