Planetoida podobnej wielkości do nowoodkrytej 2023 DW spowodowała tzw. katastrofę tunguską, do której doszło 30 czerwca 1908 roku na terenie środkowej Syberii. Wówczas, mimo tego, iż kosmiczny odłamek eksplodował przed uderzeniem w powierzchnię Ziemi, powalił 80 milionów drzew na obszarze około 2150 kilometrów kwadratowych.

Zgodnie z późniejszymi badaniami, planetoida przemieszczała się z prędkością 54 tys. km/godz. i rozpadła się 10 km nad powierzchnią Ziemi. Dzień 30 czerwca został ustanowiony przez ONZ Międzynarodowym Dniem Planetoid.

Czym jest skala Turynu?

2023 DW plasuje się na pierwszym miejscu w tzw. w skali Turynu. To metoda kategoryzacji zagrożenia uderzeniami związanego z obiektami bliskimi Ziemi (NEO), takimi jak planetoidy i komety. Na szczęście dla nas, sklasyfikowanie jej na tej pozycji oznacza, że szansa na to, iż 2023 DW faktycznie uderzy w Ziemię, jest jak 1 do 625. Innymi słowy mamy na to 0,16 proc. szans. Tak przynajmniej wynikało z pierwszych obliczeń NASA.

Asteroida musiałaby osiągnąć poziom 3 na skali, aby mieć 1 procent szansy na stworzenie lokalnego zagrożenia. A to wciąż szalenie daleko do poziomu 10, który oznacza zagrażającą cywilizacji katastrofę. Skoro 2023 DW nie wydaje się groźna, po co ją obserwować?

Przede wszystkim dlatego, że jej trajektoria nie jest wcale taka pewna. – Gdy dostrzegamy jakieś obiekty po raz pierwszy, potrzebujemy kilku tygodni stałych obserwacji, by zmniejszyć niepewność i odpowiednio przewidzieć ich orbity na wiele lat w przyszłości – napisała w komunikacie NASA. – Analitycy orbity będą nadal monitorować asteroidę 2023 DW i aktualizować prognozy w miarę napływu większej ilości danych.

Aktualizacja pojawiła się dość szybko, bo już 16 marca. NASA podała, że ryzyko kolizji jest mniejsze niż wcześniej szacowano i wynosi 1 do 770. Oznacza to, że zagrożenie spadło do 0,13%. Europejska Agencja Kosmiczna jest jeszcze bardziej optymistyczna. Jej zdaniem szanse na zderzenie wynoszą 1 do 1548, czyli 0,06%.

Jak daleko jest planetoida 2023 DW?

W tej chwili wiemy, że odkryta w połowie lutego tego roku planetoida 2023 DW znajduje się obecnie około 0,14 jednostki astronomicznej (AU) od Ziemi. To w przybliżeniu 21 milionów kilometrów. Obiekt pędzi z prędkością 88 tys. km/godz. Według aktualnych wyliczeń, ten kawałek kosmicznego gruzu potrzebuje 271 dni, aby okrążyć Słońce. Możemy zobaczyć jego ruchy w czasie rzeczywistym w porównaniu z resztą Układu Słonecznego za pośrednictwem imponującego trackera, stworzonego przez Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA (JPL).

Orbita 2023 DW może się zmienić m.in. w wyniku tzw. efektu Jarkowskiego, po raz pierwszy opisanego przez polskiego inżyniera Jana Jarkowskiego. Chodzi w nim o to, że poszczególne części planetoidy otrzymują różne dawki promieniowania słonecznego, przez co w różnym stopniu się nagrzewają. Oddając to ciepło, wytwarzają minimalny efekt „odrzutu”, który może zmienić trajektorię lotu. Zmiana jest minimalna, ale rośnie wraz z odległością, jaką przebywa planetoida. A, jak już powiedzieliśmy, 2023 DW ma do Ziemi 21 milionów kilometrów.

Może też zmienić trajektorię po zderzeniu z innym ciałem niebieskim, które zadziała jak impaktor kinetyczny. Może się okazać, że nawet jeśli 2023 DW nie będzie stanowić bezpośredniego zagrożenia dla Ziemi, będzie dobrym obiektem do przetestowania nowych metod obrony planetarnej.

Impaktor kinetyczny i ciągnik grawitacyjny

O tym zadecyduje Biuro Koordynacji Obrony Planetarnej. Może ono wysłać w kierunku planetoidy impaktor kinetyczny analogiczny do satelity DART (Double Asteroid Redirection Test), który zmienił orbitę planetoidy Dimorphos, lub wypróbować coś nowego. Na przykład ciągnik grawitacyjny.

Koncepcję ciągnika grawitacyjnego po raz pierwszy opisali w 2015 Edward Lou i Stanley Love z Centrum Kosmicznego Lyndon Johnson NASA. Uznali, że bezpośredni kontakt z planetoidą jest potencjalnie niebezpieczny. Dlatego do przesunięcia kosmicznej skały można użyć siły działającej na odległość, czyli grawitacji.

W rzeczywistości ciągnik grawitacyjny odgrywa rolę holownika, wykorzystując własny ciąg grawitacyjny, aby popchnąć planetoidę na inną trasę. Tym ciągnikiem może być statek kosmiczny, który, lecąc równolegle do skały, będzie ją przyciągał. To pozwoli na odholowanie jej w bardziej bezpieczne dla Ziemi miejsce. Mając 23 lata do hipotetycznego uderzenia, możemy przetestować tę metodę, która przez wielu jest oceniana jako bardziej odpowiednia do ochrony przed dużymi obiektami, które mogą naprawdę zagrozić życiu na Ziemi.

Źródła: NASA, CNN, ESA.