ZOBACZ GALERIĘ >>>

Jeszcze chwilę temu szedłem z grupą znajomych. Teraz – jestem sam. Spokojnym krokiem idę uliczkami wioski. Zewsząd dolatują mnie okrzyki dzieci Tubab! Tubab!

Nie oznacza to nic innego jak białas. Oczywiście, broń Boże, nie jest to obraźliwe. Po prostu cieszą się, że widzą tutaj białego. Do kraju może i przyjeżdżają ludzie z Europy, ale nieczęsto ktoś odwiedza ich wioskę.

Tłum dzieci w przeróżnym wieku otacza mnie szczelnym parawanem. Każdy chce zamienić ze mną słowo, nawet jeśli jest to tylko hello. Każdy chce dotknąć, złapać za rękę, zagrać w piłkę. Wszyscy bawią się razem. Niezależnie od wieku.

Idę dalej. Mijam domy, w których cieniu siedzą spokojnie dorośli. Oparci o ściany, obserwują. Badają okolicę. Jest za gorąco, więc jeśli nie trzeba wychodzić na słońce, lepiej zostać w cieniu. Czasem, gdy nie mają pracy, potrafią spędzać tak całe dnie. Ich spokojnie posiedzenie może zmącić tylko znajomy, który przyjdzie pogadać i wypić razem herbatę.

Wchodzę pod wystający daszek domu i pytam:

 - Szukam moich przyjaciół, białych. Widzieliście ich?

Nie znają angielskiego. Dogadujemy się na migi. Twierdzą, że muszę szukać na targu. Przechodzę więc przez targ. Nieco już przestraszony. Jestem w tej wiosce zupełnie sam. Sam w obcej mi wciąż Afryce. Tym razem zewsząd dochodzą mnie okrzyki: Hey friend! Tubab! White boy! Come here! Chcą, żebym podszedł, porozmawiał, może coś kupił. Nawet gdybym miał nieograniczony czas to wątpię, żeby udało mi się porozmawiać z wszystkimi chętnymi w ciągu jednego dnia.

Okrzyki - pomimo, że przyjazne - sprawiają, że nie mogę się skupić. Nagle wyrasta przede mną miejscowa kobieta:

– Szukasz swoich przyjaciół? Białych?
Tak, nie widziałaś ich?
– Spokojnie, są blisko. Nigdzie się im nie spieszy, więc ty też się nie spiesz.
– Chciałbym do nich dołączyć, wiesz gdzie są?
Tak, on cię zaraz do nich zaprowadzi – i wskazuje na mężczyznę siedzącego obok – ale najpierw wejdź do mojego sklepu i zobacz co mam. Może coś ci się spodoba i kupisz.
Nie mam przy sobie pieniędzy – mówię już nieco zdenerwowany. - Poza tym nie chcę teraz nic kupować .
– Och, no trudno. Ale wejść i zobaczyć chyba możesz.

Nieco wbrew sobie wchodzę do środka. W tym momencie zaczyna się wypytywanie: skąd jestem, jak się nazywam, czy podoba mi się tutaj, czy podobają mi się jej towary? Cały czas bardzo serdecznie. Chwilę z nią rozmawiam, ale moje europejskie poczucie czasu nagli.

– Rzeczywiście masz piękny sklep, ale naprawdę muszę już iść.
No dobrze, przecież cię nie zatrzymuję – i podaje mi rękę. Ale nie tak zwyczajnie, tylko łapie ją i trzyma i mówi, że miło było mnie poznać, że jeśli kiedyś będę chciał coś kupić lub zwyczajnie pogadać to żebym przyszedł tutaj, do niej, na stanowisko numer 28.

Z pomocą mężczyzny docieram nad rzekę, gdzie w cieniu palmowego dachu siedzą moi znajomi. Oczekują na łódkę, która zabierze nas w stronę miasta. Ledwo zdążam usiąść, napić się i opowiedzieć co mnie spotkało, gdy ktoś podchodzi i siada obok mnie:

– Hej, jestem Wallin, a Ty?

I wszystko zaczyna się od nowa. Rozmowa trwa prawie 40 minut. Opowiada mi o edukacji, swojej rodzinie, planach, marzeniach, ambicjach. Na koniec podaje mi malutki skrawek papieru i prosi o zapisanie adresu e-mail. Od teraz jesteśmy przyjaciółmi na zawsze. Jeśli zadzwonię do niego za 10 lat i powiem, że razem oczekiwaliśmy na moją łódkę, będzie mnie pamiętał. Długo jeszcze stoi na brzegu i patrzy jak odpływam w dal.

Dziennie zawiera się takich znajomości kilka. Jest ich tak dużo… Boję się, że mogę zapomnieć. Mam wrażenie, że oni nigdy.

 

_______________
GAMBIA

To mały kraj. Najmniejszy na kontynencie. Wije się wzdłuż rzeki i wbija klinem w Senegal. Ma tragiczną historię. Jest to była kolonia brytyjska, w której handel niewolnikami kwitł przez blisko 300 lat. W ciągu tego czasu wywieziono stąd ok. 3 mln niewolników.

Gambia ma niezwykle, bogatą florę i faunę. Pomimo niewielkiego obszaru można tu spotkać przyrodę charakterystyczną dla terenów nadmorskich, przyrzeczne lasy galeriowe, bagna i lasy namorzynowe oraz roślinność sawannową. Żyje tu ponad 600 gatunków ptaków, czyli aż ¾ różnorodności gatunkowej ptaków w całej Afryce. 

Chociaż niepodległe państwo funkcjonuje zaledwie od 1965 roku, poczucie tożsamości narodowej jest tu bardzo duże. Podobnie jak poczucie rytmu, przekazywane genetycznie. W Gambii grać można na wszystkim i wszędzie. Taniec – prosta zabawa, a uśmiech gwarantowany.

Życie kwitnie na ulicach. Kobiety noszą na głowach kosze pełne ryb z kutrów na targ rybny odbywający się wieczorami w Tanji. Gambijczycy choć są bardzo przyjaźni, nie zapominają o swojej trudnej i bolesnej historii.

Tekst i zdjęcia: Bruno Pawlak