Silny sztorm nieustannie cofa Aleksandra Dobę w przeciwnym kierunku od obranego. Na domiar złego pojawił się kolejny problem: awaria steru.

Rozmawialiśmy z Piotrem Chmielińskim, który z drugiej strony Atlantyku, pomaga Andrzejowi Armińskiemu (główny sponsor i koordynator wyprawy Atlantyk II) kontrolować sytuację na Atlantyku.  Doba od 135 dni samotnie walczy z żywiołem. Bywają gorsze i lepsze dni. Niestety ostatnio sytuacja nie wygląda ciekawie:
- Potężny sztorm znowu cofa Olka. Silne przeciwne wiatry potrwają do poniedziałku. Na domiar złego Olek poinformował 13 lutego 2014 wieczorem, że stracił ster i konieczna jest naprawa. Bez steru kajak nie zdoła się przebić w stronę pasatów. Zapadła decyzja o płynięciu w stronę Bermudów w celu dokonania napraw. Będę na miejscu w poniedziałek, najpóźniej we wtorek. Przewidujemy 3 możliwości - Piotr Chmieliński relacjonuje prosto z Waszyngtonu.O jakich trzech wariantach mówi? - Podpłynę do Olka małym statkiem i będę mu towarzyszyć, żeby zgodnie z planem sam dobił do brzegu. Druga opcja jest taka, że jeśli jeśli trafimy na burzę, trzeba będzie wynająć duży statek, na pokładzie którego będzie można naprawić kajak Olka.Ostatnia i rzeczywiście taka, którą zastosujemy w ostateczności: zostawimy kajak, by ratować Olka. Mam nadzieję, że jednak taki ruch nie będzie konieczny.

Nawet, jeśli wyprawa Olka będzie musiała się zakończyć na Bermudach, to jest to ogromny sukces. Jeszcze nigdy inny kajakarz nie przebywał na Atlantyku tak długo jak Olek, który w tej chwili już pobił swój własny rekord z 2011-go roku.

Pytanie, które chyba najczęściej pojawia się w kontekście samotnej podróży Aleksandra Doby po Atlantyku, dotyczy właśnie tej samotności: jak ją znosi, jak radzi sobie z byciem tylko sam ze sobą. O tym, opowiada nam Piotr Chmieliński: kajakarz, ale przede wszystkim przyjaciel Olka, który zna go najlepiej:

- Po powrocie z pierwszej transatlantyckiej wyprawy, zwykle odpowiadał żartobliwie, że to taki stan, w którym nie ma się nawet z kim pokłócić. Z radością dziecka opowiadał o odwiedzinach ptaków, delfinów, latających ryb i szczególnym wsparciu, jakiego ci morscy przyjaciele udzielali człowiekowi przez kilka miesięcy zdanego na obecność tylko wielkiej wody wokół siebie. Czy uważa siebie za samotnika? Kilka dni temu napisał do mnie z telefonu satelitarnego: Nie jestem typem samotnika. Tęsknię do zwykłych kontaktów, uścisków dłoni, normalnych rozmów. Mimo to i mimo problemów, z którym boryka się przez ostatnie tygodnie próbując zbliżyć się do amerykańskiego wybrzeża, nie wspomina słowem o zmęczeniu, nieodmiennie emanuje od niego entuzjazm i wiara w osiągnięcie celu. Dalej pisze: Cenię sobie ambitne wyzwania, dlatego ta wyprawa. Ponad cztery miesiące tej wyprawy to różnorakie zmagania z żywiołami wody i powietrza. Jakie pokłady cierpliwości musiałem znaleźć, by przetrwać wiatry południowe. Ile jeszcze? Polecam jednak wszystkim, by odważyli się marzenia zmieniać w plany, a te realizować. Odklejcie się od foteli i hajda PRZYGODO! A tak o Aleksandrze Dobie mówi jego syn Czesław: Aleksander Doba, mój tata, jest dla mnie wielką inspiracją. Większość ludzi po sześćdziesiątce prowadzi spokojny tryb życia pełen rutynowych zdarzeń. Olek spędza swój wolny czas między innymi ścigając się ze studentami na spływach kajakowych. W tym gronie zresztą czuje się najlepiej. Tak, jakby powracał do czasów młodości, zarówno psychicznie i fizycznie. Dlatego zawsze tryska pełnią energii. Jest bardzo ciekawy życia i szuka nowych wyzwań.

Oprócz Andrzeja Armińskiego, bardzo pomocna okazała się także Gmina Police, dzięki której Olo mógł zrealizować drugą atlantycką wyprawę.

Trzymamy kciuki, by bezpiecznie dobił do brzegu! Jeżeli już teraz chcecie się dowiedzieć jak to jest znaleźć się na środku oceanu w czasie sztormu z silnymi wiatrami i ogromnymi falami zapraszamy do przeczytania książki „Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean” – już dostępnej na eBook:

http://bezdroza.pl/ksiazki/olo-na-atlantyku-kajakiem-przez-ocean-aleksander-doba,bekaja.htm#format/d