Lubię pomyśleć, że zamieszkującym Wyspy Owcze Farerom przysłużył się wyjątkowy psotniś, który rozlał niebieski atrament na mapie Europy. Dzięki niemu północny Atlantyk wypluwa 18 miniaturowych kropek. Wyspy Owcze, wyspy widma. Gdyby zmazać je z mapy świata, wyparowałoby 47 787 Farerów i 78 563 owce.

Postawię ci butelkę lokalnego piwa Föroya albo jogurt farerskiej przetwórni mleczarskiej, której krowy z powodu obfitych deszczów pasą się w hangarach. Musisz tylko wskazać skąpiej opisany kraj albo autonomię w Europie.

Archipelag wulkanicznych wysp pod duńską jurysdykcją znajdziesz w trójkącie między Szkocją, Islandią a Skandynawią. Wyspy Owcze są ojczyzną dumnych wielorybników, pasterzy i sprzątaczek, których zarobki nie odbiegają od diet parlamentarzystów.

Trafiłem tu z M. i dwiema hulajnogami. Jedna rozklekotała  się przed wjazdem do podwodnego tunelu łączącego wyspy Vágar i Streymoy. Druga zbiera kurz w garażu w osadzie Vestmanna. Zostawił ją M., pierwszy człowiek na świecie, który pokonał na jednośladzie pięciokilometrową trasę pod dnem Atlantyku. Od spalin prawie wzięło go na wymioty.

Nieporadna myśl: z hulajnogą jest jak z powierzchowną przyjaźnią. Lubimy się, kiedy jest z górki. Pod górkę wolelibyśmy się rozstać.

Na Wyspach Owczych jest zawsze z górki albo pod górkę. Chimera natury. I uwypuklenie tej chimery: wiatr, który zetnie z nóg albo zepchnie cię, krnąbrny kierowco hulajnogi, wprost pod nadjeżdżającą cysternę. Przygotuj się na spotkanie z krainą, gdzie w ciągu doby mogą nastąpić cztery pory roku, gdzie kaczki chowają się pod gazikami, a najczęściej odwiedzaną witryną w internecie jest portal meteorologiczny. Zawiązałeś sznurowadła w nieprzemakalnych butach? Zaczynamy więc naszą podróż.

Lądujemy na jedynym w kraju lotnisku na wyspie Vágar  i udajemy się do schowanej w dolinie malowniczej wioski Gásadalur, gdzie w 15 domach mieszka 17 osadników. Jedziemy krętą wąską drogą, która oplata stromą górę jak sznur pojmanego podczas zabawy w Indian i kowbojów. Klif, po którym się wspinamy, ma ponad 300 m wysokości. Na wysokości osady Bour spoglądam na prawo: masywna, chropowata ściana skalna. Po lewej przepaść i błękitne lustro spokojnego od godziny Atlantyku, z którego wystają Mykines. To najdalej wysunięta na zachód wyspa archipelagu – w lipcu jest domem dla tysięcy maskonurów i głuptaków. Obok dwie siostrzane wysepki: Gasholmur i Tindholmur, z perspektywy miejsca, w którym się znajduję, przypominają one dwa pluskające się potwory.




Pierwotny szlak łączący Gásadalur z cywilizacją wiódł  przez strome, skaliste góry. Pięć kilometrów nieosiągalnych dla niedoświadczonego piechura. Najpierw mozolna wspinaczka, później gwałtowne zejście. Sam nie wiem, na czym łatwiej się poślizgnąć: na nasiąkniętej deszczem trawie czy może na wypolerowanych na połysk skałkach, które w dodatku odrywają się od struktury skalnej jak badziewny uchwyt na ręcznik ze sklepu „Wszystko po pięć złotych”.

Sytuacja poprawiła się w 2002 r. W nadziei na zaludnienie bogatych w żyzne ziemie terenów rząd wybudował tunel łączący osadę z większymi aglomeracjami na Vágar. Inwestycja nie przyczyniła się do zwiększenia populacji, niemniej teraz możemy dostać się tu na hulajnodze i poznać Karla Mikkelsena. To słynny na całe Wyspy Owcze listonosza, który przez dwie dekady wspinał się z torbą pełną przesyłek.

– Karl, spoglądasz  czasem na szczyt tej góry? – wskazuję strome wzniesienie odgradzające Gásadalur od reszty wyspy Vágar.
– Czasem spoglądam.
– I co czujesz?
– Ulgę czuję.
– Dlaczego?
– Bo odkąd wywiercili tunel i dali mi samochód, nie muszę już się wspinać.

Na Koltur nie można przypłynąć łodzią. Połączenie morskie jest niebezpieczne i niepraktyczne. Jedynym rozwiązaniem pozostaje podróż helikopterem, który kursuje trzy razy w tygodniu. Koltur ma 2,5 km2. Gdyby spłaszczyć wyspę i wykorzystać każdy jej skrawek, starczyłoby miejsca na parking dla 833 aut osobowych.

W przewodnikach przeczytamy, że Koltur jest: „niewielka, wąska, mikroskopijna, kameralna”. Nic bardziej mylnego. Kiedy staniesz u podnóża stożkowatej góry Uppi á Oyggj albo przycupniesz na przepastnych łąkach w dolnej części wyspy, poczujesz jej ogrom. Trudno go opisać.  Jest tu wszystko – skalne kloce i chybotliwe patyki traw, strome klify i piaszczysta plaża. Wysoka na 477 m góra i rozległa nizina, która z lotu ptaka wygląda jak facjata z licznymi szramami. Bruzdy w ziemi wypełnia krystaliczna słodka woda spływająca w dół wyspy. Dotknięte klątwą bezruchu ptaki, słońce, mgła, bryza, wicher, siąpawica i ulewa. Widok z Koltur w kierunku siostrzanej wyspy Hestur – to widok na cały świat.

Dziś Koltur wydaje się już ujarzmiona. W centralnym punkcie wyspy natrafiłem na spalinowy agregat. Kilkanaście metrów dalej doliczyłem się 21 czerwono-żółtych beczek Shella i 108 plastikowych worków z sianem. Atrybuty cywilizacji zmieniają Koltur, ale ta wciąż pozostaje miejscem, w którym człowiek jest gościem na włościach natury, a nie natura zdaje się na łaskę człowieka.

Agregat znajduje się kilkaset metrów od zabudowań z czasów wikińskich – Heimi í Húsi oraz Norfiri í Gerfi – kiedy w chatach nie było jeszcze okien. Podłogę zastępowała ubita ziemia, a ciepło dawała mieszkająca z domownikami krowa. Ludzie myli włosy, nacierając czubek głowy uryną, którą przechowywali w drewnianych beczułkach.

Farmę Heimi í Húsi na początku zamieszkiwała prawdopodobnie tylko jedna rodzina,  której specjalnością była uprawa kukurydzy. Z ulotki turystycznej o Koltur wyczytać można, że tuż przed reformacją sprowadziła się na wyspę druga familia. Tak powstała farma Norfri í Gerfi. Rodziny z początku żyły obok siebie w przyjaźni. Z czasem jednak się poróżniły. Dziś już nikt nie wie, o co chodziło.




Nie wiedzą tego nawet Lukka i Bjorn Paturssonowie, którzy zanim przenieśli się w 2009 r. do Tórshavn, byli jedynymi mieszkańcami wyspy. Pobyt na Koltur to fetysz, powie każdy mizantrop. To także studium samotności kontrolowanej, z której w każdej chwili można zrezygnować. „Czy czujecie się samotni?” – pytanie, które Lukka i Bjorn usłyszeli pewnie kilkaset razy, jest niewysoką ceną za szczęśliwe życie, które wiedli. W samotności.  

– Samotność na Koltur i w Kopenhadze są zupełnie inne – tłumaczy Bjorn. – Samotność na Koltur pochodzi z wyboru. Jest więc przyjazna. Samotność w Kopenhadze jest przygnębiająca, bo na centralnym deptaku, wśród obcych ludzi, nie wytłumaczysz sobie, że ją wybrałeś.

Cisza absolutna. Spuszczę więc kamień znad przepaści – tak,  by uderzył o wyrastające z oceanu skały (będzie spadał trzy sekundy). Jeszcze spojrzę na Streymoy (tam jest najwięcej życia na Wyspach Owczych), jeszcze przebiegnie gromadka szynszylowych owiec (drepczą jak dziewczyny na WF-ie) i przyleci helikopter. Wskoczę szybko do kabiny, zamknę drzwi i po chwili maszyna uniesie mnie do góry.
Stołeczny hostel przy Dr. Jakobsensgota poza sezonem letnim straszy ciszą. W sezonie (w czerwcu są białe noce, a w lipcu widowiskowe święto farerskie – Ólavsoka, podczas którego cały kraj zjeżdża do Tórshavn, by przez całą noc tańczyć w uściskach) nie znajdziesz miejsca nawet na podłodze, a wszystkie 60 łóżek będą okupować Duńczycy, Amerykanie, Szwedzi, Włosi, Niemcy i Australijczycy – najpewniej przezornie rezerwowali noclegi zimą.

Co jakiś czas na Wyspach pojawi się turysta z Polski. Informatyk z Wrocławia spędził noc w budce telefonicznej. Podobno  zasnął w pozycji embrionalnej. Przyzwyczajona do wygód studentka z Krakowa zjechała sześć kontynentów w towarzystwie dojrzałego sponsora. Zatrzymywali się w najlepszych hotelach Zambii, Namibii, Botswany, a na Wyspach Owczych celowali w apartament w najlepszym w kraju czterogwiazdkowym hotelu Foroyar, z którego w 2007 r. korzystał Bill Clinton.

W lipcu namioty uwidaczniają się jak piegi, a przyportowe sklepy zamieniają w targowiska pamiątek, galerie malowanych muszelek i bosmańskich fatałaszków. Latem, w czasie Ólavsoki i festiwalu muzycznego w Gocie, Tórshavn wchodzi w rolę uboższego, lecz dumnego kuzyna Majorki lub innej Teneryfy. Kuzyna w sztormiaku zamiast kąpielówek.

Od kilku godzin sunę hulajnogą po niespełna 14-tysięcznej stolicy, gdzie wiekowe domy przykryte są trawiastymi dachami. Mijam port z kilkudziesięcioma jachtami, dwa amatorskie teatry (na Wyspach Owczych pracuje zaledwie jeden profesjonalny aktor), kino i stadion narodowy, na murawie którego wypróżniają się psy. Przede mną makarony opustoszałych uliczek. Może skosztuję świeżego łososia w kaparach serwowanego w restauracji hotelu Hafnia. Może wybiorę się do Domu Nordyckiego na koncert farerskiego barda i pierwszego hipisa na Wyspach Owczych – Hanusa G. Johansena, albo udam się do Galerii Sztuki Współczesnej posłuchać, jak o farerskich malowidłach (pierwszy obraz na Wyspach Owczych powstał dopiero w połowie XIX w., a jego autorem był Dífirikur á Skarvanesi, farmer z wyspy Sandoy) opowiada kustosz Mortan Vang? To w ogóle ciekawy facet – w wolnych chwilach tłumaczy Tolkiena z angielskiego na farerski – zagrożony język, którym posługuje się 80 tys. ludzi na świecie. Farvel!

PS
Nie wspomniałem o wymarłej osadzie Vikar na jednym z 600  farerskich krańcach świata, o osadnikach, którzy taszczyli prowiant, zjeżdżając na linie ze stromej góry. Nie napomknąłem o szaleńcu, który na łódce bez żagla płynął przez Morze Norweskie, za towarzysza mając kota, o kobietach kąpiących się (niezależnie od pory roku) w oceanie i o szeleście plastikowych ochraniaczy na buty, bez których zapobiegliwi kierowcy nie zbliżają się do swoich aut. O jednostce policji do spraw wypadków drogowych z udziałem owiec ani o mężczyźnie z Argir, który przez 24 godziny pływał w basenie. Później zjadł furę czekoladowych ciastek i trafił do Księgi rekordów Guinnessa.


3 SPOSOBY NA WYSPY OWCZE

NOCLEG

Pola namiotowe i domy gościnne. Cena: 50–80 zł. Pamiętajmy, że nawet w okresie wakacyjnym temperatury są relatywnie niskie.

Hostel w centrum  Tórshavn. Niedrogo (100–150 zł/os.), lecz łóżka na okres letni powinniśmy rezerwować nawet w styczniu.

Czterogwiazdkowy hotel Foroyar w Tórshavn jest rozwiązaniem dla tych, którzy cenią komfort. Ceny bardzo wysokie – od 800 do 3,8 tys. zł.  

JEDZENIE

Posiłki przygotowywane własnoręcznie. Najtańsze mrożonki kosztują ok. 25 zł.

Fast foody w jedynym w kraju centrum handlowym SMS. Koszt posiłku to min. 40 zł/os.

Restauracje w hotelach Foroyar i Hafnia. Kuchnia farerska, śródziemnomorska itd. Koszt posiłku: od 80 do 300 zł/os.

ROZRYWKA

Piesze wycieczki. Wyspy to właściwie jeden wielki park krajobrazowy. Płacić będziemy jedynie za dojazdy, żadne szlaki nie są biletowane.

Museum of Art  w Tórshavn. Galeria, w której zobaczymy prace wszystkich najważniejszych artystów kraju.

Wyprawa na bezludną  i najmniejszą wyspę archipelagu Lítla Dímun. W programie tańce, ognisko i poczęstunek. Koszt: ok. 800 zł. 


INFO

Język: farerski.

Ludność: 49 tys.

Religia: luteranizm.

Waluta: korona farerska równolegle z koroną duńską (przelicznik 1:1). 1 KR = O,53 zł.  Walutą nie można płacić w Danii

Od czerwca do sierpnia, kiedy są najwyższe temperatury, a kraj jest intensywnie zielony. W czerwcu dodatkową atrakcją będą białe noce, a w lipcu obserwacja maskonurów na Mikines i największe święto farerskie Ólavsoka.

Na Wyspy Owcze dotrzemy zarówno drogą powietrzną (z międzylądowaniem w Kopenhadze, skąd zabierze nas samolot narodowego przewoźnika farerskiego Atlantic Airways – ok. 2,5 tys. zł w obie strony od osoby), jak i lądowo-morską. Jeśli chcemy wziąć własne auto, musimy dotrzeć do portowego miasta Hirtshals w duńskiej Jutlandii, skąd zabierze nas prom Smyril Line (koszt to ok. 3 tys. zł od osoby).

Najlepiej wykupić okresowy bilet na wszystkie bądź wybrane linie autobusowe. Koszt pojedynczego przejazdu, np. z lotniska do stolicy kraju, to ok. 50 zł.

Warto polecieć helikopterem  na Koltur (skusić może relatywnie niska cena – ok. 75 zł). Połączenia między poszczególnymi wyspami zapewniają także promy i płatne podwodne tunele. Alternatywa dla backpackersów: wciąż popularny na Wyspach Owczych autostop.

O ile możemy zaoszczędzić na wodzie (kranówka jest krystalicznie czysta i zdatna do picia), o tyle przygotujmy się na spore wydatki na produkty spożywcze. Za bochenek najtańszego chleba zapłacimy ok. 12 zł. Najdroższe są produkty świeże.

Ze względu na ukształtowanie terenu Wyspy Owcze nie są komfortowym miejscem dla niepełnosprawnych. Tylko niektóre muzea, galerie i budynki użyteczności publicznej posiadają podjazdy.


www.havnar.blogspot.com www.faroe.pl CZAS:10 DNI   KOSZT: 4–8 TYS. ZŁ (W ZALEŻNOŚCI OD PORY ROKU)